Polska to mój kraj. Bywa piękna i brzydka. Przez większość jest kochana, ale też przez wielu znienawidzona, szczególnie przez nierdzennych i fałszywie malowanych, naturalizowanych Polaków, którzy polskie nazwiska posiadają jedynie z własnego sobie ich nadania.
Polska to dla wielu ich umiłowana Ojczyzna – macierz będąca obiektem tęsknoty i westchnień, odniesieniem do najważniejszej przesłanki ich tożsamości. I często im jesteśmy dalej (np. na stałej lub czasowej emigracji) od tej naszej Polski, tym staje się Ona dla nas piękniejsza, idealizujemy ją, gdzieś tam wewnętrznie zaczynamy doceniać jej dla nas ogromne znaczenie, przypominamy sobie już tylko raczej pozytywne z nią wspomnienia… właśnie tęsknimy i może nieraz też żałujemy, że… ją opuściliśmy… że nie zrobiliśmy dla niej tego, co mogliśmy najlepszego i na co było nas stać. Bardzo często chyba też w takich przypadkach mamy poczucie, że nie docenialiśmy jej piękna i znaczenia, gdy byliśmy jej i ona była dla nas….
Parafrazując słowa naszego wieszcza Jana Kochanowskiego, który pisał: "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz…" wielu z nas dowiedziało się zapewne o "smaku" Polski, naszej Ojczyzny wtedy, gdy ją stracili, emigrowali na stałe, działali wbrew jej i przeciwko niej…
"Szlachetna Polsko, nikt się nie dowie, jaki smak masz w sobie
…aż ją straciwszy, z tęsknotą mawiać się będzie o Twej potrzebie…"
Utratę tej Ojczyzny i żal za popełnione błędy zapewne odczuwało wielu Polaków wtedy, gdy Polska na przeszło 100 lat straciła niepodległość i zniknęła z mapy świata zagrabiona przez zaborców. Podobne odczucia towarzyszyły wielu naszym rodakom (nie mówię tu o zdrajcach, przedstawicielach innych nacji i konformistach życiowych oraz ideowych), gdy na przeszło 40 lat Polska znów straciła niepodległość zagrabiona tym razem przez jednego z byłych zaborców, tym razem pod hasłami "ogólnoświatowej szczęśliwości" zwanej komunizmem czy też realnym, marksistowskim socjalizmem.
"Nie jest grzechem popełniać błędy, ale nie wyciągać z nich właściwych wniosków" (zasłyszana i już powszechnie bezźródłowo uogólniona sentencja). Boję się, że może i tym razem popełniamy znów ten sam błąd tracąc niepodległość i suwerenność na rzecz tym razem nie ZSRR, ale tworu, który ja nazywam od dawna ZSRE (Związek Socjalistycznych Republik Europejskich). Ostatnie pomysły unionistów jeszcze bardzie utwierdzają mnie w przekonaniu o utracie tej naszej, przez wieki wymarzonej niepodległości…
Oczywiście zawsze istnieją geopolityczne, bieżące i strategiczne uwarunkowania, które nieraz "każą" dalekowzrocznym przywódcom podejmować decyzje krótkookresowo wydające się niewłaściwymi, które jednak strategicznie (długookresowo) mogą okazać się jednak korzystne dla określonego państwa (w tym wypadku: Polski i naszej Ojczyzny). Być może tak należy traktować jednak podpisanie przez Śp. Pana Prezydenta Profesora Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego… czekał i zwlekał z tą decyzją bardzo długo, za co zresztą był krytykowany powszechnie i zaciekle.
Ale przecież jak mógł postąpić inaczej? Dlaczego miał go podpisywać skoro demokratycznie odrzuciła go Irlandia, co winno skutkować przecież całkowitym zarzuceniem wprowadzenia tego Traktatu w Unii Europejskiej… ale okazało się, że brukselscy przywódcy (niczym dobre, stare władze komunistyczne) demokrację traktują chyba jako "papierek lakmusowy" werbalnych deklaracji… narzucili więc niedemokratycznie Irlandii drugie referendum (po co, skoro już raz się odbyło?… To tak, jakby np. w Wielkiej Brytanii w wyborach parlamentarnych wygrałoby ugrupowanie, któremu nieprzychylna jest Królowa Brytyjska i z tego też powodu zarządziłaby ponowne wybory… i tak do skutku aż wygrałoby ugrupowanie, które jednak darzy jakąś sympatią). Czyż po totalitarnym zmuszeniu Irlandii do drugiego referendum Nasz Prezydent w sumie jednak podpisując ów Traktat nie wybrał "mniejszego zła" na określony czas? Przecież nikt nie powinien mieć wątpliwości, że brukselscy socjalistyczno-globalistyczni quasi komuniści zrobiliby wszystko, żeby jednak zmusić Polskę do podpisania Traktatu Lizbońskiego. Przypomina mi się tutaj scena z Folwarku Zwierzęcego G. Orwella, kiedy wszystkie zwierzęta pamiętały, iż jednym z postulatów spisanych bodajże na ścianie stodoły było to, że nigdy żadne zwierzę nie będzie spało na ludzkich łóżkach. I cóż się stało? Otóż zwierzęta zobaczyły któregoś razu rządzące świnie pod wodzą Napoleona jak śpią na ludzkich łóżkach… Zdziwione zwierzęta podreptały pod ścianę stodoły przeczytać jeszcze raz ów postulat i okazało się, że rządzące świnie dopisały jeden zwrot do zakazu spania na ludzkich łóżkach… całość po tym dopisie brzmiała: "Żadne zwierzę nie będzie spało na (ludzkich) łóżkach… z prześcieradłami…".
