Polska jak Irlandia
02/08/2012
417 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
Niestety, ale nie pod względem dochodu, nie pod względem zarobków, benefitów, dodatniej demografii, długości autostrad, obwodnic, niskich cen za autostrady, standardów politycznych czy standarów funkcjonujących w sferze publicznej.
O tym możecie w Polsce tylko tęsknie pomarzyć…. Akurat, cholerka, w tych dziedzinach żadnych, ale to żadnych podobieństw nie ma. Akurat w tych dziedzinach różnice są przeogromne.
Podobieństwa widzę tylko w dwóch dziedzinach. Bezrobociu, bo i tu Polska dochodzi do 14 % i też jest tak niskie (zamiast 25% jak w Hiszpani czy Grecji) z powodu wyeksportowania nadwyżek siły roboczej do innych krajów, lecz w przeciwieństwie do Irlandczyków, którzy masowo emigrują do Stanów, Kanady, Australii, to Polacy zasilają właśnie … Irlandię. Mimo, że w dziedzinie świadczeń dla bezrobotnych różnica jest przeogromna (większość dostaje zasiłek typu 196 euro/tydzień! plus dodatki do niemal wszystkiego, nawet do utrzymania psa czy rybek akwariowych) , to i tak wiekszość aktywnych Irlandczyków woli wyjazd za morza. Język polski jest drugim po angielskim językiem używanym na Wyspie i wyparł z drugiego miejsca rodowity język Gaelik , używany jeszcze na zachodzie tego kraju…
Porównując sytuację Polski i Irlandii mimo wielkich różnic w dziedzinach, które wymieniłem powyżej, widzę jednak niesamowite podobieństwo w jednej dziedzinie. Mam wręcz uczucie deja-vu.
Gdy w 2007 roku, wtedy jeszcze mieszkałem w Irlandii i miałem się świetnie, bo miałem dobrą pracę, zacząłem z powodzeniem prowadzić jeden biznes, a myślałem już o drugim, to śledziłem nieustannie prasę, oglądałem w TV programy informacyjne i publicystyczne, ot tak, aby wiedzieć co się dzieje w kraju, który mnie przyjął jak swego.
Kolejną, równie ogromną jak wysokość zasiłków dla bezrobotnych, jest różnica między tymi dwoma krajami w dziedzinie rzetelnelnego dzinnikarstwa i publicystyki. W Irlandii nie ma odpowiednika TVN-u czy manipulatorskiego Onetu, a nawet państwowa telewizja rzetelnością wiadomości i poziomem dziennikarstwa bije na głowę, nie, sorry, nie mogę napisać "polskich dziennikarzy z mainstreamu". Bowiem bije na głowę, tak to trzeba nazwać, funkcjonariuszy rządzącej partii w prorządowym mendiach w randze "niezależnych dziennikarzy", czyli w jakichś 90% mediów naszego Bantustanu…
I w tamtym czasie. W czasie nieustającego boomu gospodarczego na "Zielonej Wyspie" już w połowie roku 2007, a szczególnie pod koniec tego roku, mimo, że jeszcze wszystko świetnie hulało, PKB rósł co roku o jakieś 7% niby w Chinach, z artykułów ekonomistów irlandzkich zaczynał z razu wolno i nieśmiało, przebijać jakiś frasobliwy i zatroskany ton. Zaczęło pojawiać się coraz więcej artukułów, coraz dramatyczniejszych , ostrzegających o nadciągającym kryzysie. Wtedy mało kto dawał temu wiarę, gdyż wyglądając za okno, przejeżdżając przez tę krainę widziało się setki budów, pracujące cały dzień dźwigi budowlane itp. Developerzy prześcigali się w płaceniu astronomicznych kwot za tereny pod budowę kolejnych osiedli, supermarketów, biurowców. Optymizm tryskał z każdego fragmentu życia ekonomicznego w tym kraju. I tylko te głosy malkontentów, którzy analizujac sytuację gospodarczą, zaczęli ot tak sobie dostrzegać niewidoczne dla innych rysy na tej Irlandii w budowie.
