Projekt przyszłorocznego budżetu zaprezentowany wczoraj przez rząd w Atenach zakłada, że produkt krajowy brutto Grecji skurczy się o kolejne 3,8 procent. W 2013 r. czekają Greków następne cięcia i oszczędności budżetowe na kwotę 7,8 mld euro. W sumie oszczędności w latach 2013-2014 mają wynieść 11,5 mld euro. Deficyt budżetowy wyniesie 4,2 proc. PKB wobec prognozowanych na bieżący rok 6,6 procent. Dług publiczny osiągnie 179,3 proc. PKB i wyniesie 346,2 mld euro (w chwili wybuchu kryzysu dług stanowił 120 proc. PKB, a więc był relatywnie mniejszy). Rząd Antonisa Samarasa liczy na uzyskanie w przyszłym roku pierwotnej nadwyżki budżetowej, czyli nadwyżki dochodów budżetu nad wydatkami, z pominięciem kosztów obsługi zadłużenia, w wysokości 1,1 proc. PKB. We wrześniu sektor przemysłowy Grecji nadal się kurczył, choć nieco wolniej niż wcześniej.
Będzie to już szósty rok recesji w ogarniętym kryzysem kraju. Według premiera Samarasa, grecka gospodarka skurczyła się od początku kryzysu o 27 procent. Bezrobocie, które od czasu wdrożenia oszczędności w 2010 r. lawinowo rośnie, wynosi blisko 24 procent. Wśród młodych już obecnie przekracza ono 55 procent. – Grecja jest klasycznym przykładem kraju, który wpadł w spiralę schładzania gospodarki – ocenia dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. – Kraj zaciska pasa, żeby spłacać długi, w wyniku oszczędzania kurczy się popyt, spada aktywność gospodarcza, a wraz z tym obniżają się dochody budżetowe, więc należy wprowadzać kolejne cięcia i podwyżki podatków, które powodują dalsze schładzanie gospodarki i ograniczenie bazy podatkowej – dodaje.
Permanentne schładzanie gospodarki jest, jak wskazuje finansista, następstwem decyzji Grecji o pozostaniu w strefie euro. – Gdyby Grecja na początku kryzysu zdecydowała się na powrót do własnej waluty, nastąpiłaby automatycznie dewaluacja zewnętrzna i wewnętrzna, tj. ceny krajowej produkcji i zewnętrzne długi Grecji zostałyby przeliczone na drachmy, a więc zredukowane, co pozwoliłoby greckiej gospodarce odzyskać konkurencyjność i Ateny o własnych siłach zaczęłyby wychodzić z kryzysu – tłumaczy dr Mech. – Zdecydowano się jednak pozostać przy euro, które jest dla greckiej gospodarki zbyt silną walutą – wyjaśnia Mech.
I ostrzega, że ten proces może trwać latami. Przykładem jest Japonia, która po okresie prosperity pod koniec lat 80. zmuszona została przez Stany Zjednoczone do skokowej aprecjacji jena. Na skutek tego procesu przeżyła "straconą dekadę", po której do dziś jej gospodarka się nie odbiła. Scenariusz schładzania zakłada w istocie, że wierzyciele Grecji będą musieli jej stale pomagać finansowo, aby uzyskać spłatę długów. – Grecja nie będzie w stanie przez najbliższych siedem do ośmiu lat pożyczać pieniędzy na rynku kapitałowym. I tak długo będziemy musieli jej pomagać – przewiduje kandydat niemieckiej SPD na kanclerza w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu Peer Steinbrueck. W Niemczech coraz częściej mówi się o konieczności przyznania Atenom kolejnego, trzeciego już pakietu pomocowego.
– Dalsze utrzymywanie strefy euro pochłania kolejne ofiary – zwraca uwagę dr Mech. Jedyną realną pomocą dla tych krajów byłoby, jego zdaniem, przejście na lokalne waluty, z kursem dostosowanym do konkurencyjności danej gospodarki. Jest to jednak, jak ocenia, działanie o tyle spóźnione, że wierzyciele w międzyczasie zabezpieczają się przed takim krokiem, potęgując narastanie problemów."