Wspaniały artykuł na temat czasów Mieszka I, chrztu Polski i jego przyczyn,
http://marucha.wordpress.com/2012/05/28/mieszko-i-wspoltworca-narodu
Kij w oko tym, którzy w chrzcie Polski dopatrują się wyłącznie przyczyn czysto politycznych.
Admin
Ostrów Lednicki
Na spokojnych, ciemnych wodach pewnego wielkopolskiego jeziora znajduje się niewielkich rozmiarów wyspa. Jej drzewa skrywają ruiny wczesnośredniowiecznego grodu, który na przestrzeni wieków gościł takie postaci jak Mieszko I, biskup Jordan, Bolesław Chrobry i Otton III.
W surowym, kamiennym baptysterium znajdującym się na Ostrowie Lednickim władca Polan przyjął chrzest, a decyzja ta wywarła przemożny wpływ na dalsze polityczne i kulturowe losy jego państwa. W historiografii nagminnie dochodzi jednak do rażących nieścisłości związanych z opisem tego wydarzenia.
Manowce materializmu historycznego.
Gdy w połowie XIX wieku szwajcarski historyk Jacob Buckhardt (1818-1897) wydał publikację „Czasy Konstantyna Wielkiego” nie mógł przypuszczać, że jego sposób recypowania i opisywania historii przetrwa długie dekady i będzie obecny w światowej historiografii nawet na długie wieki po śmierci swego prekursora. „Buckhardtowska” szkoła myślenia opiera się na przekonaniu, że w zachowaniach mających swe źródła w religii należy zawsze dopatrywać się cynizmu i chłodnej, racjonalistycznej kalkulacji. W myśl tego założenia, każde sacrum istnieje tylko po to, by estetycznie maskować intrygi, oraz rzeczywiste decyzje polityczne. Ahistoryzm takiego podejścia polega przede wszystkim na badaniu zjawisk w oderwaniu od ich własnego kontekstu historycznego i odrzuceniu całej metanarracji w ramach której toczyło się życie ludzi w badanej epoce. W konsekwencji tego fundamentalnego błędu Buckhardt, oraz jego późniejsi, w tym również współcześni naśladowcy, nawet bardzo odległym czasom przypisują post-pozytywizm i scjentyzm własnej epoki.
W krajach byłego bloku wschodniego, w tym również w Polsce, ten rodzaj ahistorycznego podejścia wciąż pozostaje dominującym sposobem myślenia o historii. Instrumentalne podchodzenie do spraw wiary przypisuje się zarówno pogańskim kapłanom, jak i chrześcijańskim władcom; starożytnym wodzom i dowódcom ich armii, średniowiecznym papieżom i cesarzom, krzyżowcom, inkwizytorom, misjonarzom – wszystkim, którzy w historiografii występują w jakimkolwiek związku z religią.
Obecny stan rzeczy ma swoje oczywiste źródła w długoletniej hegemonii paradygmatu marksistowskiego w naukach historycznych, oraz wynikającym z niego instytucjonalnym odrzuceniu wszystkich podejść stojących w sprzeczności z wykładnią materializmu historycznego. Na świecie obserwujemy jednak wyraźny odwrót od post-pozytywistycznych i scjentystycznych koncepcji w historiografii, do czego niewątpliwie przyczynił się znany antropolog i religioznawca, Mircia Eliade (1907-1986), który ukuł pojęcie homo religiosus, zaś swoją długoletnią publicystykę poświęcił fenomenologicznemu opisywaniu struktur religijnych, tzw. „morfologii świętości”, oraz badaniom swoją autorską metodą historyczno-porównawczą, czyli „dialektyką sacrum i profanum”. Bezpośrednich inspiracji dostarczył mu jednak baron Julius Evola (1898-1974), który opisał istotę przepaści dzielącej świat człowieka zakorzenionego w Tradycji, ze współczesnym, materialistycznym światem będącym jego antytezą. Evola zwraca uwagę, że w dawnych społeczeństwach tradycyjnych to co „niewidzialne” było niekwestionowanym elementem rzeczywistości – jeżeli nie było nawet bardziej r z e c z y w i s t e, niż świat poznawany empirycznie przy pomocy zmysłów. Stoi to w oczywistej sprzeczności z obowiązującym paradygmatem materialistycznym, który zakłada, że ludzkie życie i doświadczanie nie posiada odniesień do niefizycznych rzeczywistości. [1]
W polskiej historiografii jedną z największych „ofiar” materializmu historycznego i „myślenia Buckhardtem”, wciąż pozostaje Mieszko I – książę Polan, uznawany za faktycznego twórcę polskiej państwowości z uwagi na zjednoczenie ziem polskich w ramach swojego państwa i jego chrystianizację.
