Jest taka książka, którą co ciekawe kupiliśmy w dziale „przewodniki” o tytule „Ruski ekstrem”. Napisana przez mieszkającego czas jakiś w Moskwie dziennikarza Borisa Reitschustera. Książka, jak nazwa wskazuje opowiada o wszystkim tym, co jest w rosyjskiej i moskiewskiej rzeczywistości doświadczeniem ekstremalnym dla tzw. normalnego europejczyka. Nie będziemy wdawać się w szczegóły i opisywać poszczególnych przypadków funkcjonowania ruskiej machiny państwowej(biurokratycznej) i swoistej rosyjskiej obyczajowości, żeby nie popsuć przyjemności z ew. lektury.
Inna rzecz nam chodzi po głowie. Żyjąc już nadto długo w naszym polskim ekstremie w zasadzie utwierdziliśmy się w rujnującym samopoczucie przekonaniu, że chociaż najlepsi z najlepszych, ta creme de la creme polskiej nacji pracuje w pocie czoła nad poprawą, czyli zmianą na lepsze naszego obywateli losu… wszystko pozostanie bez zmian, czyli po staremu. Powiedzmy, że może zmieni się nieco opakowanie, które z reguły krzyczy w sposób szczególny barwami i zachęcającymi informacjami w toku kampanii wyborczej, ale to tyle wszystkiego. Zjełczała zawartość w opakowaniu pozostanie.
Może więc zatem porzućmy wszystkie plany zmian! Po co do cholery tracić energię i czas (i kasę) na jałowe spory, chybione pomysły. Po co generować cały ten dyskurs, w którym dominują emocje oderwane od meritum i interes własny, czyli z reguły grup interesów, bo przecież nie obywateli.
Zamiast tego napiszmy swój własny przewodnik „Polski ekstrem”, który zgrabnie, bo w lekkiej formule i w sposób wystarczająco szczegółowy poprowadzi nas przez meandry naszej jakże skomplikowanej rzeczywistości. Przewodnik, który powie nam, zwykłym obywatelom, jak unikać pułapek państwa bezp… prawa, jak radzić sobie w gąszczu zawikłanych specjalnie przepisów, jak w końcu radzić sobie w konkretnych sytuacjach życiowych, które niejednego już wspomnianego człowieka Zachodu wprawiłyby w zdumienie trochę tyko mniejsze, niż te ruskie.
Na razie nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie reakcji na taki pomysł urzędników naszego państwa. Nie wiemy więc, czy zakładać a priori możliwość dofinansowania takiego projektu z funduszy unijnych, czy też wsparcia z odnośnego ministerstwa (np. Kultury)? Może po prostu od razu lepiej założyć, że państwo nasze za cholerę nie chce nam ułatwić poruszania się po nim i żaden rodzaj jego „mapy drogowej” nie będzie przez nie promowany. Najlepiej dla tego państwa, co już wielokrotnie nam dano odczuć, żebyśmy byli ciemni, jak tabaka w rogu, poruszali się po omacku, czy też jak ociemniali.
Pozostaje nam, tak przez to państwo nie lubiana inicjatywa oddolna, skrzyknięcie grupy ludzi, którzy w ramach projektu społecznego taki przewodnik po polskim ekstremie napiszą. Potraktujmy efekt tej pracy na równi z efektem pracy francuskich encyklopedystów, którzy tworząc ją (tę encyklopedię) nie mieli jeszcze świadomości, że będzie ona „…jednym z największych przedsięwzięć epoki oświecenia i wyrazem oświeceniowego światopoglądu. Uważa się, że encyklopedyści przygotowali podłoże intelektualne Wielkiej Rewolucji Francuskiej” (za Wikipedią).
I o to nam właśnie chodzi, o to chodzi w naszym machiavellicznym sposobie myślenia. O przygotowanie Wielkiej Rewolucji Polskiej. Do dzieła ekstremalni encyklopedyści!
Z pozdrowieniami Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję