Na imprezę masową, na blokowanie ruchu, na sprzeciwianie się prawu – takie sposoby zakazywania zgromadzeń stosują samorządy. A parlament lada chwila da im tych sposobów więcej – podaje wyborcza.pl.
Wolność zgromadzeń to nie żaden udział w debacie publicznej, tylko burdy wymierzone w bezpieczeństwo porządnych obywateli. Taki obraz tworzą politycy rządzącej koalicji, którzy popierają prezydencką nowelizację ustawy o zgromadzeniach.
Rekomendujący je parlamentarzystom prezydencki minister Krzysztof Łaszkiewicz podkreśla, że prawo o zgromadzeniach jest przestarzałe, bo uchwalone w naiwnych czasach – w roku 1990, gdy zakładano, że zgromadzenia będą pokojowe. A życie pokazało, że nie są. Więc trzeba chronić obywateli przed rozwydrzonymi chuliganami palącymi samochody i urządzającymi bijatyki.
Obrona ta ma polegać na karaniu organizatora, jeśli zgromadzenie wymknie mu się spod kontroli; na utrudnianiu rejestracji zgromadzenia (z wyprzedzeniem nie trzech, jak dziś, ale sześciu dni); i na możliwości zakazania zgromadzenia, jeśli w tym samym miejscu i czasie zarejestrowano już inne.
Prezydent nowelizację przygotował w dwa tygodnie, w reakcji na wydarzenia 11 listopada w Warszawie. Nie zbadał, jak naprawdę działa prawo o zgromadzeniach – w uzasadnieniu projektu nic nie ma na ten temat. Także posłowie nie zainteresowali się, jak wygląda rzeczywistość.
Więcej:
http://wyborcza.pl/1,75248,12185342,Jak_zakazuja_nam_zgromadzen.html
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."