W wielu ważnych dziedzinach życia wciąż ciąży nam garb odziedziczony po PRL. Postawy i zachowania wielu z nas sprawiają wrażenie, jakbyśmy niektóre zwyczaje z tamtych czasów wyssali z mlekiem matki.
/Jerzy Jachowicz/
Sędzia, ofiara dziennikarza?
Prawdą jest, że wymiar sprawiedliwości przez dziesiątki lat poddany był największej presji przez reżim komunistyczny. Aparat sędziowski – jak wtedy mówiono – był komunistycznej władzy niezbędny, by mogła realizować swoje obłędne cele. Masowym tragicznym plonem pełnej dyspozycyjności wymiaru sprawiedliwości były tysiące ofiar skazanych na więzienia tylko dlatego, że nie chciały być posłusznymi niewolnikami, którzy żyją według wytycznych obcego mocarstwa. Represje spadały także na ich rodziny, na bliskich. Ale zdarzało się, że sędziowie legitymizowali po prostu zbrodnie, kiedy w sfingowanych procesach skazywali na śmierć niewinnych ludzi. To najcięższe wypadki służebności sędziów w strasznych czasach panowania rozszalałej bezpieki pod dowództwem oficerów NKWD.
Mówiąc teraz o nawykach posłuszeństwa sędziów, myślę o latach późniejszych, w których resort sprawiedliwości nadal był narzędziem zniewalania polskiego społeczeństwa. Najlepiej to wysługiwanie się przez sędziów władzy politycznej obrazuje pamiętany przez większość żyjących dziś Polaków stan wojenny, koszmarny bękart generałów. Tę dyspozycyjność, mimo upływu ponad 20 lat od końca komunizmu w Polsce, sędziowie mają we krwi.
Niezawisłość, głupcze!
Dziś, tak samo jak w mrocznych czasach reżimu w latach 80., za odmowę wykonania polecenia władzy, za niepodporządkowanie się naciskom politycznym żadnemu sędziemu nie grozi nic więcej, jak ewentualne złamanie kariery. Pozostanie do końca życia na dole zawodowej hierarchii, ale z czystym sumieniem, że nigdy nie sprzeniewierzył się sędziowskiej przysiędze, że będzie kierował się zasadami godności i uczciwości.
Coś za coś. Albo ześwinienie się i wspinanie na szczyty, albo wykonywanie zawodu zgodnie z jego regułami, wśród których naczelna jest zasada niezawisłości sędziego. To latarnia wskazująca kierunek, w którym należy płynąć, mimo różnych przeszkód i obszar wód, których opuścić nie wolno. Bo tylko to gwarantuje dopłynięcie do właściwego portu.
Reakcja sędziego na telefon rzekomego pracownika Kancelarii Premiera obnaża w sposób najbardziej namacalny z możliwych dzisiejszą sprzedajność elity wymiaru sprawiedliwości. Ściślej, ludzi uważanych za elitę jednej z najważniejszych dla funkcjonowania państwa grup zawodowych, jaką są sędziowie. Tu nie może być żadnych wymówek. Żadnej taryfy ulgowej. Sędzią pozostającym w pełni na usługach obecnej władzy nie był początkujący asesor, przytłoczony wysoką rangą urzędu, z którego ktoś do niego dzwoni. Nie był nim też przestraszony sędzia z głuchej prowincji, którego na sam dźwięk słów „Kancelaria Premiera” ogarnia paraliż, a rozum odmawia posłuszeństwa. To był wytrawny sędzia, zajmujący wysokie stanowisko w wielkiej aglomeracji, jaką jest Trójmiasto. Powinien być wzorem dla dziesiątków swoich podwładnych. W pracy i poza nią. Bo sędzia to zawód szczególny, o wielkiej roli społecznej i wielkiej odpowiedzialności. W sposób najpełniejszy uosabia sobą funkcjonowanie państwa.
Państwo upada
Jeśli chory jest wymiar sprawiedliwości, to i państwo, i społeczeństwo muszą wcześniej czy później ulec degeneracji. To proces nieuchronny. Ale to działa także w drugą stronę. Chore państwo i społeczeństwo zaczną się odradzać i wyzbywać patologii, jeśli zdrowy będzie wymiar sprawiedliwości. Jeśli wszyscy, bez względu na stanowiska, będą równi wobec prawa, a sędziowie będą wydawali werdykty zgodne z poczuciem społecznej sprawiedliwości. Swoją postawą będą wymuszali na państwie eliminowanie patologii. Wszelkich patologii. Także władzy, jeśli ta narusza normy prawne, jeśli jej przedstawiciele nie wypełniają swoich powinności, narzucanych im przez pełnione przez nichfunkcje społeczne. Prawidłowo funkcjonujący wymiar sprawiedliwości będzie przywracał państwu zgodne z jego rolą reguły życia politycznego.
