Politycy unijni podczas kolejnego szczytu uzgodnili, że będą od teraz szczytować na trzy sposoby.
Będą szczyty 17 państw strefy euro – w „specyficznych”, jak to ujął Prezydent Sarkozy, tematach dotyczących euro, szczyty państw „euro plus” (czyli tych 25, które zdecydowały się podpisać pakt fiskalny) i szczyty wszystkich 27 państw Unii – razem z Wielką Brytanią i Czechami, które go nie chcą podpisać.
To jest podobno bardzo ważne ustalenie ostatniego szczytu. Kraje spoza strefy euro, które ratyfikują pakt fiskalny, „powinny uczestniczyć w szczytach dotyczących konkurencyjności oraz zmian w architekturze strefy euro, a także, jeśli to wskazane, w sprawie wdrażania traktatu przynajmniej raz w roku”. To z kolei jest podobno bardzo wielki sukces Polski i Premiera Tuska.
Nie ustalono jeszcze kto przy kim będzie siedział przy stole przy kolacji, a przecież to jest równie ważne jak pozostałe ustalenia, które zostały dokonane i przekazane do wiadomości publicznej.
Bo nie zostało ustalone, albo może ustalone zostało, tylko nie przekazane, czy „specyficznym tematem dotyczącym euro” będzie jego dalsze ratowanie za pieniądze z unijnych funduszy strukturalnych, czym będą zajmowały się szczyty 17 – bez Polski?
Niektóre uprawnienia wspólnotowych instytucji przekazano de facto rządom Niemiec i Francji oraz nowemu ciału jakim jest Europejski Mechanizm Stabilności. Pakt fiskalny jest po prostu umową „Merkozyego”. Pozostałe kraje miały wybór: przyłączyć się lub nie. Dla polityków, jak zawsze, najważniejsza w tym wszystkim była polityka. Bo przecież nie o gospodarkę tu chodzi, tylko o wybory w Niemczech i Francji, które są w tym roku.
Jak Prezydent Mitterand nie przekonał Sekretarza Gorbaczowa, żeby nie godził się na zjednoczenie Niemiec, pozostało mu swoją na to zgodę uwarunkować zgodą Kanclerza Kohla na „zjednoczenie” waluty. „Niemiaszki” mając najlepsze doświadczenie w budowaniu stabilnej waluty i przewidując, słusznie, jej przyszłe możliwe kłopoty, próbowali początkowo zapewnić jej jakąś solidniejszą podstawę. Dlatego domagali się swoistego „paktu fiskalnego” już wówczas. Ale polityka i tym razem wzięła górę nad ekonomią. Gdy w 1991 roku dobiegały końca prace nad konstrukcją euro, kilka republik jugosłowiańskich zdecydowało się ogłosić niepodległość. Stany Zjednoczone obawiały się politycznych konsekwencji takiego rozwoju sytuacji. W czerwcu sekretarz stanu James Baker spotkał się w Belgradzie z przedstawicielami rządu federalnego i prezydentami republik: Miloszeviciem (Serbia), Tudźmanem (Chorwacja), Kuczanem (Słowenia), Izetbegoviciem (Bośnia), Bulatoviciem (Czarnogóra) i Gligorowem (Macedonia). Apelował, aby Tudźman i Kuczan powstrzymali się od ogłaszania niepodległości, co jednak nie poskutkowało. Serbia potępiła secesję i wkrótce doszło do walk armii jugosłowiańskiej (zdominowanej przez Serbów) i serbskich ochotników z oddziałami chorwackimi i słoweńskimi. We wrześniu niepodległość ogłosiła Macedonia.
Wielka Brytania, Francja i Grecja obiecały Amerykanom, że nie uznają niepodległości żadnej z republik jugosłowiańskich. Jednak poddały się presji Niemiec, które zmieniły zdanie w tej kwestii. Niemcy doszli do wniosku, że największe korzyści z utrzymywania jedności Jugosławii odniesie Serbia, z którą, historycznie, Niemcy nie miały dobrych relacji. Dlatego zrezygnowali z żądania, aby unii monetarnej towarzyszyła unia fiskalna, w zamian za co uzyskali zgodę na uznanie niepodległości Chorwacji i Słowenii.
Dziś kłopoty euro (które – pochwalę się – przewidywałem od lat) znów są załatwiane politycznie. Ale kiedyś uczyliśmy się „ekonomii politycznej socjalizmu”, więc nie powinno nas dziwić, że leninowska zasada prymatu polityki nad ekonomią jest „wiecznie żywa”.
Na marginesie wczorajszego szczytu – ostatniego w dotychczasowej formie – zaciekawiło mnie szczególnie, co miał na myśli nowy Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz mówiąc, że Premier Tusk zadeklarował, że w 2015 roku Polska chce przystąpić do strefy euro? Czy rzeczywiście tłumacze obu panów nie zrozumieli, czy może Pan Przewodniczący nam to euro rajfurzy, czy może Pan Premier Tusk wyrwał się z deklaracjami, jak w 2008 roku na Forum Ekonomicznym w Krynicy?