Miałam ostatnio ze studentami dyskusję o karze śmierci.
Nie żadne tam naukowe dywagacje o problemie, zwykłą rozmowę, w której każdy miał się wypowiedzieć o tym czy jest za czy przeciw i jaki ma argumenty. Oczywiście, większość była przeciw, bo to takie niehumanitarne, bo nie nam jest sądzić, bo to w ogóle takie zacofane. Na szczęście znalazło się paru, którzy mieli odmienne zdanie. Kara śmierci jest czasami jedyną sprawiedliwą karą, adekwatną do popełnionych zbrodni. Padł przykład Saddama Husseina, Hitlera (o Stalinie jakoś nikt nie wspomniał). Na to wszyscy, że tak Hitler to jak najbardziej i w ogóle naziści, i w ogóle terroryści… Na szczęście znalazł się ktoś rozsądny, kto zaczął tłumaczyć, że ta sama osoba może być dla jednych terrorystą, a dla innych np. bohaterem narodowym. Był to jednak głos odosobniony.
Po 11 września obraz terrorysty jest jednoznaczny. To szaleniec, najczęściej muzułmanin, który gotowy jest, w imię idei (najczęściej religii) zabijać w bestialski sposób rzesze bezbronnych cywilów, najlepiej kobiet, starców i dzieci. Wszelkie akty terroryzmu interpretowane są jako desperackie kroki religijnych ekstremistów. Czy zamach w Mińsku miał oby na pewno podłoże li tylko religijne?
Piszę o tym, bo jakoś przez skórę czuję, że słowo terrorysta wkrótce padnie (jeśli jeszcze nie padło) w odniesieniu do np. Ewy Stankiewicz protestującej pod Pałacem Prezydenckim, czy Klaudiusza Wesołka, Michała Stróżyka. Aż się boję pomyśleć jak na to zareagują moi humanitarni, tolerancyjni i miłosierni studenci…
Polska historia zna wielu terrorystów, dzięki którym, nie waham się tego powiedzieć, powstała II RP. Czy atak na pociąg w Bezdanach, w którym uczestniczył sam Piłsudski nie był aktem terroru? Jak z perspektywy czasu możemy ocenić czyny Antoniego Berezowskiego, powstańca styczniowego, wykonawcy nieudanego zamachu na cara Aleksandra II czy Faustyny Morzyckiej, uczestniczki zamachu na gen. Uthoffa, której działalność oświatowa wśród młodzieży wiejskiej zainspirowała Stefana Żeromskiego do napisania 'Siłaczki’?
Na koniec pozwolę sobie przywołać postać Józefa Korczaka, mojego krajana. I wojna światowa zastała go w ostatniej klasie Gimnazjum im. Staszica w Lublinie. Bez wahania wstąpił do utworzonego przy I Brygadzie Legionów Polskich oddziału detaszowego, którego zadaniem było prowadzenie akcji dywersyjnych na tyłach wroga. Oddział ten napadał na poczty wysadzał tory. W 1918, pod egidą Pogotwia Bojowego PPS, Korczak dokonał wysadzenia transformatora na Woli w Warszawie unieruchamiając komunikacje tramwajową w mieście, co miało dopomóc w strajku generalnym. Był też organizatorem zamachu na Erica Schulzego, naczelnika niemieckiej policji patriotycznej w Warszawie. W 1918 został mianowany Komendantem Głównym Milicji Ludowej PPS. Po jej likwidacji pracował w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Zginął 18 października 1920 pod Michniszkami, walcząc w wojnie polsko-bolszewickiej.
Wojna przekreśliła marzenia Korczaka o karierze literackiej. Po śmierci został wydany jego tomik poezji "Przed Świtem". Oto fragment tytułowego wiersza:
Wstaliśmy wczas- przed świtem
Aby nie była Polska mitem
By z niewolników białych kości
Budować wielki gmach wolności
A zapleśniałe prawdy burzyć.
Poszliśmy wiernie Polsce służyć
Przed świtem
——————————————–
Bohater to czy terrorysta?
Ps. Wszystkich zainteresowanych biografiami polskich terrorystów odsyłam do książki Rafała Górskiego Polscy zamachowcy – droga do wolności.