Chrzest jako ufundowanie państwowości?
Istnieje popularne przekonanie, że decyzja Księcia o chrzcie mogła być podyktowana chęcią modernizacji i „wynalezienia” państwa – technologii ustrojowej która miałaby być zaklęta w administracji kościelnej i mogła zastąpić nie sprawdzającą się strukturę plemienną. Zapomina się przy tym, że Polanie już co najmniej od trzech pokoleń przed Mieszkiem I dysponowali swoim państwem w Wielkopolsce, w którym zresztą rozstano się z wiecową strukturą Wieletów i rozpoczęto wielką ekspansję. To właśnie w tym państwie, a nie w początkowo nie istniejącej na ziemiach polskich, a następnie rachitycznej strukturze Kościoła, zrodził się potencjał który pozwolił opanować ziemie pomiędzy Bałtykiem, a Sudetami i Karpatami.
Kronikarz Ibrahim ibn Jakub jeszcze przed chrztem Mieszka opisywał ojczyznę „Króla Północy”, jako „najrozleglejszy ze słowiańskich krajów”, który „obfituje w żywność, mięso, miód i rolę orną”. Zwraca też uwagę na potencjał militarny: „Ma on trzy tysiące pancernych, a setka z nich znaczy tyle co dziesięć secin innych”. Jego uwadze nie uchodzi również organizacja państwowa i talenty Piasta w instytucjonalnym zarządzaniu: „Pobierane przez niego podatki [stanowią] odważniki handlowe. Idą one [na] żołd dla jego mężów [lub: piechurów]. Co miesiąc [przypada] każdemu [z nich] określona ilość z nich”. [2]
W Państwie Piastów nie występowała żadna obiektywna potrzeba importu organizacji państwowej, ponieważ jej sprawnie funkcjonujący fundament został wypracowany samodzielnie.
Jeden z najpopularniejszych poglądów głosi, że Mieszko I w wyniku kalkulacji politycznej przyjął chrzest i posłużył się chrześcijaństwem jako „czynnikiem unifikacyjnym” dla zjednoczenia otaczających go słowiańskich plemion w jedno państwo. Samo założenie wydaje się być pozbawione logiki, nawet w rozumieniu „buckhardtowskim”. Ujarzmienie pogańskiego Pomorza, Mazowsza, Małopolski, Śląska i rodzimej mu Wielkopolski musiało być zadaniem znacznie trudniejszym w roli apostaty, który niósł swojemu ludowi całkowitą zagładę wszystkiego, co od wieków było uznawane za święte. Sam zamiar obalenia dawnych bóstw musiał być odczytywany przez wszystkie sąsiednie plemiona jako swoisty casus belli.