Większość ludzi nie chciała nawet słuchać tych ostrzeżeń ponuraków, ktorzy wieszczyli nadciągające problemy, gdy tu wszyscy mieli dobrze płatne prace, gdzie bezrobocia nie tylko nie było, ale trzeba było sprowadzić setki tysięcy pracowników z całego świata (do małego 4 milionowego kraju!), aby miał kto budować irlandzki cud gospodarczy…
Jako żem z kosmosu, zawsze wysłuchuję z uwaga głos ludzi, którzy w jakimś temacie są ekspertami, którzy mówią rzeczy spójne i logiczne, nawet gdy niewygodne, a nawet niewiarygodne. Cóż, lubie pasjami słuchać ludzi mądrych. Wiem, że na Ziemi to rodzaj odchyłki…
W 2008 roku, głosy tych zaniepokojonych ekonomistów, studiujacych pilnie sytuację gospodarczą tego kraju, pojawiały się coraz częściej i coraz głośniej. Pojawiło się już nawet złowrogie słowo "RECESJA", co w kraju od ponad dwóch dekad będącym na ścieżce ostrego wzrostu brzmiało tak sensacyjnie i niewiarygodnie, że pierwszą myślą było iż tym gościom coś się pomieszało…
To wtedy na którejś konferencji prasowej premier Bertie Ahern, twórca irladzkiego cudu z lat dziewięćdziesiątych, stwierdził zdenerwowany, że te kassandry wieszczące kryzys powinny sobie strzelić w łeb! Bo przecież gospodarka ma się swietnie, jest nadwyżka budżetowa, a takie gęganie o nadciągającym kryzysie tylko ludzi przestrasza niepotrzebnie, a w skrajnym wypadku moze być samo spełniającą się przepowiednią…
Wtedy, na początku roku 2008 firma skierowała mnie na 3 miesiące do pracy w jednym z amerykańskich koncernów w pobliżu Dublina. Wielki koncern produkujący znane na całym świecie najwyższej klasy wyroby. I to tam, w rozmowie z jednym z mechaników dowiedziałem się, że w tym kraju są ludzie, którzy zdają sobie sprawę z nadciągających kłopotów, wbrew optymistycznej propagandzie rządu.Rządu, którego notabene skrytykowały wszyskie media w tym kraju, mimo wielkiej wdzięczności za to, co ten rząd zrobił dla tego kraju i dla tego społeczeństwa. Otóż ten mechanik, zatrudniony w amerykańskim, swietnie prosperującym koncernie, zarabiający netto takie średnie 3 tysiące euro miesięcznie, spytał mnie czy w Polsce jest duże bezrobocie, czy jest praca, bo on się rozglądał za wyjściem awaryjnym, gdy tu się wszystko wywróci. Facet mnie zaszokował. Przypominam, że był to chyba marzec 2008 roku, gdy Irlandia świetnie jeszcze wygladała w statystykach, gdy PKB nieco spowolniło, ale 3% wzrostu nadal wyglądało dobrze. I tu jakiś mechanik, nieco tylko oczytany już wie, że tu się wszystko sypnie. Można zrozumieć postawę rządu, który nie chciał ludzi straszyć, bo nie wierzę, że oni nie znali trendów ekonomicznych. Rzecz w tym, że zgnuśniali od ponad 20 lat sukcesów, nie wierzyli, że w tej rozpędzonej maszynie może coś się zepsuć. A z maszyną nie konserwowaną, na której nie przeprowadza się cyklicznie generalnego remontu, coś musi po prostu strzelić. Rząd irlandzki zbyt długo nie reagował na niekorzystne trendy na światowych rynkach kredytowych. Nie reagował nawet wtedy, gdy widać było gołym okiem, że buduje się w tak małym kraju po prostu zbyt wiele. I to za pożyczane pieniądze. W całym tym okresie, corocznie w małej Irlandii budowano połowę ilości nowych domów budowanych w 15-krotnie większej sąsiedniej Wielkiej Brytanii (też przecież nakręcanej sztucznym budowlanym boomem)! To musiało się zawalić. Patrząc teraz z perspektywy czasu…
Posiadając takie informacje w ówczesnym okresie, na swoim ówczesnym blogu popełniłem kilka notek o nadciągającym wielkimi krokami kryzysie. Wtedy na tamtym blogu pisałem dla rodaków tylko o Irlandii. Pamietam nawet tytuł jednej z notek :"Ballina, przyszłość Irlandii?". Gdy byłem w tym mieście służbowo, dowiedziałem się tam od jednego z irlandzkich managerów, iż to miasto jest najbiedniejsze w całej Irlandii, ma najwyższe, wtedy 15% bezrobocie. Na tle całej Irlandii rzeczywiście sytuacja w tym mieście i okręgu wyglądała jak z innego okresu historycznego, raczej z lat osiemdziesiątych. Znając już pewne zaniepokojenie ekonomistów sytuacją makroekonomiczną, po prostu pytałem czy taka sytuacja jak w Ballina nie przełoży się na skutek kryzysu na całą Irlandię. Tylko pytałem, próbując dyskutować merytorycznie, może ktoś ma inne dane lub wie coś więcej ode mnie. No, ale czego mogłem oczekiwać od przemądrzałych rodaków w tym kraju? "Co ty facet opowiadasz za bzdury?". "Ja właśnie dostałem podwyżkę, kupuję nowszy samochód, a ty nieudaczniku marudzisz". "Właśnie kupiliśmy nowy dom, oboje mamy pracę, razem zarabiamy 3500 euro miesięcznie, a ty tam na zmywaku