Polscy piłkarze nie wstydzą się Wiary
16/06/2012
346 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Kilka miesięcy temu kapitan reprezentacji Polski Jakub Błaszczykowski dołączył do akcji „Nie wstydzę się Jezusa”.
Niedawno breloczek z takim hasłem promował również gwiazdor naszej kadry – Robert Lewandowski. W osłupienie miliony widzów wprawił bohater spotkania Polska – Grecja – Przemysław Tytoń, który zaraz po wejściu na boisku odmówił modlitwę i… obronił rzut karny. Warto docenić fakt, że osoby, które są na ustach milionów Polaków odważnie podkreślają swój katolicyzm.
Gdy w meczu Polska – Słowacja obrońca Damien Perquis prezentował gest voodoo zaraz po zdobyciu zwycięskiej bramki, wielu zaangażowanych katolików (również czytelników Portalu Poświęconego) było zaniepokojonych tym, że idole młodzieży zakochanej w futbolu, odwołują się do praktyk, które mogą budzić niepokój. Tym bardziej, że sam zainteresowany, jak i dyrektor naszej kadry – Tomasz Rząsa z uśmiechem na twarzy mówili o dziwnej celebracji gola.
Perquis jednak nie zachwyca formą, a kluczowi gracze naszej kadry, zamiast bawić się w podejrzane rytuały, bez jakichkolwiek kompleksów przyznają się do swojego wyznania. Pierwszy krok poczynił skrzydłowy Borussi Dormund – Jakub Błaszczykowski. "Kuba" odważył się powiedzieć przed kamerą, że "Nie wstydzi się Jezusa". Jego świadectwo nie jest wymuszonym show na zamówienie katolickiego stowarzyszenia. Kapitan naszej reprezentacji wielokrotnie podkreślał, że babcia wychowała go na religijnego człowieka. A warto pamiętać, że droga Błaszczykowskiego na piłkarski szczyt była bardzo kręta i często wiodła przez ciernie. Gdy Jakub miał 11 lat, ojciec zabił na jego oczach matkę. W rozmowie z Krzysztofem Ziemcem, piłkarz przyznał, że po dramatycznym wydarzeniu miał dość piłki nożnej, która niemal od kołyski była jego pasją (wujkiem Błaszczykowskiego jest były kapitan reprezentacji Polski i medalista olimpijski – Jerzy Brzęczek – przyp. red.). Dzięki wsparciu babci i brata matki, nie zrezygnował z futbolu, a jego kariera rozwijała się imponująco od Rakowa Częstochowa, przez krakowską Wisłę aż po Borussię Dortmund w której barwach święci największe triumfy. Coraz głośniej mówi się, że zainteresowanie jego grą wyrazili przedstawiciele Interu Mediolan, Liverpoolu, Valencii czy Lazio Rzym.
