W ubiegłym miesiącu Franciszek mianował 33-letniego Argentyńczyka, Juana Grabois, doradcą Papieskiej Rady Iusticia et Pax. Ten młody prawnik i wykładowca na uniwersytecie w Buenos Aires nie kryje swoich skrajnych lewicowych poglądów (…)
Określa siebie jako społecznego bojownika o naprawę spustoszonego świata przez neoliberalny model gospodarki z lat 80-tych ubiegłego stulecia. Jest przyjacielem papieża. Poznali się, kiedy miał 21 lat. „The Economist” napisał, że za czasów Benedykta XVI byłoby mało prawdopodobne, by ktoś taki w ogóle był wpuszczony w bramy Watykanu.
Lewicowy aktywista w Watykanie
J. Grabois i Emilio Pérsico, autorzy książki „Nuestro realidad”, nie ukrywają swojego podziwu dla rewolucji rosyjskiej z 1917 roku i cieszą się z ekspansji komunizmu na całym świecie, którego kolejnymi historycznymi etapami były rewolucje Mao Tse Tunga (†1976), Fidela Castro i Che Guevary (†1967). Zbrojne powstanie zapatystów z 1994 r. jako bunt przeciwko wejściu w życie traktatu ustanawiającego Północnoamerykańską Strefę Wolnego Handlu i Boliwariański Ruch Rewolucyjny-200 Huga Chaveza (†2013) są dla młodego doradcy papieża zwiastunem nowych antykapitalistycznych ruchów w XXI w.
Pomimo tak skrajnie lewicowych poglądów, doradca papieża w czerwcowym wywiadzie dla brytyjskiego dwutygodnika „The Tablet” broni się, że w żadnej mierze nie jest marksistą. Uważa, że od zawsze głosił tylko społeczną naukę kościoła: „Być może marksiści zapożyczyli nieco z tradycji chrześcijańskiej, ale to co robię jest podyktowane katolickim sposobem patrzenia na rzeczywistości”.
Nominacja papieża zbiegła się z zaostrzeniem sytuacji gospodarczej w Wenezueli rządzonej przez socjalistów. Według najnowszego dekretu prezydenta Nicolasa Maduro, armia będzie kontrolować statki w portach, a także fabryki żywności. Dwa tygodnie temu około pół tysiąca Wenezuelek sforsowało zamkniętą od prawie roku granicę z Kolumbią, żeby udać się na zakupy do sąsiedniego kraju. Po dwóch godzinach kobiety wróciły do domu z olejem, mąką kukurydzianą i papierem toaletowym.
Papież peronista
Po raz kolejny socjalistyczny eksperyment nie powiódł się. Czy papież nie widzi tego, co dzieje się w rządzonej przez socjalistów Wenezueli? Jak zrozumieć jego najnowszą decyzję? Nominacja przyjaciela papieża na doradcę jest dla jednych zaskoczeniem, ale z pewnością nie dla tych, którzy znają Amerykę Południową, gdzie wykuwał się światopogląd przyszłego papieża. Franciszek został księdzem w kościele argentyńskim, który był politycznie zaangażowany. Przez większość swojego życia ks. Jorgego Bergoglio żył w Argentynie, która próbowała stworzyć coś w rodzaju trzeciej drogi pomiędzy marksizmem i liberalizmem, aczkolwiek z katastrofalnymi skutkami politycznymi i ekonomicznymi.
„The Economist” w 2014 r. nazwał Franciszka „papieżem peronistą”, odnosząc się do jego sympatii wobec prezydenta Argentyny Juana Peróna (†1974). Peronizm był de facto jedynym stylem politycznym znanym papieżowi. W naturalny więc sposób przychodzi Franciszkowi przejmowanie jego populistycznego tonu. „The Tablet” donosi, że w ubiegłym miesiącu Franciszek nie przyjął darowizny od prezydenta Argentyny, Mauricio Macri, który chciał przekazać papieżowi na cele charytatywne czek w wysokości 16,5 milionów pesos (4,5 miliona zł). Według świeżo mianowanego doradcy papieża, J. Grabois, darowizna nie była odpowiednim prezentem, gdyż Argentyna jest w bardzo złej sytuacji społeczno-ekonomicznje na skutek neoliberalnej polityki. W rzeczywistości jest inaczej. To nowy konserwatywny prezydent, który został wybrany w ubiegłym roku, odziedziczył po 12 latach lewicowych rządów rodziny Kirchnerów wyhamowującą gospodarkę i rosnący dług publiczny. Argentyna, która jeszcze do niedawno była bankrutem, powróciła teraz z powrotem na rynki kredytowe i odbiła się od dna.
