Skakanie z radości na grobie przeciwnika może być jakoś zrozumiałe (co nie znaczy, że akceptowane) w buszu wśród "dzikich": tu rytualny taniec wynika z potrzeby zademonstrowania brutalnej siły i przewagi jaką się osiągnęło dzięki zabiciu wroga. Ta radość okazywana przez zwycięzcę, jest także wyrazem uczucia ulgi, z faktu, że wroga nie musi się już ten "dziki" obawiać. Zabito go, nie ma go – koniec. Teraz jeszcze trzeba zadbać, żeby nie niepokoił sowich zabójców po śmierci i – żeby, co równie ważne, nie było zemsty rodowej ze strony krewnych zabitego – dlatego wśród ludów prymitywnych zdarzają się rzezie całych rodzin, włącznie z dziećmi, tak, aby unicestwić możliwych mścicieli.
Nasi (czyli europejskiego kręgu kulturowego) politycy zareagowali radością i okrzykami "Yes they did!" na wiadomość o zabiciu Osamy ibn Ladena. Ich rozmaite reakcje – od uradowanej miny prezydenta USA i ożywionej gestykulacji, po wspomniany okrzyk polskiego ministra spraw zagranicznych – dokładnie pokazują nam gdzie się znaleźliśmy – w dżungli. I jak napisałem – taniec na grobie wroga jest możliwy w kulturach prymitywnych, ale już nie w cywilizacji zachodniej. Tańczące tłumy na ulicach miast amerykańskich i reakcje polityków to jeszcze nie do tak dawno rzecz nie do pomyślenia, teraz oczywista.
Mniej więcej 1700 lat temu zaczynała się nasza cywilizacja. W ciągu wieków jej rozwoju powstał kanon zachowań, które przystoją ludziom w obliczu rozmaitych zdarzeń, zachowań które są dopuszczalne, a równocześnie – czego nie wolno na pewno zrobić. Spójrzmy na poniższy cytat z "Kronik" Jana Długosza, gdy opisuje zachowanie króla na wieść o odnalezieniu na pobojowisku ciała Wielkiego Mistrza Zakonu:
Kiedy Mszczuj ze Skrzynna doniósł królowi, że wielki mistrz pruski poległ i na dowód jego śmierci pokazał złoty pektorał ze świętymi relikwiami, która sługa wspomnianego Mszczuja imieniem Jurga zdarł z zabitego, król Władysław westchnął głęboko i zapłakawszy dziwił się tak całkowitej odmianie losu lub raczej zmianie pychy ludzkiej. "Moi rycerze! – powiada – Oto jak szpetną rzeczą jest pycha wobec Boga. Ten bowiem, który wczoraj przeznaczał pod swe panowanie wiele krain i królestw, który był przekonany, że nie znajdzie nikogo, kto by dorównał jego potędze, leży tu pozbawiony wszelkiej pomocy ze strony swoich, w najbardziej żałosny sposób zamordowany. O ile pycha jest gorsza od skromności". Na koniec król, przemawiając na chwałę Stwórcy, rzekł: "Uwielbiam Cię, Najłaskawszy ze wszystkich [istot] Boże, że złamałeś moich przeciwników i że wczorajszego dnia wsławiłeś mnie i na moim ludzie Twoją prawicę".
Zauważmy – król Jagiełło przecież wraz ze swymi rycerzami cieszy się po tak wielkim zwycięstwie, ze złamania bezlitosnego i potężnego wroga. Ale – nie jest to radość dzikusa, tańczącego nad ciałem zabitego wroga. Jest to radość z pokonania zła i łaski Boga okazanej zwycięzcom. Król zapłakał nad zabitym wrogiem i dziwił się odmianie losu przeciwnika – czyli jest tutaj jakaś refleksja eschatologiczna, a nie proste odreagowanie emocjami.
Nawet jeśli Długosz nie oddaje wiernie zdarzeń w swoim dziele, to jest tutaj oddany ten rys cywilizacyjny, który nasza kultura miała do niedawna – szacunek dla majestatu śmierci, która jest taka sama dla wszystkich, zwycięzców i pokonanych, ponieważ śmierć jest przejściem do innej rzeczywistości.
To czego byliśmy świadkami po zabiciu Osamy, ta dzika radość i okazywanie jej nie tylko przez zwykłych ludzi , ale także przez ludzi sprawujących władzę, dowodzi, że przestaliśmy być cywilizacją chrześcijańską, wywodzącą swe korzenie z nauki Chrystusa, tak jak Jagiełło pod Grunwaldem, mimo, że urodzony jako poganin, był chrześcijańskim władcą, chrześcijańskiego królestwa, z korzeniami we chrzcie i ewangelii miłości.
Rządzą nami poganie, skaczący z radości na grobach wrogów.