Wszyscy dziś się podniecają dymisją Szefa ABW zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi. Tymczasem wystarczy przyjrzeć się co się dzieje w śledztwie tzw. Brunona K. domniemanego zamachowca na Sejm, Senat, Prezydenta, Marysię i siedmiu krasnoludków.
Bondaryk musiał odejść. Montowana przez niego od lipca prowokacja z wykorzystaniem akademika Brunona Kwietnia, prowadzona przez dwóch agentów ABW na 5 "spiskowców", polegająca na wyprodukowaniu hiperzagrożenia terrorystycznego okazała się kompletną porażką. Nie tylko nie udało się zatrzymać wzięcią bandy ABW na smycz, przez grupę przyszłych weryfikatorów i likwidatorów, ale na dodatek nieudolnie wpuszczono dziennikarzy jakiegoś dziwnego Nowego Ekranu w dostęp do akt, przez co wyszło na jaw, że pomysł i plan akcji był autorstwa agentów ABW, którzy także zobowiazali się do przeprowadzenia samego zamachu terrorystycznego.
Wpadka ABW, kolejna i większa niż w sprawie Amber Gold, nie polegała więc tylko na przeprowadzeniu mistyfikacji, krzywdzącej niewinnego człowieka, mającej rzutem na taśmę udowodnić przydatność pionu śledczego tej służby specjalnej, ale głównie – w oczach wszystkich adresatów akcji – na beznadziejnym zabezpieczeniu autentycznej informacji przed przeciekiem. Chłopcy z ABW, spiskujący razem z prokuraturą i wspólnie trzymający sznurki, w nie wzięli pod uwagę, że te same kwity, które tak pilnie strzegli w swoich szufladach i sejfach są do niemal swobodnego obejrzenia w teczce akt XIV KP 1004/12/S znajdującej się w Sądzie Okręgowym w Krakowie, który wydawał nakaz tymczasowego aresztowania.
Jeżeli komuś sie wydaje jeszcze, że dwa artykuły na ten temat opublikowane w internecie przez nasz skromy Nowy Ekran, czytane przez ponad 50 tys. osób i wielokrotnie powielane były bez znaczenia, to zapewniam, że zarówno ABW, prokuratura jak i osoby z rządu Tuska, które miały się nabrać na tę prowokację są zdecydowanie odmiennego zdania.
Prawdopodobnie w wyniku kontroli, która została wszczęta pod koniec listopada śledztwo zaczęło się kompletnie sypać na początku grudnia. Prokuratura próbowała uciec do przodu, wpuszczając idiotyczną wrzutke dla opinii publicznej, że "rozważa mozliwość postawienia dodatkowych/nowych/innych zarzutów Brunonowi K."
"Rozważanie możliwości" przez prokuraturę było zaiste pasjonującym NEWSem. Normalny człowiek mógłby przypuszczać, że w toku śledztwa prokuratura co dzień, co godzinę rozważa różne możliwości i bada ich zasadność, ale przecież nie dziennikarze pracujący w TVN, Gazecie Wyborczej i Rzeczpospolitej, będący na wspominanej przez Leszka Szymowskiego liście 300 aktywnych agentów służb specjalnych (ABW, SKW, CBA czy byłego WSI). To oni zagwarantowali, że ta zasłona dymna dla półmózgów wypuszczona przez Bondaryka i Wronę rozeszła sie po mediach, jak ciepłe bułeczki.
Niestety dla Bondaryka nic to nie dało.
Opinia publiczna jeszcze tego nie wie, ale Tusk już dawno sie dowiedział, że akcja zmontowania polskiego Breivika jest tak dziurawa i tak grubymi nićmi szyta, że prawdopodobnie nie obroni się w sądzie. Sytauacja stała się na tyle groźna, że musiało dojsć do męskiej rozmowy i wyrzucenia Bondaryka na zbity pysk. To podstawowe działanie zabezpieczające, jeżeli ryzyko wylania tego szamba stało się zbyt wielkie. Jeśli premier teraz nie znajdzie kozła ofiarnego, to przy publicznym ujawnieniu hucpy ABW, demaskacji mistyfikacji i próby wrobienia w super terroryzm (bo zamach mial być na 100 fajerek) sam zapikuje szybciej niż polski drimliner. A musimy pamietać, że przy braku ostrych działań uprzedzajacych budzą się demony i wrogowie, posiadający odmienne od Tuska interesy, worki uciazliwych informacji i półki haków. Wszak z miejsca przypomniano by opinii publicznej, że Premier Donald Tusk jest jednocześnie koordynatorem służb specjalnych, osobą, która albo miała wiedzę o kompomitujacym działaniu ABW, albo sama to zleciła, by zniszczyć Kaczyńskiego lub Narodowców (szybko by powiaząno datę ogłoszenia "zamachu" z Marszem Niepodleglości) albo wykazala sie skrajną nieudolnością. Jeden tak celny kopniak mógłby sprowokować następne i wykopać premierka na polityczną orbitę. Tusk musiał się bronić. Była to zresztą kulminacja obrony przez atak, za wszystkie grzeszki tzw. pionu śledczego przywróconego z bliżej niewiadomych przyczyn przez Bondaryka (w zasadzie wbrew Tuskowi) 15 stycznia 2008 r..