Z punktu widzenia skuteczności unifikacyjnej, Mieszko I powinien wystąpić raczej jako władca oddający hołd Słońcu, włączając przy tym bóstwa plemion podbitych do państwowego panteonu – była to zwykła praktyka wśród ówczesnej słowiańszczyzny, a także system na którym opierał się cały ład społeczny, w którym sam Mieszko został przecież wychowany. [3]
Argument pojawiający się czasem przy okazji dwóch powyższych, to przekonanie, że decyzja Mieszka była próbą „skuteczniejszego” osadzenia władzy w boskim porządku, który nakazywał posłuszeństwo zwierzchnikom jako obowiązek religijny w duchu zasady z Listu św. Pawła do Rzymian. Argument ten zupełnie nie przystaje do realiów X wieku na ziemiach polskich – jak bowiem chrześcijańska zasada mogła być przestrzegana w państwie Polan, gdzie w świetle badań archeologicznych nie było wówczas żadnych chrześcijan i to zarówno wśród elit, jak i prostego ludu? [4] Książę mógł być natomiast całkowicie pewny, że gdy podpali świątynie, wypędzi kapłanów, zniszczy idole i wszystkie święte miejsca – a więc wystąpi w roli najeźdźcy przynoszącego kres odwiecznym zasadom swojego ludu i całemu znanemu mu światu – spotka się to z oporem wszystkich, na których mógł dotychczas polegać.
Wódz Polan przyjmując chrzest nie działał zatem w myśl zasady religio vincula societatis (religia spoiwem społeczeństwa), lecz robił coś dokładnie odwrotnego – wzniecał szaleńczą rewolucję przeciwko bogom, prawom, elitom i społeczeństwu – przeciwko wszystkim. Mieszko z pewnością nie przyjął chrztu myśląc, że dzięki temu poddani będą mu bardziej posłuszni. W 966 roku w jego państwie istniał pogański establishment i pogańskie społeczeństwo. Z ich strony mógł spodziewać się tylko insurekcji.
Cóż zatem skłoniło ambitnego księcia Polan, by postawić wszystko na jedną szalę i zaufać tajemniczemu, zazdrosnemu („Ja Pan, twój Bóg jestem Bogiem zazdrosnym”, „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”), lecz w mniemaniu Mieszka z pewnością potężnemu Bogu? Jedno jest pewne: Książę musiał uznawać wtórność pokoju społecznego, plemiennego i państwowego wobec r z e c z y w i s t e g o Pax Dei. Zwolennicy materializmu historycznego nie mogą oczywiście zadowolić się taką argumentacją i sięgają po „czynniki zewnętrzne”.
Chrzest jako parasol ochronny?
W okresie PRL uporczywie lansowano tezę, jakoby zwiększający się napór niemieckiego Cesarstwa wymusił na Mieszku I podjęcie strategicznej decyzji o przyjęciu chrztu i tym samym uchronieniu się przed zaborem z Zachodu. Narracja ta silnie zakorzeniła się w polskiej historiografii i przetrwała instytucjonalny upadek systemu marksistowskiego; zabłąkała się nawet do Wielkiej Brytanii, gdzie Norman Davies posuwa się dalej pisząc, iż chrzest był dla Mieszka „wyborem lepszym niż męstwo w boju”. [5] Mało kto zdaje się przejmować faktem, że XIX-wieczne określenie niemieckiej polityki „Drang nach Osten” nijak nie pasuje do rzeczywistości ziem polskich roku 966.
W przeddzień chrztu Mieszka I, stosunki polańsko-niemieckie układały się poprawnie, a nawet przyjaźnie. [6] Cesarstwo oddzielone od ziem polskich szerokim pasem dzikiego i nieokiełznanego Połabia zmagało się wówczas z Wieletami, przeciwko którym wojnę prowadziło również Państwo Piastów. Książę Polan określany był mianem amicus imperatori, zaś komplikacje we wzajemnych relacjach nastąpiły blisko dekadę później, dopiero po ochrzczeniu Polan. Fakt ten uzmysławia nam, że nawet w przypadku faktycznego zagrożenia zbrojną napaścią, chrzest Mieszka I ani nie chronił jego państwa przed ekspansją niemieckich feudałów, ani też nie mógł odebrać im pretekstu do niej. Chrześcijaństwo jako międzynarodowy „parasol bezpieczeństwa” polskiemu władcy było nie tylko niepotrzebne, ale w samej teorii było też nieskuteczne. Nie wspominając już o tym, że w dniu chrztu książę Polan był otoczonymi samymi pogańskimi plemionami, zaś w historii chrystianizacji regionu niejako „wybiegł przed orkiestrę”.