Sierp i młot
W ubiegłym roku podczas swojej podróży do Boliwii Franciszek spotkał się Evo Moralesem, pierwszym w dziejach kraju prezydentem wywodzącym się z rdzennej ludności indiańskiej. Podczas spotkania w siedzibie rządu w Pałacu Quemado w La Paz boliwijski prezydent i papież wymienili się podarunkami. Franciszek otrzymał jako prezent nietypowy krzyż w kształcie komunistycznego symbolu młota i sierpa. Chrystus jest tu rozpięty na młocie, który imituje krzyż, a pod stopami Jezusa znajduje się sierp. Franciszek przyjął prezent i wprowadził tym świat w konsternacje, gdyż sierp i młot jest symbolem komunizmu, najbardziej zbrodniczego systemu w historii świata, który wymordował i doprowadził do ubóstwa miliony ludzi, o wiele więcej niż każdy inny złowrogi system.
Ten krzyż miał jeszcze inny symbolikę, znaną tylko Boliwijczykom. Był on repliką krzyża zrobionego w latach 80-tych przez hiszpańskiego jezuitę Luisa Espinala (†1980), który był torturowany i zamordowany przez bojówki pozostającego u władzy ówczesnego dyktatora gen. Luisa Garcii Mezy Tejady (w 1993 roku został skazany na trzydzieści lat więzienia) i według autora miał symbolizować dialog między Kościołem a marksizmem. Odmowa przyjęcia tego krzyża mogłaby mieć bardzo wymowny i symboliczny charakter.
Teologia wyzwolenia
Dlaczego papież tego nie uczynił? Franciszek zdaje sobie sprawę, że ponad jedna piąta spośród około 1,2 miliarda katolików na świecie żyje w Ameryce Południowej, którzy przez lata walczyli o swoje społeczne prawa i zostali przesiąknięci teologią wyzwolenia o różnych odcieniach. Korzenie politycznego myślenia papieża „The New York Times” w 2015 r. określił jako fuzję kościoła konserwatywnego z lat 30-tych i teologii wyzwolenia z lat 70-tych ubiegłego wieku. Według Argentyńskiego jezuity, o. Juana Carlosa Scannone, badacza teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, obecny papież jako biskup Buenos Aires nie wspierał teologii wyzwolenia, ale tylko jej argentyński nurt, któremu obce były analizy marksistowskie.
Kongregacja Nauki Wiary („Instrukcja o niektórych aspektach teologii wyzwolenia”, 1984), na czele której stał wtedy kard. Józef Ratzinger, jasno dała do zrozumienia, że Kościół nie akceptuje marksistowskiej walki klas, ale całe późniejsze społeczne nauczanie wszystkich papieży zdecydowanie podkreślało, że Kościół zawsze kierował się preferencyjną opcją na rzecz ubogich. O. Gustavo Gutiérrez OP, który spotkał się w Rzymie z Franciszkiem w 2013 r., zwraca uwagę, że preferencyjna opcja na rzecz ubogich ma swoje zakorzenienie w Biblii i należy ją odbierać jako uniwersalne przesłanie dla całego Kościoła, a nie tylko odnosić ją do latynoamerykańskiego kontekstu. Twórca teologii wyzwolenia tłumaczy, że ubóstwo ma swoje ekonomiczne przyczyny i nawołuje do społecznej analizy tego zjawiska.
