Zamiast wybrzydzać na emigrantów i protestować na ulicach powinniśmy ich do Polski zapraszać!
Zapraszać hasłami: „Polskie obozy koncentracyjne już na Was czekają!”,
„Serdecznie witamy Emigrantów w Polsce, skorzystajcie z usług naszych obozów”.
Nie mam tu oczywiście na myśli otwierania bram obozów, które są muzeami, ale nowe, bądź stare, wyremontowane:
„Obozy o wysokim standardzie, wyremontowane specjalnie dla Was Emigrantów przy udziale funduszy unijnych”. Prawda, że dobrze brzmi?
Że co, że to nie prawda, że tak nie można mówić?
A dlaczego pytam się? Rzeczy trzeba nazywać po imieniu, a nie robić jakieś słowne wygibasy w poprawnopolitycznej nowomowie.
Ustalmy fakty. Podobno pani premier Kopacz zgodziła się przyjąć do Polski około 12 tys. emigrantów. Podobno warunkiem, jest też, aby emigranci nie mogli wyjechać z Polski do bardziej atrakcyjnych krajów, jak np. Niemcy. Jak zatem można ich w Polsce zatrzymać? Dwoma sposobami. Można puścić wolno i każdemu z nich dać co miesiąc tyle pieniędzy, żeby nie myślał o wyjeździe z Polski gdziekolwiek, co jest mało realne, bo wywołałoby to frustrację u Polaków i zamieszki na ulicach, oraz nieprawdopodobny ściąg emigrantów do Polski, czego żaden budżet by nie wytrzymał, więc ten wariant można od razu skreślić. Pozostaje więc do rozważenia wariant drugi. Pozamykać ich w obozach koncentracyjnych nie wiadomo na jak długo, a przynajmniej do czasu kiedy nasz standard życia nie zrówna się z niemieckim. Że co, że nie można nazywać ośrodków skupiających (koncentrujących) emigrantów w przeznaczonych dla nich ośrodkach obozami koncentracyjnymi? A czym by one się różniły od obozów koncentracyjnych? Też musieliby być strażnicy pilnujący, aby z takiego ośrodka emigranci nie uciekali. Podobne jak w obozie stłoczenie (koncentracja) na niewielkiej przestrzeni (w Polsce mamy tylko podobno około 500 miejsc w ośrodkach dla emigrantów!). Racje żywnościowe też nie mogłyby być za duże i nie koniecznie halal (skąd wziąć w Polsce tyle owiec?), aby młodzi i jurni mężczyźni (to podobno około 80% wszystkich emigrantów) nie sprawiali kłopotów obsłudze i sobie na wzajem. Przy okazji, aby się zbytnio nie nudzili i nie kombinowali, organizacje społeczne mogłyby prowadzić dla emigrantów edukację z praw człowieka, tak ważnych przecież dla elit rządzących Unią Europejską. Widzę tu dużą rolę zwłaszcza dla działaczek organizacji feministycznych. Można też wprowadzić dla nich lekcje języka polskiego, zajęcia przybliżające im polską kulturę i obyczaje, religii katolickiej itp.
Jeśli ktoś ma inne lepsze rozwiązanie „problemu emigrantów” przy zachowaniu postawionych nam przez UE warunków, to będę wdzięczny za podzielenie się swoimi przemyśleniami w komentarzach.
Żurek Janusz
Z urodzenia (1949) optymista, z wykształcenia inżynier elektryk (AGH), z zawodu elektronik, z poglądów liberalny (wolnościowy) konserwatysta.
3 komentarz