Czy wiecie, co to jest teleturniej „Hole in the Wall”? Jeśli nie, to zerknijcie na poniższy link
target=”_blank” style=”font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 20px; text-align: justify; zoom: 1; color: rgb(0, 133, 183); text-decoration: none;”>
Teraz już wszystko jest jasne? Zabawa polega na takim ułożeniu ciała, żeby nadjeżdżająca ściana nas nie zmiotła. Proste. Dlaczego o tym piszę? Bo to idealna metafora tego, jakie mechanizmy działają w polskich partiach.
W PiS czy w PO musicie być absolutnie czujni, jaka ściana za chwilę podjedzie, i jak należy się wobec niej ułożyć – na płask, na klęcząco, tyłkiem do dołu lub do góry. Nie zastosujesz się, nie ułożysz odpowiednio swojego ciałka – giniesz, jesteś spychany w otchłań, spadasz w niebyt. Cały twój spryt i wiedza muszą być poświęcone na to, żeby najpierw zorientować się, jaka jest dziura w ścianie, a potem szybko tak się poskładać, żeby idealnie, perfekcyjnie dostosować się do wymaganego kształtu w nadjeżdżającej ścianie. Cała reszta się nie liczy – ważne jest tylko to.
Dziury w ścianie co chwila się zmieniają – zależy to od kalkulacji lub kaprysu Donalda Tuska lub Jarosława Kaczyńskiego. Ten mechanizm produkuje Porębów, Olszewskich, Brudzińskich i im podobnych. A jak zejdziecie jeszcze niżej, jest jeszcze gorzej – działacze średniego i niższego szczebla skupiają się tylko na tym. To zabawa, w której stawką jest polityczne przetrwanie.
Kto odpada? Ci, którzy albo są za głupi i za mało sprawni, by szybko dostosować się do kształtu w ścianie, albo ci, którzy nie chcieli brać w tym udziału. Dlaczego? By myśleli, że zapisują się do udziału w konkursie „Miliard w rozumie”, ale okazało się, że jednak ulubionym teleturniejem ich szefów jest właśnie „Dziura w ścianie”.