Polska, przyłączając się do rozróby w Iraku, jak i do afgańskiej awantury, miała mieć z tego same korzyści. Mówili o tym premier, ministrowie i niektórzy politycy. Póki co, na tej hucpie zarabiają- od czasu do czasu- firmy pogrzebowe.
A miało być tak pięknie! Obiecywano nam korzystne kontrakty na odbudowe zrujnowanych miast, zapewniano o możliwościach wieloletniej współpracy i wymiany handlowej. Jednak ta niekończąca się wojna, rozpętana na kłamstwie, przynosi nam od samego początku tylko i wyłącznie straty. Okupacja Iraku, czy Afganistanu wiążę się jedynie z ogromnymi kosztami, jakie musimy ponosić, aby wywiązać się z niczym nie uzasadnionego serwilizmu, wobec anglosasów.
Ciekawe, iż politycy, którzy tak bezkrytycznie potrafią manipulować społecznymi emocjami, za nic nie chcą wyciągnąć wniosków z najnowszej historii. Gdyby chociaż raz zastanowili się głebiej nad związkami przyczynowo- skutkowymi, nie ogladalibyśmy tylu ceremonii pogrzebowych podpartych patriotyzmem. Historia, jak wiemy, często- gęsto lubi się powtarzać. Łatwo więc doszukać sie w niej wydarzeń z 1945 roku, jak to nasi zachodni alianci, sprzedali nas bezceremonialnie Stalinowi. Na nic Bitwa o Anglię, Narwik, Tobruk, Monte Cassino, Arnhem. Na nic widmo komunizmu w radzieckim wydaniu. Nie zostaliśmy narodem zwycięzców- nie nam należała się strefa okupacyjna Niemiec.
Jeżeli ludzie powiązani dawniej z wywiadem PRL, a od 1989 roku podjęli nową służbę dla mocodawców z Zachodu, to skutki działań politycznych będa analogiczne do tych z poprzedniej epoki. Można powiedziec, iż będa się stale rozwijać w jednym kierunku- jak najefektywniejszego zaangażowania sie w przemianę wpsółczesnego świata według scenariusza opisywanego w książkach Zbigniewa Brzezińskiego. O ile władze III RP usilnie zdemontowały potencjał polskich sił zbrojnych, o tyleż ochoczo zadeklarowały udział Polski we wszystkich jawnych i tajnych operacjach, prowadzonych przez NATO. Trudno sie wieć dziwić, że niedozbrojona armia polska, wbrew interesom narodowym, podejmuje działania na arenie międzynarodowej, co nie tylko obciąża nasz budżet, ale stanowi zagrożenie dla naszej armii. Zwłaszcza, że są to ludzie gotowi do wielu wyrzeczeń i poświęceń. Można dyskutować o stopniu wiedzy czy rozeznaniu politycznym, ale każda śmierć polskiego żołnierza jest tragedia podwójną: po pierwsze ginie nasz rodak, a po drugie tracimy bezpowrotnie jego nabyte umiejętności, doświadczenie i morale. Jeśli na dalekowschodnich pustyniach śmierć dosięga polskiego żołnierza, to kto pozostanie w przypadku zagrożenia terytorium państwa polskiego? Ruch Palikota, Krytyka Polityczna, klub LAMBDA?
Mówi się, że Polska w UE i w NATO bezpieczna jest jak nigdy. Ci sami ludzie kilkadziesiąt lat wcześniej, mówili podobnie, kiedy Polska była w Układzie Warszawskim i w RWPG. Z tą różnicą, że ZSRR wojnę w Afganistanie prowadził sam. Dla nas była to po prostu egzotyka. Dzisiaj wojna toczy się wszędzie i nigdzie. Skoro nie istnieje prawda obiektywna, nie istnieje również pojęcie wroga w klasycznym rozumieniu. A i wojny nikt nie wypowiada, bo samo słowo "agresja" zostało zastąpione wyrazem "misja pokojowa", "walka z terroryzmem" czy "przywracanie demokracji".
A więc, jeżeli któregoś dnia wybory parlamentarne wygra opcja narodowa, będąca przy tym z deklaracji programowej antydemokratyczna, to władze przerażone tym faktem natychmiast zaapelują do społeczności międzynarodowej o pomoc. Możemy się spodziewać "przewrotu majowego" albo "pustynnej burzy" w wersji hard. Oczywiście, strzępy polskiej armii nie będą stanowić problemu dla wojsk koalicji. A jeśli dojdą amerykańskie bazy wojskowe ulokowane pomiędzy Odrą a Bugiem, nawet nie poczujemy Blitzkriegu.
Nie chodzi o to, aby ludzi straszyć jakimś katastroficznym scenariuszem. To prawda, że od żołnierzy wymaga się wykonywania rozkazów, ale politycy powinni myśleć w jasno określonych kategoriach. Polityk, który nie chce, bądź nie czuje sie tutaj gospodarzem, jest zwyczajnym sługą. I do tego bardzo niebezpiecznym. Stąd "banda czworga": PO-PiS-SLD-PSL, choć pokazowo stanowią różne opcje, to z jednakową konsekwencją wdrażają nowy porzadek świata. Także cena polskiej krwi jest dla nich znikoma. I tak ma nas być piętnaście milionów; rąk do pracy nakładczej. Generalny Plan OST wchodzi w kolejną fazę. Heinrich Himmler byłby dumny.
Więc co czeka polskie wojsko, poza konduktami pogrzebowymi w czasach pokoju i poza niektórymi paradami rocznicowymi? Demoliberałowie nie odpowiadają na to wprost, ale umiejętnie przyzwyczajają nas do osobliwego pojmowania patriotyzmu. Według luminarzy demokratury patriotyzm ma być zaprzeczeniem godnych obchodów rocznic, zwłaszcza tych zwycięskich, których de facto było od groma w kraju, począszy od roku pańskiego 966. Nawet rocznica Cudu Nad Wisłą została zmanipulowana. Obchody te najczęściej mają wymiar symboliczny, albowiem patriotyzm ma być kojarzony z przelewaniem krwi. Bohaterowie przegranych spraw urastają do roli demiurgów, a krwawe oraz tragiczne wydarzenia stawia się za wzór. patriotyzm, który mówi o przetrwaniu, który jednoczy Polaków, który chociażby stawia zwaśnionych kibiców w jednym szeregu pod białoczerwonym sztandarem- taki patriotyzm jest niebezpieczny dla władzy uwierzytelniającej porządek jałtański. 11 Listopada 2011 jest tego bardzo dobrym przykladem.
Chciałoby sie wreszcie znaleźć cokolwiek pozytywnego, poza gotowością do umierania i do ceremonialnej rozpaczy. Widocznie jeszcze za mało polskiej krwi popłynęło, by mogła ona otworzyć oczy, tym którzy patrzą, ale nie widzą. To widać niezbędne, chociaż tragiczne.