Moja pierwsza praca.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i koniec roku. Elektrycy walczyli o premię. Wystarczyło jeszcze podłączyć tylko jedną, dużą maszynę.
Sprawa nie była tak prosta jakby się wydawało. Maszyna oprócz tego, że była wielka to także i skomplikowana. Poza tym nie Polska. Chyba włoska. Więcej w niej było elektroniki i automatyki niż elektryki. A kabelków do przyłączenia setki. Trzeba było bardzo uważać żeby nie popsuć, bo urządzenie drogie.
Specjalna ekipa pracowników została wydzielona tylko do tego zadania. Męczyli się już tak wiele tygodni. Ale do końca roku powinni zdążyć. Od tego zależała premia. Dla wszystkich.
W końcu podłączyli. Mi przypadło pewne bardzo odpowiedzialne zadanie. Majster powiedział:
– Masz odłączyć starą maszynę. Tą po lewej stronie. Spróbuj najpierw odłączyć kabelki śrubokrętem. A jakby się nie dało to przecinakiem. Tylko pamiętaj: po lewej stronie! Rozumiesz?
Co tu rozumieć? Głupi przecież nie byłem. Wziąłem narzędzia i poszedłem.
Po drodze, w jednej z hal, coś robili. Ruch chwilowo został wstrzymany. Ale znałem inne przejście. Z drugiej strony. Tak też zrobiłem. A ile czasu dzięki temu zaoszczędziłem!
Doszedłem do maszyn. Po lewej stała stara, do rozbiórki. Po prawej nowa. Na pierwszy rzut oka nie do odróżnia.
Postanowiłem od razu ominąć etap śrubokręta. W ruch poszedł przecinak. Mimo to i tak się trochę namęczyłem. Ale się udało. Wróciłem na warsztat zadowolony.
Ale nie wziąłem pod uwagę jednego. Wchodząc na halę z maszynami od tyłu zmieniłem też strony z ich ustawieniami. Lewa już nie była lewą. Tylko prawą.
Na warsztat wszedł majster. Od razu się spytał gdzie jestem. Był przerażająco spokojny. Nigdy go takim nie widziałem. I te oczy!
Nie wiedziałem jeszcze, o co chodzi, ale na wszelki wypadek uciekłem do naszej stołówki. I się zabarykadowałem.
Dobrze zrobiłem, bo bym już wtedy zginął. A majstra by każdy sąd uniewinnił. Afekt i tym podobne. Bo wzburzenie musiało być ogromne.
Z premii oczywiście były nici, a ze mną…szkoda nawet gadać. Majster bał mi się cokolwiek zlecić. Całymi dniami nic nie robiłem tylko chodziłem bezużytecznie z kąta w kąt.
Kiedyś, gdy tak stałem podpierając ścianę, podchodzi do mnie majster i mówi:
– Wszyscy elektrycy są zajęci, więc wielkiego wyboru nie mam. Chodź ze mną.
Poszedłem. Zaprowadził mnie do jakiejś elektrycznej skrzynki. Powiedział:
– Widzisz ten kabelek?
Skinąłem głową.
– Za pięć minut go odłączysz. I proszę Cię, nic więcej nie rób. Zrozumiałeś?
Znowu skinąłem głową.
Z zegarkiem w ręku odczekałem te pięć minut zanim ten kabelek odłączyłem. Ale zanim to zrobiłem, przypomniałem sobie żelazną zasadę elektryków: „Nie wolno nic robić pod napięciem, gdy jest się samemu”. Ja byłem. Sprawdziłem napięcie. Też było. Opuściłem najbliższą wajchę. Napięcie zniknęło. Odłączyłem więc wspomniany kabelek i wróciłem do przerwanej czynności. Czyli do nic nie robienia.
Obserwowałem otoczenie. Ludzie gdzieś biegali, gdzieś się spieszyli. A ja siedziałem w kucki oparty o wspomnianą ścianę.
Po paru godzinach zwrócił moją uwagę nienaturalnie duży ruch. Usłyszałem, że w połowie zakładu nie ma prądu. Trzeba było jak najprędzej znaleźć tą awarię, bo straty były ogromne. I znaleziono. Nie było jednak żadnej awarii. Ktoś po prostu sobie odłączył pół zakładu jakimś wyłącznikiem.
Majster kazał mi milczeć. Bo go zabiją, gdy się dowiedzą. A ja chodziłem ze zmiotką i czyściłem kurz z silników.
Dopóki mi tej zmiotki nie wciągnął któryś z tych silników.
……………………………………………………………………………………………………………………………………….
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………..