Polski rząd chce refundować in vitro. To zdumiewające, bo to niezwykle ryzykowna dla zdrowia metoda ominięcia niepłodności.
Donald Tusk chce, aby obecny rok był rokiem rodziny. W tym kontekście przywołuje projekty rządu, które rzekomo mają pomóc polskim rodzinom: roczne urlopy macierzyńskie i refundacja in vitro. Pierwsze niewiele pomoże, a drugie, jak zaraz udowodnię – może nawet zaszkodzić.
Warto wspomnieć, że tylko maksymalnie 20% zabiegów in vitro kończy się narodzeniem dziecka. Czy warto ryzykować komplikacje zdrowotne, szczególnie patrząc na poziom usług oferowanych przez polską służbę zdrowia, nie mając dużej pewności, że rezultatem tych wysiłków będzie długo wyczekiwane dziecko? Zaraz mi ktoś odpowie – no jak nie ma alternatywy, to co maja zrobić te biedne małżeństwa? No właśnie jest alternatywa i nie chodzi mi tylko o adopcję, choć do niej także osoby bezpłodne zachęcam. Dlaczego pan premier nie zamierza dążyć do uproszczenia procedury adopcyjnej, skoro tak mu rzekomo zależy na dobru polskich rodzin? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, dlatego teraz przejdę do sprawy drugiej alternatywy – naprotechnologii. Warto podkreślić, że tylko dzięki metodzie naprotechnologii można wyleczyć niepłodność. In vitro rozwiązuje wyłącznie problem braku dziecka, a przyczyna tego, że dane małżeństwo nie może zajść w ciążę pozostaje. In vitro można porównać do średniowiecznej metody "leczenia" zębów (były one wyrywane przez kowali, jak już zaczęły boleć), a naprotechnologię to współczesnej (mimo, że wiele osób współcześnie boi się wizyt u dentysty, ale w porównaniu do średniowiecznych wizyt u kowala współcześnie leczenie zębów przebiega miło i przyjemnie).
W Europie naprotechnologia stosowana jest od 15 lat, zaś pierwsze polskie małżeństwo zdecydowało się na rozpoczęcie leczenia niepłodności za pomocą tej metody dopiero w 2007 roku.
Koszty dla pacjentów naprotechnologii są nieporównywalne z cenami zastosowania metody in vitro (które liczy się w dziesiątkach tysięcy złotych), i nie można ich jednoznacznie z góry określić. Konsultacje z instruktorem, których w pierwszym roku jest 8, a w kolejnych latach stopniowo jest ich coraz mniej – kosztują 100 zł za spotkanie, które trwa ok. 2 godzin. Kolejne wydatki to konsultacje z lekarzem oraz leczenie, które zależy od wymaganej terapii: operacji chirurgicznej lub samych leków. Końcowy koszt naprotechnologii jest więc tak różny, jak różne są indywidualne przypadki. Skuteczność naprotechnologii jest także konkurencyjna wobec metody in vitro. Szacuje się, że ok. 70 proc. par, które zostały przez innych lekarzy uznane za niepłodne, doczekało się potomstwa.
Dr. Philip Boyle w 2010 roku mówił dla "Gościa Niedzielnego": "Według danych z ostatnich 6 lat, w grupie pacjentek do 37 lat i po dwóch nieudanych próbach in vitro skuteczność naprotechnologii, czyli odsetek urodzeń żywych, wyniósł prawie 40 proc. To całkiem niezły wynik, lepszy niż się spodziewaliśmy.(…)Gdy para skarży się nam na niepłodność, często okazuje się, że mamy do czynienia z ogólnymi problemami ze zdrowiem: złym samopoczuciem, zmęczeniem, przykrymi objawami zespołu napięcia przedmiesiączkowego, trwającymi 7–10 dni. Mówimy wtedy: Zaraz, zaraz! Tu nie chodzi o samą niepłodność, musimy poprawić ogólny stan zdrowia. Często rozpoznajemy lekkie, ale przewlekłe infekcje. Dopiero potem myślimy o terapii hormonalnej czy interwencji chirurgicznej."
W USA działa 215 centrów Fertility Care, w Irlandii – około 40. Na świecie jest około 460 lekarzy którzy ukończyli studium w zakresie NaProTECHNOLOGII, większość z nich w krajach anglojęzycznych: USA, Australii, Irlandii, Wielkiej Brytanii, ale także na Tajwanie. w Europie pracuje ok. 30 lekarzy po specjalnych szkoleniach. Na początku kwietnia 2009r. w Niemczech otwarta została pierwsza w tym kraju klinika NaProTECHNOLOGII, pozostali lekarze pracują we Francji, Szwajcarii, Holandii, Polsce, Chorwacji i Słowacji.
W kwietniu 2008r. powstała Fundacja Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II, której założycielem i prezesem jest ginekolog-położnik dr Maciej Barczentewicz. Celem Fundacji jest między innymi wspieranie rozwoju nauki i wiedzy medycznej w zakresie ginekologii i położnictwa, a szczególnie leczenia niepłodności małżeńskiej, przy poszanowaniu godności i podmiotowości osoby ludzkiej.