Również droga Roberta Lewandowskiego nie była usłana różami. Zanim nasz snajper został najlepszym graczem Bundesligi i twarzą kampanii reklamowych znanych marek, musiał poznać smak bólu. Przedwcześnie umarł jego ojciec, który od początku wspierał dążenia swojego jedynego syna. W jednym z wywiadów, Lewandowski ze wzruszeniem wspominał, jak zatroskany ojciec prosił proboszcza o skrócenie uroczystości komunijnych, bo mały Robert musiał spieszyć na kolejny turniej piłkarski. Zaraz po I Komunii, przyszły lider reprezentacji Polski, wsiadł do samochodu i zmienił swój pierwszy garniturek na piłkarski trykot, który do dziś jest mu bliższy, aniżeli eleganckie uniformy. Lewandowski spotkał się również z brakiem uznania ze strony trenerów, którzy nie byli zainteresowani jego grą dla Legii Warszawa. Z kartą zawodnika w ręku i spuszczoną głową "Lewy" musiał szukać nowego klubu, co nie było łatwe, tym bardziej, że młody zawodnik nabawił się kontuzji. Pomocną dłoń wyciągnął Znicz Pruszków, a Robert jej nie odtrącił. Na zapleczu Ekstraklasy, Lewandowski sięgnął po koronę Króla Strzelców i był najjaśniejszą gwiazdą pruszkowskiego zespołu. Niebawem trafił do Lecha Poznań z którym zdobył Puchar Polski, Mistrzostwo Polski, tytuł Króla Strzelców, a także uznanie na europejskich salonach (poznaniacy wyszli z grupy w Pucharze UEFA). Przeprowadzka do Bundesligi stała się faktem. "Lewy" trafił do drużyny w której chciał grać od dziecka – Borussii Dortmund. Pierwszy sezon oznaczał dla niego zaciekłą walkę o miejsce w pierwszym składzie. I chociaż, nie brakowało malkontentów, którzy wróżyli Lewandowskiemu rychły powrót do Polski w charakterze kolejnego frajera, któremu "nie wyszło", "Lewy" zacisnął zęby i – dzięki wspaniałym "końcówkom" – wskoczył do 11. BVB. Swoje pięć minut wykorzystał znakomicie, zostając graczem sezonu 2011/2012 Bundesligi. Oprócz tego, razem ze swoimi kolegami dwukrotnie sięgnął po Mistrzostwo, a także Puchar Niemiec.
Czy miałbyś odwagę odmówić modlitwę w takim momencie?
Robert nie zapomniał jednak, że zawsze był ktoś, kto dodawał mu siły… – Jestem katolikiem. (…) We współczesnym świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też ta wiara pomaga mi na boisku, ale też i poza nim, aby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów – powiedział Lewandowski, prezentując brelok z hasłem "Nie wstydzę się Jezusa".
Najbradziej w pamięci zapadło jednak świadectwo bramkarza naszej kadry – Przemysława Tytonia. Golkiper PSV Eindhoven wszedł w 68. minucie meczu Polska – Grecja i zupełnie nierozgrzany obronił rzut karny, ratując remis dla naszego zespołu. Niezwykle rzadko mamy do czynienia z sytuacją w której bramkarz, wprowadzony z ławki, wytrzymuje tak silną presję w kulminacyjnym momencie. Wszystkie stacje telewizyjne pokazały również gest, jaki wykonał rezerwowy bramkarz naszej kadry. Tytoń, niczym średniowieczny rycerz, klęknął odwrócony od rywala, uczynił znak krzyża i odmówił krótką modlitwę. – Jak się broni takiego karnego? Nie wiem, trochę czułem się jak we śnie, że moja szansa tak nadeszła. Wojtek dostał kartkę, musiałem wejść na boisko. Cieszę się, że dzięki Bogu obroniłem karnego – powiedział w jednym z wywiadów niespodziewany bohater meczu otwarcia Euro 2012.
Jak widać, Polska doczekała się nie tylko utalentowanych, ale również odważnych piłkarzy. I chociaż pojawią się głosy, że manifestowanie swojej wiary w kraju, w którym zdecydowaną większość stanowią katolicy nie jest żadnym aktem heroizmu, warto zauważyć, że takie zachowania nie są mile widziane przez UEFA. Wystarczy wspomnieć burzę medialną, jaka powstała w marcu, gdy Polski Związek Piłki Nożnej zabronił w regulaminie wnoszenia na Stadion Narodowy materiałów o treściach rasistowskich i… religijnych, co wynikało z wynikało z przepisów zarówno europejskiej, jak i międzynarodowej federacji piłkarskiej.
Dlatego zamiast zastanawiać się nad tym, czy zachowanie naszych zawodników było przejawem odwagi, lepiej podziękować im za godną naśladowania postawę. Wielu katolików wstydzi się przeżegnać w pracy, odmówić Różaniec w autobusie, a gwiazdy polskiej piłki na oczach milionów widzów potwierdzają, że są częścią Kościoła.
Aleksander Majewski