Na manowcach błędnej ekonomii
Święty Jan XXIII w encyklice „Mater et magistra” wprowadził do katolickiej nauki społecznej prostą metodę uprawiania tej dziedziny nauki, którą można opisać przy pomocy trzech słów: widzieć, oceniać i działać. Najwięcej trudności teologom i społecznym aktywistom w Ameryce Południowej sprawia analiza ekonomiczna. Popełniają klasyczny błąd, o którym francuski wolnorynkowy ekonomista, Frédéric Bastiat (†1850), pisał dwa wieki temu w swoim słynnym eseju „Czego widać i czego nie widać”. F. Bastiat wyjaśnia, że w sferze ekonomii każde wydarzenie, prawo oraz czyn pociąga za sobą bardzo wiele skutków. Niektóre z tych skutków są widoczne na pierwszy rzut oka. Inne są odsunięte w czasie i trudno je dostrzec. To między innymi dlatego socjalizm cieszy się wzięciem w Ameryce Południowej.
J.P. Sartre’a (†1980) twierdził, że przyczyną popularności marksizmu był fakt, że w swojej popularnej wersji był on bardzo prosty. Leszek Kołakowski (†2009) wydaje się być bardziej precyzyjny i w swoim eseju „Co pozostało po socjalizmie” napisał: „Istotnie, (marksiści) myślą, że mają jeden uniwersalny klucz do otwierania wszystkich drzwi, jedno powszechne i mające zastosowanie wytłumaczenie do wszystkiego, instrument który sprawia, że możliwym staje się opanowanie historii i ekonomii, właściwie bez studiowania żadnej z tych dziedzin”. („First Things”, 2002).
Marksowski system ekonomiczny został już w przeszłości poddany gruntownej krytyce i wystarczy znajomość dwóch tekstów, by odstawić Karola Marksa (†1883) raz na zawsze do lamusa. Pierwszym jest tekst pt. „Karol Marks i koniec jego systemu”, czyli najsłynniejszy esej w historii ekonomii napisany w 1896 r. przez austriackiego ekonomistę, Eugena von Böhm-Bawerka (†1914), w którym autor wykazuje, że K. Marks nie podał ani empirycznych, ani psychologicznych dowodów na rzecz tezy, iż wartość jest ukonstytuowana przez pracę. Kilka lat później, jego uczeń, Ludwik von Mises (†1973) napisał drugi ważny esej pt. „Kalkulacja ekonomiczna w socjalizmie”, w którym w skondensowanej formie wykazuje, że w gospodarce socjalistycznej nie da się prowadzić rachunku ekonomicznego. Własność prywatna jest nieodzownym elementem racjonalnej kalkulacji ekonomicznej. Jest ona konieczna do powstania cen, bez których nie może funkcjonować wolnorynkowy mechanizm zysku i strat. Uczestnik rynku pozbawiony tych informacji nie ma możliwości oceny alternatywnych kosztów swoich decyzji. Obalenie własności prywatnej prowadzi ostatecznie do eliminacji ekonomicznej kalkulacji, a to oznacza koniec wszelkiej ekonomicznej racjonalności. W rozdziale „Istota kalkulacji ekonomicznej” L. Mises napisał: „W państwie socjalistycznym każda zmiana gospodarcza staje się przedsięwzięciem, którego rezultatów nie można przewidzieć ani ocenić z perspektywy czasu. Zmusza to do poruszania się po omacku. Socjalizm niszczy racjonalność gospodarki”. Wenezuela jest kolejnym empirycznym dowodem tezy austriackiego ekonomisty.
Wrażliwość na ludzką biedę
O. Wojciech Żmudziński SJ, który na łamach jezuickiego portalu internetowego „Deon” w artykule „Lewicowy aktywista w Watykanie” napisał o nominacji J. Grabois, pyta: „Może rzeczywiście przyszedł czas, by zacząć światową rewolucję? Rozpocząć ją od rezygnacji z przywilejów i od radykalnej przemiany myślenia. Franciszek nie raz dawał do zrozumienia, że woli zasiadać do stołu z kucharzem i kelnerami na zapleczu, niż w luksusowym refektarzu”. Takie gesty nie wystarczą, by zmienić świat i otworzyć serca na ludzką biedę. Pod koniec lat 60-tych ubiegłego stulecia wprowadzono do praktyki duszpasterskiej ukute przez generała jezuitów o. Pedro Arrupe (†1991) hasło „preferencyjnej opcji na rzecz ubogich”. W pewnym sensie jego duchowym spadkobiercą jest dzisiaj J. Grabois. Wrażliwości na ludzką biedę uczyłem się zanim o. P. Arrupe SJ napisał o preferencyjnej opcji na rzecz ubogich. W każdą niedzielę jako mały chłopak otrzymywałem od mamy kilka groszy i wrzucałem je przed parafialnym kościołem do skrzynki z napisem „Dla ubogich”.
