Ja protestowałem, bo nie chcę jeść GMO
Przedwczoraj byłem na proteście przeciw GMO we Wrocławiu. Zorganizowany spontanicznie, pod Halą 100lecia, gdzie obradowali ministrowie rolnictwa UE. Ministrowie protestem się nie zainteresowali, natomiast po wejściu za płot zainteresowała się ochrona, potem policja, potem chyba BOR, tzn tacy ala agenci Smithy. Wyproszono nas za płot a następnie spisano, bo protest nie był zgłoszony z powodu braku czasu a było kilkadziesiąt, czyli więcej niż 14 osób. Policja spisała wszystkich obecnych, jednak towarzystwo kontynuowało pikietowanie. Ze spisującym mnie policjantem porozmawialiśmy sobie o szkodliwości GMO, on zaprezentował wersję oficjalną „nie ma badań mówiących o szkodliwości GMO”, ja go poinformowałem o badaniach na szczurach i poleciłem poszukać informacji w internecie. Przez megafon przemawiali organizatorzy. Na rozwieszonej na płocie tkaninie namalowano napis „ Świniom przy korycie jest wszystko jedno kto je karmi”, logo prezydencji przyozdobiono tablicami antyGMO, nawet jeden pies protestował z tablicą przed łapami. Dopiero po kilku minutach koncertu bębniarzy, szef policjantów nie wytrzymał i zażądał się rozejścia. Mniejszość posłuchała a większość rozbiła się na grupki mniej niż 14 osobowe, które mogą w naszym systemie prawnym istnieć bez informowania i zezwolenia naszej pełnej miłości, demokratycznej waaadzy. Protest jeszcze sobie trochę potrwał a potem się rozszedł. Ja protestowałem, bo nie chcę jeść GMO. A jemy GMO wszyscy. Nie wiemy o tym, bo bardzo rzadko są oznakowania.
„Gdzie można natknąć się na GMO: oleje roślinne (kukurydziany, sojowy, rzepakowy) chipsy, burgery wegetariańskie, substytuty mięsa (nawet w parówkach dla dzieci) , lody, jogurt, tofu, sos sojowy, ser sojowy, sos pomidorowy, białka, płatki zbożowe, hamburgery, hot-dogi, margaryna, majonez, zboża, krakersy ciastka, czekolada, cukierki, proszek do pieczenia alkohol, wanilia, cukier puder, masło orzechowe, mąka wzbogacana, makarony – właśnie na takie produkty należy zwracać uwagę, jeżeli nie chcemy spożywać GMO – informuje Koalicja Polska Wolna od GMO. Koncentraty białkowe z soi modyfikowanej są dodawane do większości artykułów spożywczych, np. do kiełbasy czy jogurtów – tłumaczy prof. Tomasz Twardowski, I Wiceprzewodniczący Zarządu PFB (Polskiej Federacji Biotechnologii). A większość soi, którą wykorzystują polskie zakłady przetwórcze to soja transgeniczna. Zatem prawdopodobieństwo spożywania soi GM jest bardzo duże.”
Jednak to my, klienci decydujemy czy chcemy jeść dodatki GMO czy nie. Jeśli zmusimy państwo do znakowania towarów producenci wycofają je, bo nie będziemy kupować tych produktów. Ich ceny nie zmienią się widocznie, bo są to tylko dodatki a nie podstawowa masa.
„W większości przypadków produkty nie mają żadnych oznaczeń. Przemysł spożywczy wolałby nie informować konsumentów o zawartości GMO, dlatego takich oznaczeń próżno szukać na produktach przetworzonych, mięsie czy płatkach kukurydzianych. Choć wszystkie zawierają soję lub mączkę kukurydzianą, która spełnia rolę wypełniacza. Poza tym znakowane są tylko produkty pochodzące bezpośrednio z organizmów modyfikowanych. Przepisy nie dotyczą np. mleka czy mięsa zwierząt karmionych paszami zawierającymi GMO.”
„rocznie jest sprawdzanych ok. 100 próbek. Można zadać sobie pytanie: aż 100, czy tylko 100? Według organizacji ekologicznych jest to zdecydowanie za mało. Służby sanitarne nie radzą sobie z wykrywaniem produktów z GMO i egzekwowaniem obowiązku znakowania produktów z GMO. Jeśli to jakość kontroli się nie polepszy, nieważne jak surowe będziemy mieć prawo, pozostanie ono prawem martwym.”
„Służby sanitarne powinny pobierać materiał losowo z półek sklepowych i badać je w kierunku zawartości GMO. W przypadku wykrycia nieprawidłowości, powinno się taką firmę ukarać i jednocześnie dostarczyć konsumentom informacji za pomocą mediów na temat nieuczciwych praktyk danego producenta”
„W wyborze produktów wolnych od GMO może pomóc druga edycja przewodnika opublikowanego w 2011 roku przez Greenpeace „Czy wiesz, co jesz?”. Poradnik powstał na podstawie pisemnych deklaracji 65-ciu głównych producentów żywności w Polsce, którzy wypełnili kwestionariusz dotyczący polityki ich firm w zakresie stosowania genetycznie modyfikowanych organizmów. Na „Czerwonej Liście" znaleźli się producenci, którzy nie gwarantują, że ich produkty są wolne od składników genetycznie modyfikowanych. To wątpliwe wyróżnienie otrzymały dwie firmy: Animex i Danone. Z kolei na „zielonej liście” znalazło się 64 producentów, którzy złożyli deklaracje, że nie stosują składników genetycznie modyfikowanych, w tym takie firmy jak: Bakoma, Hochland, Kruszwica, Mlekovita, Piątnica, Unilever, Drosed, Indykpol, Sokołów, Mars, Heinz, Hortex, Bonduelle, Coca-Cola, RedBull, Carslber czy Żywiec.”
Przy czym, ponieważ w Polsce panuje GMO wolnoamerykanka, to producenci mogą nie wiedzieć, że produkują z GMO. W USA, Kanadzie prowadzona jest akcja pod hasłem”Masz prawo wiedzieć”. My też mamy prawo wiedzieć co jemy, mamy prawo wybrać. A właściwie to powinniśmy je mieć. Bo rolnik praktycznie może uprawiać GMO, sprzedać je bez informowania o tym, bo nikt tego nie sprawdzi, producent zrobi z tego jedzenie, którego nikt nie sprawdzi.
Nie było w Polsce nikogo ukaranego za GMO a i tak maksymalna kara to 2 tys zł. Prokuratura nawet powiadomiona o uprawie, nie podejmuje działań. Niby mamy chroniące nas prawa a ich nie mamy, nie tylko w tej dziedzinie. Natomiast organa ścigania w temacie GMO interesują wyłącznie demonstranci. Oby w tych warunkach nasze jedzenie nas nie zjadło.
PS. Węgierskie jedzenie jest pewne, tam palą uprawy GMO na polach, jak je znajdą.
Foto: Maciej Skwierczyński/Agencja Gazeta – Autor na proteście, żeby nie było, że mnie tam nie było.
"Czlonek Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów i Komentatorów............................. "My wybory wygralismy dzieki niekontrolowanemu internetowi i Facebookowi" V. Orban............. Jakosc polityki = jakosc zycia"