Ukraina traktowana jest przez polskich polityków, polskich publicystów i polskich blogerów politycznych jako przedmiot raczej niż podmiot
Melchior Wańkowicz, będący w mojej ocenie ewidentnym zdrajcą i kryptosocjalistą, miał przy tym wszystkim wielki talent narracyjny i reporterski. Dziś już nikt nie potrafi umieścić w książce, reportażu czy wywiadzie tylu ważnych dla zrozumienia opisywanych zagadnień i kolorytu epoki szczegółów. To jest niemożliwe, ponieważ dziś nikt nie uczy pisania, nawet w szkole im. Wańkowicza. Tam się tylko oszukuje młodych ludzi i nic ponad to.
Wańkowicz i jego zainteresowanie Polską oraz jej sprawami to coś zupełnie innego. Dla Wańkowicza Polska i zmiany w niej zachodzące to kwestia życia i śmierci, a na pewno ambicji i pozycji. Wańkowicz jako jedyny ze swoich braci nie został obdarowany majątkiem po śmierci rodziców. Śmierci dodajmy przedwczesnej. Wańkowicz dostał od rodziny jedynie pieniądze, dosyć spore przecież, i to doświadczenie, ta odmowa i jałmużna rzutowały chyba potem na całe jego życie.
Nie ma bowiem pan Melchior serca dla swojej klasy. On ją wręcz uważa za coś szkodliwego, a cała jego sympatia umieszczona jest po stronie ambitnych urzędników, tak zwanej inteligencji i wszelkich „nowych ludzi”, którzy budowali „nową Polskę” po roku 1918. Katastrofa tego świata niczego Wańkowicza nie nauczyła, tak jak niczego go nie nauczyła go śmierć córki w Powstaniu Warszawskim.
Wańkowicz poprzez swoją postawę powojenną, daje dowód na to, że uważa ludzką pamięć za coś nie sięgającego dalej niż jedno pokolenie wstecz. To poważny błąd, błąd którego doraźnie odczuć nie był w stanie, po przecież państwo ludowe płaciło, mimo chwilowych kłopotów, mimo wyroku i trzymiesięcznego więzienia, był to jednak błąd, który skazał Wańkowicza na zapomnienie. Nie można bowiem, będąc szlachcicem, człowiekiem wyrosłym z ziemi i tradycji szukać oparcia i kokietować wychowanych w kulcie siły i bezkarności bandytów. Takich w dodatku, którzy prezentują się marnie i słabo idzie im towarzyska konwersacja. Tego zaś właśnie próbował po wojnie pan Melchior i pewnie jeszcze nazywał to realizmem.
Powróćmy jednak do jego książek. Jedną z moich ulubionych jest rzecz pod tytułem ”Tworzywo” . Jest to opowieść o narodzie kanadyjskim tworzącym się w latach dwudziestych i trzydziestych z galicyjskich emigrantów, niemieckich sklepikarzy, ukraińskich chłopów, angielskich arystokratów bez grosza przy duszy i kanadyjskich obszarników zakorzenionych od trzech pokoleń na preriach Kolumbii Brytyjskiej. Jest to w mojej ocenie szalenie ważna książka. Kilka po temu można wymienić powodów, ale ja skupię się dziś na jednym. Na różnicach pomiędzy Polakami i Ukraińcami w latach dwudziestych i trzydziestych na ziemi kanadyjskiej. Dodam od razu, że nieznajomość tej książki i wątku, o którym mówię rzutuje według mnie na postrzeganie Polski i Ukrainy przez Polaków dzisiaj.
Chłop ukraiński różni się wyraźnie od chłopa polskiego i polskiego robotnika rewolucjonisty. Wańkowicz doskonale opisuje to na konkretnych poznanych osobiście przykładach. Chłop polski jest zahukany, przestraszony i słaby. Polski robotnik, dawny członek PPS, kiedy pozbawiono go rewolweru i bomby, jest tylko bezwolnym i słabym człowiekiem, nie ma oparcia w niczym i nie potrafi się odnaleźć w nowym świecie. Ukraińcy zaś, emigranci spod zaboru austriackiego, także z Rosji są zupełnie inni. To mocni i wolni ludzie, którzy żyją w kręgu swoich tradycji. Tym właśnie różnią się od Polaków. Ukraińcy nie zapominają o tym co zostawili w swojej nie istniejącej na mapach ojczyźnie. To chłopi wychowani wśród pieśni, nabożeństw, świąt prawosławnych i greckich, mają swoje stroje, mają swój styl i nie próbują nawet go ukrywać. Są wolni właśnie przez to,że go mają.
Najważniejszy, polski, bohater tej książki, Gąsior, galicyjski emigrant, jest co prawda najbogatszym i najbardziej szanowanym gospodarzem w okolicy, ale to on jest ostatnim, który w Kanadzie przyznawał się będzie do swojego pochodzenia, mocno zresztą dla niego samego niezrozumiałego. Gąsior bowiem to prosty chłop z Galicji, nie potrafi czytać ani pisać, potrafi tylko harować więcej niż inni i więcej ma cierpliwości dla swojego gospodarstwa. Na tym polega jego sukces. Dzieci Gąsiora są już Kanadyjczykami, nie ma w ich sposobie zachowania się, w słowach, w piosenkach, które nucą nic z tego dalekiego kraju, który był domem ich ojca. Z Ukraińcami jest inaczej. Inaczej jest z nimi także dzisiaj.
