Aż 45 proc. Polaków obawia się o swoje zdrowie psychiczne – wykazały
badania przedstawione w środę podczas debaty społecznej na temat depresji, która odbyła się w
OCH-Teatrze w Warszawie.
Prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego prof. Janusz Heitzman powiedział, że stale rośnie liczba Polaków cierpiących na zaburzenia psychiczne. Podczas prezentacji poinformował, że liczba osób leczonych z tego powodu zwiększyła się o 131 proc. w latach 1990-2004. Do placówek psychiatrycznych co roku zgłasza się już 1,5 mln chorych.
"Spada nasza kondycja psychiczna" – podkreślał prezes PTP. Powołał się na badania GUS, z których wynika, że 25 proc. badanych przyznało, że czuje się "wyczerpanych i wykończonych", 28 proc. twierdzi, że jest "zmęczonych", 16 proc. jest "bardzo zdenerwowanych", a 12 proc. odczuwa "smutek i zmęczenie".
Narasta również poczucie zagrożenia. Według badań CBOS, które przedstawił Heitzman, aż 85 proc. Polaków ocenia warunki życia w naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego. Powodem jest obawa przed bezrobociem (wskazuje na to 77 proc. ankietowanych), kryzys rodziny (47 proc.) i bieda (41 proc.). Z kolei 38 proc. badanych obawia się uzależnienia od alkoholu lub narkotyków.
"Nowym zagrożeniem dla naszego zdrowia psychicznego jest praca ponad normę, od 10 do nawet 14 godzin na dobę" – zauważył specjalista. Jego zdaniem, wynika to z tego, że boimy się, iż nie sprostamy wymaganiom i oczekiwaniom pracodawcy, a jednocześnie mamy duże poczucie obowiązku, często narzucane przez pracodawcę.
Specjalista dodał, że pracodawcy celowo utrzymują pracowników w przekonaniu, iż są mało wydajni i opieszali, a jednocześnie stawiają wymagania, które nie mogą być spełnione. "Skutkiem tego jest rozbicie rodziny, depresja, choroby somatyczne, przedwczesna umieralność oraz ogólnie zła jakość życia psychicznego" – wyliczał Heitzman.
Niepokojące jest – mówiono podczas debaty – że depresja, podobnie jak inne choroby psychiczne, jest negatywnie postrzegana w naszym społeczeństwie. Chorych psychicznie traktuje się jak ludzi gorszej kategorii. Skutek jest taki, że wiele osób ukrywa swą chorobę i nie chce zgłosić się do specjalisty po pomoc, wśród nich najczęściej są mężczyźni.
"Zbyt późne zgłoszenie się do lekarza powoduje, że leczenie depresji jest trudniejsze, na dodatek większe jest ryzyko jej nawrotu" – powiedział prof. Łukasz Święcicki z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Dodał, że depresja to ciężka choroba mózgu, który u niektórych chorych może powrócić, szczególnie wtedy, gdy chorzy nie stosują się do zaleceń lekarza, zażywają zbyt małe dawki leków albo przedwcześnie przerywają leczenie.
Specjalista podkreślił w rozmowie z dziennikarzem PAP, że leki przeciwdepresyjne nie uzależniają, czego obawiają się niektórzy chorzy. "W każdym razie nie uzależniają tak jak alkohol czy narkotyki lub inne używki" – zapewnił Święcicki. Jego zdaniem konieczność ich zażywania można porównać do stosowania insuliny przez chorych na cukrzycę.
"Antydepresanty wykorzystywane są od 1956 r. i na ogół są dość dobrze sprawdzone. Nie należy się zatem obawiać poważniejszych skutków ubocznych, choć mogą się one zdarzyć, podobnie jak w przypadku każdego preparatu" – przyznał Święcicki.
Heitzman podkreślił, że najważniejsze jest, by nie dopuścić do nawrotu depresji. "Chorzy, którzy są właściwie leczeni mogą być tak samo aktywni w życiu prywatnym i zawodowym jak przed chorobą" – dodał.
(PAP)
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."