Historia panowania Mieszka I każe przypuszczać, że ambitny i dumny „Król Północy” nie miał nawet sposobności by myśleć kategoriami podobnego asekuranctwa. Do ziem odziedziczonych po swym ojcu przyłączył Pomorze, Małopolskę i Śląsk. Po rozgromieniu Wolinian bronionych przez silną koalicję wielecką opanował ujście Odry. Pokonał Lędzian i Lubuszan, podbił ziemię sandomierską i Grody Czerwieńskie. Ścierał się z cesarskim banitą, Wichmanem, który stając na czele nieujarzmionych plemion Połabia pozostawał nieuchwytny nawet dla cesarza; choć pokonanie go kosztowało Mieszka I stratę nieznanego z imienia brata, Książę Polan przesłał Ottonowi I broń poległego wodza jako dowód wieloletniej przyjaźni.
Władca Państwa Piastów był tak pewny swojej siły, że po śmierci cesarza Rzeszy to on ośmielił się ingerować w wewnętrzne sprawy niemieckie i poparł pretensje księcia bawarskiego, Henryka Kłótnika do cesarskiego tronu. Otton II zdołał jednak utrzymać władzę, co przyczyniło się do zachwiania tradycyjnie dobrych stosunków z Cesarstwem i zbrojnej wyprawy przeciwko Księciu „najrozleglejszego ze słowiańskich krajów”. Wówczas Mieszko I rozgromił wojska samego Cesarza i doprowadził do ugody odnawiającej przymierze.
W myśl założeń „buckhardtowskiej” szkoły historycznej, przypisującej nawróceniu Mieszka I wymiar stricte instrumentalny i cyniczny, po historiografii błąka się jeszcze kilka innych, mniej lub bardziej popularnych, lecz równie absurdalnych tez, będących pochodnymi poglądów przytoczonych powyżej. Dość wymienić jedną z nich, wyjątkowo spłyconą i zwulgaryzowaną – książę Polan pogrążony w ciemności i błędach pogaństwa miał być ograniczony towarzysko i nie mógł uczestniczyć w bogatym życiu elit uniwersalistycznej Europy [Kłaniają się "historycy" z G*** Wyborczego – admin].
Na przykładzie tym można wyraźnie zaobserwować fakt niedoceniania przez materialistów doniosłości aktu religijnego, jakim była apostazja wśród ludzi nie przesiąkniętych scjentystycznymi paradygmatami. W ich opinii władca Polan miałby wyrzec się wszystkiego co było święte dla jego przodków i ludu, by móc pojawić się na „salonach” dalekich europejskich stolic – których i tak nigdy nie odwiedził, również po przyjęciu chrztu.
Mesco Dux jako Pontifex – chrzest i rzeczywiste nawrócenie.
Pomimo względnej łatwości, z jaką można dowieść nieprawdziwości większości wciąż obowiązujących, scjentystyczno-marksistowskich tez dotyczących chrztu Mieszka I, to jednak trudno udowodnić rzeczywiste pobudki jakimi kierował się władca Polan decydując się na doniosły akt pogańskiej apostazji i chrztu.