Franciszek został wybrany na papieża w lutym 2013 roku. Kilka miesięcy później umarł H. Chavez, przywódca „rewolucji boliwariańskiej”. Kolejna socjalistyczna rewolucja, która miała przynieść upragniony dobrobyt dla wszystkich, doprowadziła ten kraj do zupełnej gospodarczej ruiny. J. Grabois twierdzi, że wykluczeni społecznie nie potrzebują filantropii, ale zmian strukturalnych, które zapewnią im ziemię, mieszkanie i prace. Wenezuelczycy otrzymali to wszystko od H. Chaveza. Pomimo tego dzisiaj na zakupy podstawowych produktów jeżdżą do sąsiedniej Kolumbii.
Mity marksizmu
L. Kołakowski, autor trzytomowej pracy „Główne nurty marksizmu. Powstanie, rozwój, rozkład”, wykazał, że wszystkie przepowiednie K. Marksa, dotyczące przyszłego rozwoju ekonomicznego i politycznego, okazały się zwyczajnie fałszywe. Kiedyś K. Marks uważał, że wolny rynek zahamuje techniczny postęp. Wyszło dokładnie na odwrót. Wolny rynek okazał się niezwykle skuteczny w pobudzaniu postępu technicznego, podczas gdy „realny socjalizm” przyczynił się do technologicznego regresu. To właśnie dzięki kapitalizmowi wyprodukowana została największa ilość dóbr, która nigdy wcześniej nie była znana w historii ludzkości. L. Kołakowski przypomina nam, że „niektórzy neomarksiści poczuli się zmuszeni do zmiany swego stanowiska. Swego czasu kapitalizm wydał się potworny, gdyż przyniósł biedę. Później okazał się przerażający, ponieważ wytwarza taką obfitość dóbr, że zabija kulturę” (First Things).
Dzisiaj gospodarki neoliberalne, w których dominuje państwowy interwencjonizm i daleko im do wolnorynkowego ideału, produkują w nadmiarze towary, o których przeciętny Wenezuelczyk może tylko pomarzyć. Wato pamiętać, że tworzenie bogactwa nie jest celem kapitalizmu. W próbie zdefiniowania tego, czym jest kapitalizm, warto sięgnąć po klasyków wolnego rynku. L. Mises podkreślał, że wzbogacenie się nie jest ukoronowaniem działalności gospodarczej człowieka i jedyną racją jego działania. Z całą pewnością jest nią maksymalizacja zysków, ale zysk nie musi odpowiadać jedynie dobru materialnemu. Pragnienie bycia bogatym nie jest dla austriackiego ekonomisty mniej lub bardziej racjonalne niż pragnienie zostania ubogim jak buddyjski mnich.
O. Jacek Gniadek
O. Jacek Gniadek SVD – misjonarz ze Zgromadzenia Słowa Bożego, doktor teologii moralnej, obecnie ewangelizuje w Zambii. Publikuje na stronie www.jacekgniadek.com .
Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego, będąc niezależną, pozarządową organizacją, zajmuje się wolnorynkową edukacją ekonomiczną, promocją wolności gospodarczej i wolnego handlu jako najskuteczniejszego a zarazem najsprawiedliwszego systemu powodującego podnoszenie zamożności ludzi i narodów, związkami etyki z ekonomią, a także rozwojem nauk ekonomicznych. Wesprzyj nas: Volkswagen Bank Direct PL 3321 3000 0420 0104 0942 1500 01 Przelewy spoza Polski: SWIFT: ING BP LPW PL 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001
3 komentarz