Polityka – brak magnezu i twarda d….
31/01/2012
411 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Niedawno wymieniliśmy z pewnym politykiem kilka uwag o znanym publicyście i obaj uznaliśmy zgodnie, że jest on strasznie przewrażliwiony na swoim punkcie i że dostaje szału, jak tylko ktoś go mniej czy bardziej publicznie skrytykuje.
I że potem ma jakiś syndrom zalegania afektu, bo pamięta o tym miesiącami, przeżywając i przeżuwając swoje – rzekome – upokorzenia. Ale dotyczy to chyba większej ilości ludzi mediów – potrafią walić w polityka ile wlezie, ale jak sami dostaną małego prztyczka w nos, wyją w niebogłosy, że to podłość, agresja i chamstwo.
Bo zaiste – polityk musi mieć twardą skórę i krótką pamięć. Jakbym brał do siebie wszystko to, co ktoś o mnie napisał czy powiedział, to musiałbym chyba zakończyć znajomości z połową ludzi w Polsce. Ale nie robię tego, bo wiem, że taki już jest "pieprzony los kataryniarza, to znaczy – przepraszam – osoby publicznej". Miałem juz tego przedsmak jako komentator polityczny, ale wzmogło się to jeszcze od czasu, jak zostałem czynnym politykiem. Ale przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza – rzadko się obrażam, nie wytaczam procesów sądowych, nie załamuję się, jak przeczytam czy usłyszę o sobie coś bardzo niepochlebnego. I tak chyba powinien postępować polityk – uznać, że jest obiektem publicznej krytyki (czasem niezwykle niesprawiedliwej) i że będzie musiał to dzielnie znosić. Twardym trza być, a nie mientkim….
Ale w polityce – oprócz twardej skóry – należy mieć także krótką pamięć. Politycy bardzo często wchodzą z sobą w ostre konflikty, by zaraz po tym o nich zapomnieć. Inaczej się nie da, po prostu. Zarówno na sali plenarnej, w studiach telewizyjnych, jak i w kuluarach, często wchodzimy z sobą w ostre, czasami osobiste, zwarcia, ale źle postępuje ten, komu zalega potem afekt i nosi w sobie uraz do swojego interlokutora. Oczywiście, są takie słowa i takie czyny, które wymagają reakcji i odporu, ale większość słów i czynów politycy puszczają mimo uszu i przechodzą nad nimi do porządku dziennego. Inaczej się nie da – bo utrudnia to pracę polityczną oraz odbija się negatywnie na psychice.
A więc twarda skóra (zwłaszcza na d…) oraz krótka pamięć – oto dwa warunki funkcjonowania w polityce bez groźby utraty zmysłów. Trochę to na początku kosztuje i trzeba się tego nauczyć, ale bez nabycia tych dwóch umiejętności nie sposób normalnie żyć, jako osoba publiczna. Słabsze osobniki wytaczają procesy sądowe (sam mam taki procesik z charyzmatycznym szefem sztabu wyborczego ostatniej kampanii PiS, Tomkiem Porębą, który poczuł się urażony moją sugestią, że donosił na kolegów) lub obrażają się na cały świat. Ale zawsze się na tym traci – i w opinii publicznej (wychodzi się na beksę oraz mięczaka) i w sferze emocjonalnej (uzależnia się człek od swojego potwarcy i przeżywa jakiś epitet po wielokroć). Dlatego wszystkim, którzy chcą wejść do polityki, doradzam – utwardzać siedzenie i nie jeść magnezu.