nawet połowy tego nie wyciągniesz". "Co ty tam facet bez wykształcenia ekonomicznego możesz wiedzieć. Jest świetnie a będzie jeszcze lepiej, wracaj marudzić do kraju…". Itd itp. To z tego okresu nabyłem wrażliwości nosorożca w kontaktach wirtualnych z Polakami. Ten typ tak po prostu ma. Że jak próbujesz go przed czymś ostrzec, zmusić do zastanowienia, przemyślenia – otrzymasz tylko zniewagi, kpiny i wyzwiska. Uodporniłem się, bo z ludźmi o płaskim jak naleśnik intelekcie – dyskutować nie sposób, a jeśli w końcu pojmą o czym pisałeś, to już jest dla nich za późno na ratunek. I dobrze, bo inaczej cała teoria ewolucji i intelektualnego doboru naturalnego, wzięła by w łeb…
I teraz czytając opinie polskich niezależnych ekspertów o stanie finansów państwa polskiego, o wskaźnikach ekonomicznych, o stopniu zadłużenia, o deficycie budżetowym, o zamiataniu pod dywan tworzonych sztucznie spółek różnych zadłużeń rządu. Gdy czytam urzędowy optymizm rządzących. Gdy czytam o kpinach Rostowskiego z krytyków działań rządu w sferze finansowej, to wiem, że już to wszystko widziałem i przeżyłem. W Polsce po prostu pod wieloma względami mamy obecnie sytuację z Irlandii z roku 2008. Tylko z ogromnych kredytów zamiast setek osiedli mieszkaniowych-widm, mamy w Polsce wybudowane najdroższe na świecie stadiony i marnej jakości, najdroższe w Europie autostrady, po których prawie nikt nie będzie jeździł, bo mało kogo będzie na to stać. I te stadiony . I brak spodziewanych wpływów z autostrad doprowadzi do katastrofy. Tyle że Polsce nikt żadnego bailout’u nie udzieli. Raczej rozdrapią nas jak wrony…
Wiekszy problem polega na różnicy między Polską a Irlandią. Irlandia w 2008 roku była juz tak bogatym krajem, że nawet solidna 15% recesja w roku 2009 i kilkuprocentowa w 2010 pozostawiła ten kraj wciąż zamożny. Już nie tak zamożny jak w szczycie, gdy była drugim po Luksemburgu krajem w Europie pod wzgledem zamozności. Ot, przesunęli sie o kilka oczek w dół, wciąż pozostając w czołówce. Mimo kryzysu oraz podjęciu (w przeciwieństwie do np Grecji) poważnych zmian makroekonomicznych i oszczędnościowych, wciąż są krajem bogatszym np od Wielkiej Brytanii!!! Polska to nadal biedny kraj o poziomie życia na głowę mniejszym o połowę od biednej przecież Grecji. Gdy nawet przy wzroście gospodarczym jest kilkunastoprocentowe bezrobocie i zarobki typu 250euro/miesiąc (prawie tyle ma bezrobotny w Irlandii na tydzień!), to skala recesji w przyszłym roku zmieni ten kraj w pobojowisko i w trzeci świat. Ale co ja tam wiem, co ja tam widziałem…
Nie, nie pisze o tym dlatego, że tak bym chciał, że tak bym komukolwiek życzył. Bywaja po prostu sytuacje NIEUCHRONNE. Bo co mają takie czy inne życzenia do sytuacji, gdy duża kometa jest na kursie kolizyjnym z Ziemią. Można czekać z założonymi rękami aż pierdutnie w glebę i modlić się , że to w sąsiada, a nie w nas. Można próbować temu przeciwdziałać. Ale komu ja to piszę…
Problemem Europy i nie tylko, bo także Stanów nie jest deficyt budżetowy czy inne czynniki. Problemem jest zadłużanie się na potęgę i PRZEJADANIE tych kredytów. Sama obsługa zadłużenia kosztuje już Polskę ponad 40 miliardów złotych rocznie. Gdyby nie trzeba tych pieniędzy ofiarowywać co roku banksterom i lichwiarzom, nie byłoby problemu z ZUSem, byłyby pieniądze na aktywną walkę z bezrobociem, na autostrady, na tysiące innych potrzebnych Polsce, krajowi na dorobku, INWESTYCJI. Mądrych inwestycji. Tymczasem obsługa i spłata zaciągniętych lekką rączką przeżeranych właśnie kredytów i ogromne sumy na wykup lekką rączką emitowanych obligacji, pochłania coraz większe i większe sumy. Rząd musi te pieniądze skądś wziąć, a może tylko od podatników, bo do sprzedaży niewiele poza Belwederem i gmachem Sejmu pozostało. Dlatego ceny rosną, podatki rosną, dławi się rynek wewnętrzny, bo pieniądze zamiast krążyć w obiegu gospodarczym są z niego drenowane dla banków w londyńskim City i na Manhatanie. Jednak w przeciwieństwie do wielu rodaków i zagranicznych bałwanów, winiłbym za tę sytuację bardziej niefrasobliwe i populistyczne rządy, niż banksterów robiących kasę na ciężkich frajerach, chcących tworzyć dobrobyt za pożyczone pieniądze. Tak kończą się złudzenia, że można prawa przyrody i ekonomii obejść na skróty. Niestety, jakość ogłupionego mendialną paszą elektoratu przełożyła się wszędzie na jakość "elit", niezależnie zresztą od barw politycznych. Chyba tak musiało być w systemie demokracji bezcenzusowej, gdzie byle baran ma taką samą siłę wyboru co człek kumaty…