Sam pion śledczy ABW wszak miał być ponownie (sic!) zlikwidowany nie bez powodu. Możliwość prowadzenia śledztwa to możliwość dysponowania wywiadowcami, techniką, uzbrojonymi funkcjonariuszami, narzędziami kryminalistycznymi i możliwością działania operacyjnego na obszarze wewnętrznym. Pod taką przykrywką można zrobić wszystko największemu ważniakowi, a nawet utrzymywać komando z licencją na samobójstwa. Jeżeli to prawda, że Bondaryk nie był do końca Tuska, to być może Donald miał poważne podstawy by mu wyrwać ząbki. Kto wie może miał ludzką potrzebę, by w końcu poczuć się bezpiecznie. Stąd właśnie ta próba kontrakcji Bondaryka na poczatku listopada (zresztą próba druga, tym razem marchewki, o czym napiszę na końcu*): widzisz stary, to nie prawda, że głownie sie zajmujemy inwigilacją ciebie i osaczaniem, bronimy także twoich 4 liter, bo Polska po twoim Smoleńsku pełna jest groźnych terrorystów mających poważne zamiary.
Być może mogło się udać, ale niestety wyszło na jaw, że już nie wszyscy dziennikarze śledczy są na służbowym payrollu i nastąpił przeciek zupełnie nie kontrolowany. Tak skuteczny, że nawet Monisia Olejnik zaczęła zadawać prok. Arturowi Wronie zbyt kłopotliwe pytania. Na wizji, na żywo – nie było jak interweniować. Cholerne blogerskie nisze. W tej sytuacji akcja wokół prokuratury i ABW uległa znacznemu zaostrzeniu oraz przyspieszeniu, a Bondaryk żeby się obronić musiał udowodnić, że wbrew informacjom Nowego Ekranu sprawa z Brunonem K. była czysta. Widać nie udowodnił.
http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/80690,afera-abw-gdzie-sa-wielkie-media
ŁŁ
*Pierwsza próba Bondaryka ratowania swoich przed likwidacją nastapiła kilka dni wcześniej, pod koniec października poprzez wpuszczenie Gmyzem w Rzeczpospolitą prawdziwej informacji o śladach materiału na wraku Tupolewa (uprzedzając czepiaczy oświadczam, że nie twierdzę tutaj, iż Gmyz wiedział o zamiarach informatora, lub ma coś wspólnego z ABW choć, kto go tam wie;). Dla mnie nie ulega wątpliwości, że był to bat ostrzegawczy użyty przeciwko Tuskowi: zatrzymaj się, bo wiemy więcej o tym co działo się w Smoleńsku, jak jesteś umoczony, i mamy na to kwity, o których inni też mogą się dowiedzeć. Siła trotylu wstrząsnęła tak mocno opinią publiczną i miała takie konsekwencje, że z pewnością musiała Donalda nieźle przestraszyć. Poziom strachu był z pewnoscią adekwatny do ostrości propozycji złożonej Hajdarowiczowi by sprawę podtuszować. Draka z Brunonem K. miała być już tylko marchewkowymi poprawinami, a pradoksalnie – dzięki NE – stała się wtopą Bondaryka, wytrącającą mu wszystkie atuty. Teraz jeśli piśnie słowo lub pójdzie przeciek smoleński Bondaryk może sie przekonać ile lat myśli samobójczych w odosobnieniu kosztuje odpowiedzialność za udawanie terrorystów, a kto wie, może przygotowywanie autentycznego zamachu przy pomocy swoich agentów. Jeśli ktoś zadaje sobie pytanie, dlaczego Szef ABW miałby tak bronić się przed likwidacją jednego z pionów, to zwrócę uwagę, że wszystko zależy od tego czym naprawdę zajmował się ten pion śledczy. Wszak niektórzy likwidowani za weryfikację i zostanie w służbie postanawiają pucować nowym mocodawcom na starych, a nawet dają się przewerbować, o czym z pewnością może zaświadczyć Antonii Macierewicz np. w sprawie funkcjonariusza Badei z byłego WSI, a dzisiejszego SKW. Dziekuję za uwagę.
Ps. Jest teraz szansa, ze coś sie dowiemy o Smoleńsku od jakiegoś niezweryfikowanego pozytywnie śledczego za pomocą jego kontaktów (lub jego przyjaciół) w niezależnym i niepokornym dziennikarskim świecie starych tygodników oficjalnie wolnych od agentury, lub tych zupełnie nowych, ale prowadzonych przez znanych i lubianych. Jak za 2-3 miesiące nastąpi taki wyciek, to pamiętajcie o ewentualnych zasługach Nowego Ekranu w tej sprawie. Wszak bez nas Bondaryk by został, utrzymał PŚ i zatrzymał wszystkie trzymania dla siebie.
Ps. II. Póki Bondaryk bedzie trzymał gębę, póty następca wraz z Wroną i czyścicielami z togą sędziowską dopilnują, by jakieś, jakiekolwiek zarzuty przeciwko Brunonowi K. zostały sformułowane i procedowane. Ale pewnie proces będzie trwał długaśnie, by były szef ABW żył sobie w niepewności co z niego wyniknie. Swoją drogą to musiał być majstersztyk, z tym wybiciem ząbków Bondarykowi, wytrąceniem kombinerek i zakneblowaniem gościa jednym sprawnym ruchem. Zdecydowanie przekraczający możliwości samego Tuska.
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl