Polityka prorodzinna czyli opłacalny interes
20/12/2011
442 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
businessman.pl Grudzień 2011 r. „Polityka prorodzinna czyli opłacalny interes”
Rozmowa z Cezarem Mechem, ekonomistą, prezesem Agencji Ratingu Społecznego, kiedyś wiceministrem finansów, a także doradcą prezesa NBP, o expose premiera rozmawia Adam Sofuł.
„Co Pan, ekonomista, czuł, słuchając expose premiera? Rozczarowanie, ulgę, irytację?
W pewnym momencie – nawet zadowolenie. Premier dostrzegł wreszcie kluczowy element, o którym wielokrotnie pisałem, czyli konsekwencje starzenia się społeczeństwa, narastania zobowiązań emerytalnych i – choć w wystąpieniu nie było o tym mowy – zdrowotnych. Ale pozostał spory niedosyt, jeśli chodzi o zaproponowaną receptę i rekomendacje systemowe.
Czy przedstawione przez szefa rządu propozycje to właściwa odpowiedź na kryzys?
Niezupełnie. Gdy słuchałem, że kryzys związany z rozpadem strefy euro stuka do naszych drzwi (trudno się nie zgodzić), przypomniałem sobie, jak nie tak dawno, gdy przychodziłem do pracy w Narodowym Banku Polskim za czasów prezesa Sławomira Skrzypka, na I stronie „Gazety Wyborczej” znalazło się takie stwierdzenie: „Czy z Cezarym Mechem wejdziemy do strefy euro?”. Odczuwam zadowolenie, że jakoś się przyczyniłem do tego, że Polska nie ma takich problemów jak inne kraje…
Oczekiwałbym po premierze propozycji, co zrobić, by to europejskie zamieszanie nas w jak najmniejszym stopniu dotknęło – np. deklaracji, że następne emisje rządowych obligacji będą tylko w walucie krajowej, więc perturbacje walutowe nie sprowokują znacznego wzrostu zadłużenia. Ponadto: po kryzysie finansowym banki są w znacznym stopniu niedokapitalizowane. Naturalne są rekomendacje, by je dokapitalizować, ale to wymaga środków. Jeśli ich brakuje, to banki będą o wiele ostrożniejsze w ofercie kredytowej. W sytuacji Polski, w znacznym stopniu opartej na instytucjach finansowych z siedzibą za granicą, takie decyzje centrali tych instytucji mogą doprowadzić do redukcji aktywności kredytowej na naszym rynku, a nawet jej zaniechania. A nie usłyszałem, że rząd dokapitalizuje instytucje pozostające pośrednio i bezpośrednio w rękach państwa, co pozwoli rozszerzyć aktywność kredytową. Jak i zapowiedzi, że nie przeznaczy środków publicznych na nacjonalizowanie zagranicznych instytucji finansowych, co musi skutkować ograniczeniem akcji kredytowej w kraju, jak i ryzykiem powtórzenia scenariusza islandzkiego w którym nastąpiło upublicznienie nie tylko kapitałów ale i zobowiązań banków prywatnych. W sumie: w expose było kilka pozytywnych pomysłów, lecz nie były one odpowiedzią na te najpoważniejsze problemy.
Co z finansami publicznymi? Czy rządowe zmiany zmierzają w dobrym kierunku?
Finanse publiczne… Rok temu na kongresie w Katowicach powiedziałem, że przestaję być eurosceptykiem, bo to wszystko już się realizuje, i zaczynam być demografosceptykiem. Premier dotknął tego problemu: setki tysięcy ludzi przestanie pracować, a zacznie pobierać emeryturę. Zmiana proporcji, relacji pracownicy – świadczeniobiorcy spowoduje w przyszłości gigantyczne problemy, także dla finansów publicznych. I nie chodzi tylko o wypłacanie olbrzymich zobowiązań emerytalnych. Przechodzący na emeryturę powojenny wyż demograficzny będzie też chorował. Zapotrzebowanie na świadczenia medyczne, na ich leczenie, wzrośnie aż czterokrotnie – i to też oznacza potężny wzrost zobowiązań państwa.
Wydłużenie wieku emerytalnego nie jest właściwą odpowiedzią na te problemy. Czy globalne firmy, które znajdują siłę roboczą w Chinach i Indiach, nagle wyłożą pieniądze na budowę stanowisk pracy dla tych 60-latków? Oczekiwałbym raczej polityki prorodzinnej; tego, że premier powie: czeka nas olbrzymi wysiłek jako konsekwencja dwudziestoletnich zaniedbań, ale zmniejszymy opodatkowanie dzieci, przeznaczymy co najmniej 500 zł ulgi podatkowej wypłacanej na dziecko miesięcznie (i to bez znacznie czy rodzice płacą PIT, czy nie), ułatwimy też zdobycie mieszkania dla rodzin wielodzietnych. I że musimy te działania wprowadzić w ciągu nadchodzących trzech lat, gdyż po tym okresie wyż solidarnościowy się zestarzeje i nie będzie mógł mieć dzieci. A będzie to oznaczało zawitanie do Polski kryzysu na stałe.
Wszyscy podwyższają wiek emerytalny. Jest inne wyjście?
System kapitałowy. Każdy zbiera składki na swoim koncie, a przechodząc na emeryturę decyduje, w jakiej wysokości będą świadczenia. Jeśli pracuje dłużej, dostaje wyższe sumy, ale – podkreślam – wybór należy do niego. Wymuszanie późniejszej emerytury mija się z celem. Motywacja, by dłużej pracować, już jest wystarczająca; to oczywiste – jeśli się dłużej pracuje i gromadzi więcej pieniędzy na koncie, a oczekiwana długość życia od momentu przejścia na emeryturę zmniejsza się, a więc powiększamy licznik (zgromadzona suma), a zmniejszamy mianownik (okres wypłacanych świadczeń)… Przymus może też rodzić obawy, że to, co zapisujemy na kontach w ZUS, to jakiś byt wirtualny – i może najlepiej uciec z systemu? A to, co sami zaoszczędzimy, będziemy mieli w garści. W mniej klarownej sytuacji zamiast stabilizacji będziemy mieli destabilizację systemu. Zresztą pomieszanie z poplątaniem jest również w kwestii składki rentowej.
Skoro fundusz rentowy ma deficyt, to chyba należało ją podnieść?
Oczywiście. Ale skoro ten fundusz ma ok. 20 mld zł deficytu, oczekiwałbym wyliczeń, że należy składkę powiększyć ni mniej, ni więcej tylko właśnie o te 2 punkty procentowe. Pamiętając o tym że, składka rentowa jedynie uzupełnia wartość środków zgromadzonych na koncie emerytalnym. Dlatego nie do końca jestem przekonany, że zaproponowany wzrost nie jest ukrytym podatkiem powiększającym koszty pracy. Tego właśnie nie usłyszałem.
Czyli expose jednak na minus?
Na plus i minus… Plus za dotknięcie fundamentalnych tematów, duży minus – za konkretne rozwiązania. I taka sama ocena dla opozycji. Plus, bo przypominała o innych ważnych problemach (expose było skoncentrowane na jednej kwestii); duży minus, bo nie zajęła się kluczową sprawą w kwestii stabilności finansów publicznych w długim okresie: polityką prorodzinną. No i tylko minus dla PSL, że walczy o KRUS i rolników w wieku emerytalnym, a nie robi nic dla tych którzy mają dzieci.
Mówiliśmy, że głównym zagrożeniem jest strefa euro. Przetrwa najbliższy rok?
Zależy, czy strefa euro zechce utrzymania tej waluty. Jeśli tak, niewątpliwie są po temu możliwości. Na razie Niemcy się wypowiedzieli, że nie zamierzają już występować z nowymi pakietami pomocowymi – np. dla Hiszpanii. Dziś mamy kryzys: jeśli EBC musi interweniować dla ustabilizowania rentowności obligacji Francji, czyli kraju, który nominalnie ma w ratingach potrójne A… Widać z tego, że beneficjentem utrzymania strefy stałaby się byłaby Francja: banki francuskie mają we Włoszech ekspozycje na poziomie 420 mld dol. i wyjście Italii ze strefy euro skończyłoby się olbrzymimi stratami tych instytucji! Obecne kłopoty wzięły się z tego, że państwa zareagowały na kryzys finansowy prawidłowo poprzez dążenie do utrzymaniem popytu globalnego, ale nadmiernie się zadłużyły, a inwestorzy mają wątpliwości, czy uda im się zadłużenie spłacić. A brak optymalności strefy walutowej objawił się tak jak to teoria przewiduje – akceleracją problemów.
Ale i u nas dług publiczny wzrósł mimo że nie było pakietów pomocowych?
W kwestii automatycznych stabilizatorów koniunktury premier lekcję odrobił. Można się było obawiać, iż – w obliczu rosnącego deficytu – liberalny rząd przykręci śrubę, lecz szef rządu nie był ortodoksyjny: pozwolił, by planowane wcześniej wydatki trafiły do ludzi, co musiało się wiązać ze wzrostem zadłużenia. Przyspieszono też pozyskiwanie środków unijnych – choć może nie były to najbardziej racjonalne wydatki, bo kiedy pomyślę o tych wszystkich stadionach… Tyle że już Keynes rzekł, że dla podtrzymania koniunktury można nawet kopać rowy, a następnie je zasypywać. Dlatego liczę, że premier okaże odpowiednio wcześnie swoją elastyczność i w obawie że w przyszłości Polce zacznie brakować podatników, przekona się do konieczności jak najwcześniejszego odejścia od polityki antyrodzinnej.
To znaczy: podniesie zasiłki?
Nie tylko. Najpierw wprowadzi postulowane wcześniej ulgi podatkowe. Polityka prorodzinna to konieczna inwestycja. Powinniśmy publicznie działać jak dobrze zarządzane przedsiębiorstwo: jeśli inwestycja daje szanse na zysk (bardziej precyzyjnie pozytywne NPV) – wykładamy na nią pieniądze. Do tego potrzeba jest jednak budżetu zadaniowego – z modułem wyliczającym, o ile dane zadanie poszerzy w przyszłości bazę podatkową. Gdyby tego typu działania wprowadzono, pozyskanie pieniędzy z rynków kapitałowych nie stałoby się problemem. Mityczne rynki to w istocie racjonalni inwestorzy. Po prostu chcą zarobić na inwestycjach i chętnie pożyczaliby pieniądze takiemu krajowi, w którym w przyszłości ktoś będzie im je w stanie zwrócić.”