Historia, której negatywnym bohaterem jest sędzia Ryszard Milewski, to nie jest „wypadek przy pracy”, jak za chwilę będą próbowali nas przekonać kierujący państwem. W każdym środowisku można znaleźć ludzi, którzy dla kariery gotowi są przypodobać się władzy – będą perswadowali. Nie można z perspektywy tego incydentu dyskredytować całego środowiska sędziowskiego, byłoby to krzywdzące. Wielu sędziów poczułoby się dotkniętych – będą mówili obrońcy branży sędziowskiej.
Nonkonformizm na salach rozpraw
To prawda, nie można potępiać wszystkich sędziów. Bo z pewnością zdarzają się sędziowie uczciwi, którzy poważnie traktują zasadę niezawisłości. Wiedzą, że to przywilej, ale także obowiązek, który winni wypełnić bez reszty. Ale takich jest niewielu. Chlubnym przykładem jest sędzia Michał Kowalski, który niedawno umorzył oskarżenie wysunięte przez prokuraturę wobec byłego szefa CBA, dziś posła PiS Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wąsika, obecnie warszawskiego radnego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Decydując się na taki werdykt, z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie wypełnia postulatu obecnej władzy politycznej, która w akcie zemsty najpierw obu podsądnych zdymisjonowała, a później wprzęgła prokuraturę do napiętnowania ich jako przestępców. Sąd miał być ostatnią odsłoną przypieczętowującą fakt ich przestępczej działalności. Ten zamach państwa nie udał się dzięki uczciwemu sędziemu, który uznał, że nie będzie wbrew sumieniu instrumentem represji wykonywanej przez władze polityczne.
Podobnie postąpiła niedawno sędzia Małgorzata Borkowska, oddalając oskarżenie Stefana Niesiołowskiego przeciw „Rzeczpospolitej”, który poczuł się urażony słowami felietonu Pawła Lisickiego. Sędzia w uzasadnieniu wyroku nie tylko stwierdziła, że dziennikarz miał prawo do wyrażenia osobistych poglądów, dodała też, że nie bez znaczenia jest, że sam Niesiołowski jest znany z języka napastliwego względem innych. „Sąd zna też z urzędu wypowiedzi posła Niesiołowskiego do dziennikarki Ewy Stankiewicz” – powiedziała pani sędzia i trudno nie zauważyć, że było to całkowicie wbrew oczekiwaniom na salonach władzy.
Śmiać się czy płakać
Na tle takich postaw w tym czarniejszych barwach widoczne są wyroki sędziów, które kompromitują wymiar sprawiedliwości. Są dowodem degeneracji sędziów, którzy chcąc przypochlebić się władzy bądź określonym środowiskom opiniotwórczym, wydają wyroki wołające o pomstę do nieba. Przypomnę tylko ostatnie głośne wypadki. Skazanie znanego poety i pisarza Jarosława Marka Rymkiewicza w procesie wytoczonym mu przez „Gazetę Wyborczą” oraz Antoniego Macierewicza, któremu były szef WSI gen. Marek Dukaczewski zarzucił naruszenie jego dobrego imienia. Było oczywiste, że krok gen. Dukaczewskiego jest odwetem za to, że Macierewicz jako przewodniczący komisji likwidacyjnej WSI pozbawił stanowisk i zamknął drogę do dalszej kariery zarówno generałowi, jak i jego najbardziej zaufanym podwładnym, wysoko postawionym oficerom tajnych służb wojskowych.
Nie wiadomo, śmiać się czy płakać, kiedy słyszy się informacje, że 26 września, a więc praktycznie dopiero za dwa tygodnie, jakieś ciało samorządu sędziowskiego podejmie decyzję, czy odwołać ze stanowiska sędziego Ryszarda Milewskiego. Prawdopodobnie jego koledzy będą dyskutowali, czy nie został on przypadkiem skrzywdzony przez dziennikarza podchwytliwymi pytaniami, które ten zadawał, i sugestiami, jakie wysuwał w rozmowie telefonicznej. A może wynikiem tej dyskusji będzie ostateczny wniosek świętego, nietykalnego, bo przecież niezawisłego środowiska, że Ryszard Milewski jest tylko ofiarą?
http://niezalezna.pl/32897-sedzia-ofiara-dziennikarza
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/