Na przełomie listopada i grudnia 2008r. z inicjatywy Fundacji w Lublinie odbył się pierwszy w Polsce kurs NaProTECHNOLOGII i Modelu Creighton’a, przeprowadzony przez Janinę Filipczuk z Toronto oraz współpracujących z nią wykładowców: dr Teresę McKenna z Kanady, Kathy Rivet i Phillis White z USA oraz Margaret Neale z Wielkiej Brytanii. W marcu 2009 roku w Warszawie odbyła się konferencja poświęcona leczeniu według NaProTECHNOLOGY pt. "NaProTECHNOLOGIA – wyzwania etyczne i medyczne współczesnej ginekologii". We wrześniu 2009 roku w Lublinie odbyła się międzynarodowa konferencja z udziałem twórcy NaProTECHNOLOGY – profesorem Thomasem Hilgersem. W styczniu 2009r. powstała w Białymstoku "NaProMedica" – pierwsza w Polsce klinika leczenia niepłodności metodą NaProTECHNOLOGII, której głównym założycielem jest dr Tadeusz Wasilewski. W marcu 2010r. w Lublinie odbyła się uroczysta inauguracja Przychodni Specjalistycznej "Macierzyństwo i Życie", w której podstawą diagnostyki i leczenia niepłodności małżeńskiej jest NaProTECHNOLOGIA. W grudniu 2010r. w Poznaniu odbyła się kolejna konferencja pt. "Zdrowie prokreacyjne. NaProTECHNOLOGY w diagnozowaniu i leczeniu niepłodności". We wrześniu 2011r. w ramach programu "Akademicki Poznań" dwa wykłady wygłosił prof. Hilgers. Twórca NaProTechnology zauważył, że Polska ma potencjał i możliwości, aby stać się centrum naprotechnologii w Europie. Podkreślił także, że naprotechnologia łączy wiedzę dotyczącą prokreacji z technologią medyczną, wykorzystując między innymi zaawansowane badania hormonalne. Niezwykle ważne w tej metodzie jest również zastosowanie chirurgii, w której, jak zauważył prof. Hilgers, lekarze zajmujący się naprotechnologią mają spore osiągnięcia. Doszliśmy do takiego poziomu, że możemy wykonać każdy zabieg w taki sposób, że nie ma po nim zrostów lub są one minimalne – podkreślił. Wszyscy zainteresowani mogli się o tym osobiście przekonać, bowiem 21 września 2011 w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym im. Świętej Rodziny w Warszawie prof. Higers przeprowadził dwie operacje laparoskopowe z użyciem lasera, kóre można było śledzić na żywo na monitorze.
A teraz szczegółowe dane: w 2004 r. prof. T. Hilghers, a w 2008 J. B. Stanford opublikowali wyniki leczenia niepłodności metodą naprotechnologii:
Najpierw skumulowane wyniki, wskaźnik ciąż po leczeniu NaProTECHNOLOGY z powodu niepłodności, w przedziałach czasowych:
Wyniki leczenia kiedy rozpoznaną przyczyną niepłodności była endometrioza:
Skumulowany wskaźnik ciąż dla pacjentek z zespołem policystycznych jajników:
Wreszcie skuteczność leczenia metodą NaProTECHNOLOGY w porównaniu do postępowania in vitro. Kiedy przyczyną niepłodności był brak owulacji to uzyskano 81,8% poczęć, jeżeli policystyczne jajniki to 62,5% przy endometriozie 56,7%, przy niedrożności jajowodów 38,4%. Dla in vitro analogicznie wyniki z lat 1986 – 2001 od 21 do 27% ciąż na kobietę. NaProTECHNOLOGY okazuje się 2,67 razy bardziej skuteczna niż in vitro dla endometriozy, 2,36 razy dla PCOS i 1,41 razy dla niedrożności jajowodów. W badaniu z Irlandii, w latach 1998-2002 zgłosiło się 1239 par małżeńskich z powodu niepłodności. Średni wiek kobiet to 35,8 lat, średnia długość trwania niepłodności 5,6 roku. 33% par wcześniej było leczonych ART. Wskaźnik ciąż NaProTECHNOLOGY wyniósł 52%. Udało się pomóc około 30% par po niepowodzeniach ART, czyli technik wspomaganego rozrodu „in vitro”.
Dlaczego mimo tak jednoznacznych danych rząd forsuje in vitro, zamiast naprotechnologii oraz uproszczenia procedur adopcyjnych (dla par, których niepłodność jest tak duża, iż nie ma dużych szans na wyleczenie)? Do tego rząd forsuje metodę droższą! Rząd chce refundować droższą metodę rozwiązania problemu braku dzieci (bo trudno in vitro nazwać leczeniem), mimo iż dług publiczny zwiększa się w zastraszającym tępie, a więc wszyscy, na czele z obecną władzą powinniśmy ciąć wydatki. Tylko niech mi ktoś nie napisze, że rząd nie będzie oszczędzał na polskich rodzinach i dlatego refunduje metodę in vitro – po przeczytaniu wszystkich danych zawartych w moim artykule widać jasno, że in vitro jest ryzykowne dla zdrowia, a więc takze niezwykle ryzykowne jest je refundować i promować. Ciekawe, czy rząd zamierza także refundować leczenie z tych wszystkich chorób, które może spowodowac in vitro? Obawiam się, że nie. Ostatecznie polska matka może zostać i bez dziecka i bez dobrego zdrowia, a przed długotrwałym leczeniem. Tusk z pewnością wtedy wykpi się od odpowiedzialności, z resztą być może wkrótce dostanie ciepłą posadkę w Brukseli, to co to go będzie obchodzić? Polska polityka prorodzinna to tylko produkt prorodzinnopodobny. Zapłaci za to cenę cały naród kryzysem demograficznym, a może nawet i całkowitym unicestwieniem Narodu Polskiego za jakiś czas.