Nie ulega żadnym wątpliwościom, że Mieszko był człowiekiem swojej epoki, wychowanym w społeczeństwie o pierwotnej, ezoterycznej duchowości. W owych wspólnotach świat niefizyczny przenikał się z materią w każdym aspekcie; nie było w tych społeczeństwach ateistów i konformistów. [7] Nawet gdy słowiańscy bogowie spłynęli Dnieprem i Wołchowem, utonęli w ciemnych wodach wielkopolskich jezior, a ich popioły zmieszały się ze zgliszczami Arkony, duchowość pierwotna przetrwała w społeczeństwach jeszcze długie wieki, zaczęła swój samodzielny żywot w rozmaitych kręgach wspólnoty na poziomie demonologicznym i obrzędowym. [8]
Sam Mieszko posiadał autorytet zarówno ziemski, jak i boski, skoro miał prawo decydowania o sprawach wiary. Niektórzy badacze sugerują, że w fazie scalania wspólnot plemiennych rozwijał się kult państwowego wodza prowadzący do apoteozy opiekuna rodu podniesionego do rangi antropomorficznego bóstwa, co w odniesieniu do władcy Polan potwierdzałoby się w sprawowaniu przez niego władzy świeckiej i religijnej. [9] W pogańskim świecie zjednoczonych plemion Państwa Piastów, Mieszko I był zarówno „cesarzem” jak i „papieżem”, co może znajdywać również potwierdzenie w imionach jego przodków – Siemomysła i Siemowita – których etymologia wywodzi się najprawdopodobniej od imienia bóstwa opiekuńczego życia rodzinnego, jakim był Siem.
Władza w każdym pierwotnym społeczeństwie była sprawowana przez osobę, która w sposób wrodzony bądź nabyty uzyskiwała duchową nadrzędność względem ogółu wspólnoty, a w porządku doczesnego życia ucieleśniała obecność siły nadprzyrodzonej legitymizującej władzę. Książę Polan, tak jak jego ojciec i dziad, sprawował w swoim państwie funkcję pontifexa, czyli „budowniczego mostów” pomiędzy rzeczywistością naturalną i nadnaturalną. Cecha ta nie miała znaczenia symbolicznego, lecz była nieodłącznym walorem przynoszącym szczęście i pomyślność przy korzystnym Pax Dei, której należało się jednak obawiać w przypadku buntu. Władza Mieszka I była zakorzeniona w pogańskim boskim porządku – przyjęcie chrztu zmieniło Podmiot tego porządku, lecz nie zmieniło Zasady.
Władca Polan musiał uwierzyć, że chrześcijański Bóg jest silniejszy niż dotychczasowi opiekuni, a Jego znak przyniesie mu zwycięstwo. W działaniach Mieszka I czuć nawet zapał neofity, o czym świadczą nie tylko pozostawione przez niego zgliszcza, ale także zakrojona na szeroką skalę budowa kościołów, oraz przekazy nieprzychylnego Polanom Thietmara o gorliwości Piasta [10]. Chrzest nie mógł być dla Mieszka zwrotem koniunkturalnym we współczesnym nam rozumieniu cynizmu politycznego, ale wynikał z jego najgłębszych przekonań. Książę rychło udowodnił swym poddanym „siłę” nowego Pax Dei, gdy w rok po przyjęciu chrztu ruszył na wojnę. Krzyż niewątpliwie towarzyszył mu w wyprawie 967 roku, gdy w wielkiej bitwie rozgromił Wieletów, zabijając samego Wichmana. Trudno oprzeć się skojarzeniu z Konstantynem Wielkim – HOC SIGNO VICTOR ERIS.
Jan Matejko: Zaprowadzenie chrześcijaństwa
Przypisy:
[1] J. Evola, „Revolt Against the Modern World”, Rzym 1969, s. 3-6.
[2] Ibrahim ibn Jakub, cyt. za: P. Steele, „Nawrócenie i chrzest Mieszka I”, Warszawa 2005, s. 58.
[3] P. Steele, „Nawrócenie i chrzest Mieszka I”, Warszawa 2005, s. 58.
[4] P. Steele, dz. cyt., s. 64.
[5] P. Steele, dz. cyt., s. 49.
[6] J. Strzelczyk, „Mieszko I”, Warszawa 1992, s. 118-119.
[7] P. Steele, dz. cyt., s. 64.
[8] A. Gieysztor, „Mitologia Słowian”, Warszawa 1986, s. 215-218.
[9] W. Szafrański, „Religia Słowian”, Warszawa 1988, s. 444.
[10] Thietmar z Mersburgu, Kronika, ks. IV, rozdz. 55-56.
Bartosz Bekier:
http://xportal.pl/?p=1896
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.