Dziś przecież możemy wyjść z UE i rozpisać referendum na ten temat, podobnie jak zamierza to uczynić Wielka Brytania lub chociaż być tak propaństwowi i podmiotowi wobec UE jak czyni to ugrupowanie premiera Węgier i sam Viktor Orbán.Chyba bowiem każdy, kto potrafi choć trochę logicznie myśleć, musi zauważyć, że obecny kierunek rozwoju UE jest dla niei (i musi być) samobójczy… UE w swym obecnym i planowanym kształcie upadnie tak, jak Cesarstwo Rzymskie, III Rzesza czy ZSRR..
Po powyższej dość obszernej dygresji… wracając do naszej ukochanej Polski.
To dla niej miliony rdzennych Polaków, ale też Ci, którzy nie będąc Polakami pokochali ją miłością najwyższą… oddawało życie walcząc przez wieki o jej Wolność, Niepodległość i Suwerenność.
W naszej polskiej historii doszukać się można wszystkiego: heroicznego patriotyzmu i zdrady narodowej; mądrości i głupoty; pozytywistycznej pracy i saskiego rozpasania; ograniczającego działania i relatywizującego podstawowe wartości i cnoty ludzkie – realizmu, ale i słowiańskiego nierzeczywistego romantyzmu. Mieliśmy zarówno wybitnych przywódców, jak i rządzących Polską zwyczajnych durniów lub też cynicznych zdrajców.
Mamy swoje wady i zalety… zresztą jak każdy naród i każde skupisko społeczne tworzące jakąś Wspólnotę, którą cementuje: unikalny język, wiara, kultura, tradycja, przeszłość, historia, określone idee czy też charakter i zakres celów do realizacji i przyszłego osiągnięcia.
Jesteśmy różnorodni: mieliśmy w swoich dziejach geniuszy oraz wspaniałych pisarzy, naukowców, noblistów… ludzi wielkich, ale też wśród nas było też i dalej jest wielu małostkowych szubrawców oraz pospolitych idiotów… Jest też wielu najprawdziwszych antypolaków, podszywających się jedynie pod naszą narodowość lub też oficjalnie głoszących swoją nienawiść do suwerennej i niepodległej Polski.
Jesteśmy więc tacy jak wszyscy ludzie na Ziemi i wszystkie narody… ale to Polska potrafiła się odrodzić po zaborach i zbudować wspaniałą II Rzeczpospolitą, może i z wadami, ale wynikającymi raczej właśnie z okresu tak długiej bezpaństwowości i konieczności budowy od podstaw organizmu państwowego… ech, gdyby nie II Wojna Światowa…
Zawsze mnie zastanawia jednak jak daleko więcej relatywnie osiągnęliśmy w dwudziestoleciu międzywojennym niż w tym samym okresie czasu III RP… i wtedy zaczynam być zły i wściekły za zmarnowanie 23 lat tej naszej "niby" niepodległości po 1989 roku….
Złość mi mija wtedy, gdy przypominam sobie słowa naszego Rodaka Papieża Jana Pawła II: "Ojczyzna, Polska jest naszą matką ziemską. Dlatego też ma prawo do miłości szczególnej". TAK. Polska ma prawo do naszej miłości szczególnej! Nie płaczmy więc nad straconymi szansami, nad zmarnowanym czasem, nad "rozlanym mlekiem". Budujmy Naszą Polskę ponownie. Odzyskajmy ją dla siebie, naszych dzieci i wnuków. Odzyskajmy ją i stwórzmy od podstaw Nową, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą… mądrą, nowoczesną, prawą i sprawiedliwą!
Pozdrawiam