Kiedy na Litwie zamyka się Polakom usta, a w Niemczech przedstawia się wypędzenia jako wynik polskiego szowinizmu, to Polska siedzi cicho.
Wyobraźmy sobie, że w Polsce ograniczono by prawa niemieckiej mniejszości narodowej. Co by się działo w Parlamencie Europejskim, ile razy kanclerz wzywałaby ambasadora! Podobnie postąpiła by Litwa, gdyby Polacy ograniczyli prawa Litwinów w Puńsku! A Polska?! A
Polska
nie krzyczy, że żąda, nie postuluje; nie wzywa ambasadora, nie organizuje protestów w Brukseli. Tak samo reagują tzw. polscy nacjonaliści. Im wystarczy antysemityzm, by uważać się na polskiego patriotę. Tymczasem to durnie, a nie patrioci. O narodzie decyzje wielkość, a nie kompleks.
Post scriptum: czytelnikom wikipedii chyba nie rzuca się w oczy, że na polskiej stronie wiki mają do wyboru aż trzy języki: „kaszubski” i „śląski” (brak „góralskiego i „warsiawskiego”) i polski, jedyny z nich. A na niemieckiej? W Niemczech np. bawarski czy platt to języki. Ale niemiecka wiki nie wpadnie na pomysł, by się ośmieszać. Ale polska – to co innego.
Pewien dureń na Nowym Ekranie zarzucił mi, że chcę maszerować na Kowno. Nie wzywałem. Mniejsza o to. On nie rozumie jednej rzeczy: publicysta jest od pisania, a polityk od działania. Niemcy, jako mądry naród, który nie wydusił własnych elit, mimo, że próbował, wiedzą o tym, że to, czego nie może powiedzieć polityk, publicysta musi. Ot, wsio.
Z tym antysemizytmem to w Polsce trzeba uważać. Miasteczka, z których wywodzi się większość Polaków, były tak zażydzone, że każdy, nie potrafiący wyliczyć swych przodków do szesnastu w górnym rzędzie, może być pewien, że miał w rodzie i Srula, i Salcię. Że się teraz uważa za Polaka? Dobrze. Niech mu będzie. Ma do tego prawo.