Ukraina traktowana jest przez polskich polityków, polskich publicystów i polskich blogerów politycznych jako przedmiot raczej niż podmiot. Mówi się co prawda, jak ostatnio Paweł Kowal, o tym, że podmiotowość Polski zależy od podmiotowości Ukrainy, są to jednak jedynie slogany powtarzane po Giedroyciu. W tej i innych wypowiedziach członków polskiego politycznej elity widać wyraźnie, że nie mają ci ludzie pojęcia o Ukrainie, jej politycznych planach i jej sile. Więcej – oni traktują tę siłę jako coś, co nie może Polsce nigdy zagrozić, bo interes Ukrainy jest tożsamy z interesem innych państw europejskich. Tak oczywiście może się wydawać, ale tylko do chwili, w której Rosja nie złoży Ukrainie lepszej oferty, a taka oferta może się pojawić właściwie w każdej chwili i może dotyczyć nie tylko ukraińskich elit, ale także Ukraińców w ogóle. Dla Rosji bowiem Ukraina jest bezwzględnym priorytetem, a dla Polityków Polskich wydaje się jedynie jedną z opcji.
Narzędzia polityczne jakimi Polacy zabierają się do budowania relacji z Ukrainą są niestety nie skuteczne i obnażają jedynie słabość polskich koncepcji i polskiej polityki. Na pierwszym planie mamy tu oczywiście kokieterię, polegającą na całkowitym zanegowaniu obecności Polaków na Ukrainie w przeszłości, na zaprzeczeniu historii oraz na przyznaniu słuszności tym, którzy powtarzają, że Polacy na Ukrainie byli okupantami. To jest jawny absurd prowadzący jedynie do tego, że pozycja polityczna i samopoczucie każdego z osobna obywatela Ukrainy będzie o niebo lepsze niż polityczna pozycja Polski i samopoczucie Polaków. To jest kolejny domek z kart budowany na kolejnym kłamstwie. Ukraina nie może nie przytakiwać tym słowom, bo takie postawienie sprawy jest jej po prostu na rękę. Pokrzywdzona przez Polskę Ukraina szuka porozumienia ze swoim prześladowcą sprzed lat. Tak to mniej więcej wygląda i jest najbardziej oczywistym kłamstwem. Kłamstwem, które nie służy niczemu poza osłabieniem pozycji Polski, a co za tym idzie wzmocnieniu pozycji Rosji i samej Ukrainy, która staje się przez to jeszcze bardziej negocjacyjnie atrakcyjna dla Rosji.
W tym całym rozumowaniu polskich polityków i publicystów są dwa kluczowe i groźne momenty. Pierwszy to właśnie owa rzekoma przewaga historyczna Polaków wobec Ukraińców, przewaga kata nad ofiarą, która każe politykom nie tylko bić się w dziś piersi, ale także powoduje złudzenie siły Polski wobec ukraińskiego partnera. Drugi moment to nie zrozumienie ukraińskiej tradycji. Otóż kultura i tradycja ukraińska jest głęboka, atrakcyjna dla obcych, a co najważniejsze żywa. Jest także owa tradycja powszechnie ważna i powszechnie zrozumiała na całej prawie Ukrainie. To daje Ukraińcom wielką przewagę nad Polakami. Przewagę, które póki co nie dostrzega nikt. W Polsce bowiem tradycja nie ma dobrej prasy, tradycja w Polsce to lamus, kurz i stare koronki. Coś niepoważnego i nie potrzebnego. Dlatego między innymi, że polska tradycja to tradycja ziemiańska, a tak w kontaktach polskich polityków z Ukrainą uważana jest za przeszkodę. Zamiast więc tradycji polscy politycy i publicyści sięgają po ich zdaniem skuteczniejsze narzędzie. Po publicystykę.
To już nawet nie jest błąd. To jest wprost głupota. Jeśli ktoś nie wie o czym mówię niech obejrzy sobie wystąpienie Pawła Kowala w czasie ostatniej debaty zorganizowanej przez Igora Janke. Niech popatrzy na te miny, na ten wyraz samozadowolenia malujący się na twarzach wszystkich panów i na zachowanie Onyszkiewicza. To jest tylko drobny przykład, ale jakże znamienny. Do kraju, który żyje pieśnią, wojną i nacjonalizmem z jednej strony a z drugiej wspólną z Rosją tradycją mocarstwową opartą dziś o wielki przemysł Doniecka i swobodę przepływu pracowników i pieniędzy przez wschodnią granicę, polscy politycy zabierają się dzierżąc w ręku felieton lub w najlepszym razie jakąś analizę wykonaną przez opiniotwórcze ośrodki. To się w wersji optymistycznej skończy potężnym kacem, a w pesymistycznej katastrofą. Nie ma bowiem żadnych wątpliwości co do tego, że nacjonaliści rosyjscy porozumieją się z ukraińskimi jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. I znajdą mnóstwo ciekawych tematów do rozmów. Jednym z nich będzie niegodziwość polskich panów i słabość Polski. Im bardziej zaś my sami będziemy się wyrzekać naszej tradycji, naszej ziemiańskiej i rycerskiej tradycji, tym mocniej będą nas oskarżać o chęć powrotu na kresy i tworzenia feudalnego imperium. Im głupsze zaś i bardziej nieprawdopodobne argumenty będą podejmować tym większy posłuch znajdą u ludzi.
To tylko jeden z możliwych scenariuszy, kiedy jednak patrzę na mądre miny dyskutantów podejmujących ze swadą temat Ukrainy mam wrażenie, że najbardziej prawdopodobny.
Mimo oburzenia frustratów, którym nie podoba się promocja moich książek pod każdą notką, tradycyjnie już zapraszam wszystkich na swoją stronę www.coryllus.pl, gdzie można znaleźć napisane przeze mnie nowe książki. Jedna z nich „Baśń jak niedźwiedź” w całości dotyczy spraw polskiej tradycji i polskiej siły, zamienianej dziś na wątpliwej jakości polityczny spryt. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy