Bez kategorii
Like

Podżeganie bronią

23/07/2011
485 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
no-cover

Tzw. broń, która nie zabija robi dużo szumu w mediach. Ma ona obezwładniać porywaczy, terrorystów i żołnierzy npla, którzy następnie dostają się w ręce sprawiedliwości lub do niewoli. Czy jest rzeczywiście nieszkodliwa?

0


Si vis pacem, para bellum. Ta stara klasyczna myśl jest podstawą myślenia o broni jako o czymś dobrym, potrzebnym i pożytecznym, bo przede wszystkim służącym obronie własnej i onieśmielającym potencjalnego przeciwnika. Niestety, może ona służyć (i służy) za usprawiedliwienie nadużyć a także sama z siebie generować nowe konflikty. Człowiek jest bowiem gatunkiem naturalnie agresywnym i wcale nie jest tak, że mając nad kimś przewagę zadowala się nią samą. Broń jest pokusą, a im jest jej więcej i bardziej zmyślna, tym łatwiej o konflikt i wojnę, nie tylko w obronie własnej. Kiedy w końcu XX wieku upadł Związek Radziecki i świat stał się nagle jednobiegunowy, wielu z z nas liczyło na to, że nastanie teraz era pokoju i prosperity. Niestety, jedyne pozostałe na placu boju mocarstwo zamiast złagodnieć nabrało cech aroganckiego i brutalnego żandarma pośpiesznie budującego swe światowe imperium o nie do końca jasnych celach. Nasiliło też badania nad nowymi rodzajami broni oraz propagandę w kierunku jej łatwiejszego użycia.

          Patrzcie, ludzie, jak niewinna potrafi być teraz wojna: żołnierzy wroga, których kiedyś mordowano teraz się usypia na polu walki. Albo całe jednostki pancerne przykleja do ziemi. Lotnictwo i centra dowodzenia przeciwnika czyni się niezdolnymi do walki poprzez dezaktywację ich komputerów, a w okrętach wojennych unieruchamia się silniki. Nikt nie ginie – wojna staje się sztuką bezkrwawego paraliżowania ludzi i sprzętu. Propaganda na rzecz broni która nie zabija (non lethal weapons, NLW) kwitnie ze strony firm, ośrodków badawczych i rządów, zwłaszcza tych co lubią wojny na całym świecie. Broń NLW ma już nie wystrzeliwać śmiertelnych pocisków tylko gazy, które ludzi ogłuszają, pianę, która pęta żołnierzy, chemikalia, które zżerają opony pojazdów, fale elektromagnetyczne, które paraliżują komputery, tajemnicze mikroby, które demaskują kamuflaż, mikrofale, które stawiają niewidzialne zapory cieplne itd., itp. Narodziło się nowe myślenie o wojnie, które ma nas mentalnie oddalać od okropności drugiej wojny światowej, rzezi w Wietnamie, Korei i w rejonie Zatoki Perskiej.

         Ale prawdziwe motywy tego procesu nie są aż tak szlachetnie jak je zadeklarował amerykański doradca wojskowy John Alexander, kiedy na początku lat 1990-tych zaczął reklamować tę niewinną wojnę. Był on wtedy szefem wydziału ds. NLW w centrum badawczym amerykańskiego ministerstwa energetyki w Los Alamos i miał wyraźny cel: chciał podporządkować armii tych amerykańskich ekspertów zbrojeniowych, którzy w miarę rozbudowy światowego potencjału nuklearnego szukali dla niego mniej ostatecznej alternatywy. Stąd wywodzi się idea NLW.

          Drugi powód szybkiego rozwoju NLW pod koniec ubiegłego stulecia też nie ma natury moralnej. Wojsko bardzo potrzebuje NLW ze względów propagandowych, ponieważ światowa opinia publiczna dużo chętniej kupuje wojnę bezkrwawą niż krwawą. Kiedy się mówi o pianie zamiast o kulach brzmi to łagodniej, przesuwa granicę oceny agresji i pytanie o uzasadnienie operacji wojennych nie staje z taka samą ostrością.

          Mimo to nie tylko pacyfiści, ale także zwykli rozsądni i uczciwi ludzie nie dają się nabrać i z dwóch powodów pozostają krytyczni także wobec NLW. Po pierwsze, dlatego, że jej nazwa kłamie, bo stosowanie tej broni nadal daje skutki śmiertelne i to często. Po drugie, dlatego, że dobrze wiedzą, czemu służy i czemu toruje drogę nachalna propaganda takiej broni. To podwójne oblicze tej broni ujawniło się najwyraźniej na przykładzie dramatu zakładników w moskiewskim teatrze w październiku 2002. Prezydent Putin polecił wtedy wprowadzenie do budynku dużej dawki gazu usypiającego. W rezultacie 127 zakładników straciło życie, a wszyscy porywacze czeczeńscy zostali i tak zastrzeleni z ostrej broni przez jednostki szturmowe. Akcja ta niemal podręcznikowo pokazuje zasadniczy problem stosowania NLW. To czy broń zabija, czy nie, zależy od dawki, a to stawia pytanie o granice zastosowania. Jeśli takich gazów (lub takiej broni w ogóle) nie kontroluje się na obszarze operacji wojskowej i nie dozuje indywidualnie, liczba zgonów jest w zasadzie nie do przewidzenia. Aby obezwładnić młodego i zdrowego napastnika trzeba podać silną dawkę, która dla wielu słabszych fizycznie zakładników będzie po prostu śmiertelna.

           Inny problem NLW to zastosowanie broni obezwładniającej po to, by potem móc łatwiej przeciwnika zabić. W pierwszej fazie ma to tylko ładnie wyglądać, ale fizyczna likwidacja i tak nastąpi potem. Broń ta nie zastępuje więc tej ostrej, a tylko wykonuje bardziej wyrafinowaną część akcji i tylko od jej dowódcy zależy, jaki będzie jej końcowy efekt. To czy NLW będzie zastosowana zamiast czy obok broni śmiertelnej ostatecznie zależy od decyzji tych, którzy ją stosują. Zewnętrzna kontrola nad tym, co naprawdę dzieję się w czasie akcji wojskowej jest (i z definicji musi być) słaba.

         Wśród wielu stosowanych i wypróbowywanych środków trudno wykryć takie, które chcą uchodzić za nieszkodliwe, ale wcale takimi nie są, albo nawet takie, które są świadomie wprowadzane tylnymi drzwiami mimo znanej szkodliwości. Np. manipulowane genetycznie grzybki, nad którymi prowadzi się badania w USA. Enzymy tych mikroorganizmów są w stanie zniszczyć specjalną warstwę, którą pokrywa się samoloty, aby stały się niewidoczne dla radarów przeciwnika. Wystarczy spryskać bazę lotnicza wroga zarodnikami owych grzybków z powietrza, odczekać 24 godziny i samoloty przeciwnika będą znów z daleka rozpoznawalne. Jedynie logiczne pytanie o niewinność tych grzybków brzmi tak: jaki jest inny sens ich stosowania, jeśli nie ostateczne zestrzelenie i zniszczenie samolotu przeciwnika?

          Z tego punktu widzenia nie da się zachwalać NLW jako narzędzia wojny humanitarnej. Wojna jest zawsze wojną i bez zabijania nie istnieje. Zawsze jedna strona zadaje przecież drugiej gwałt wbrew jej woli. Gdy dojdzie do prawdziwego konfliktu, muszą padać ostre strzały.

          Bezkrwawa wojna jest mrzonką także od strony technicznej. NLW są bowiem nawet często dobrze wymyślone w teorii, ale za mało wypróbowane w praktyce. Dr Juergen Altmann, największy europejski ekspert od tej broni z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Dortmundzie uważa, że „ci, którzy często robią wiele propagandowego szumu na rzecz NLW to ludzie, którzy niewiele rozumieją w zakresie nauk przyrodniczych i technicznych. Często są to tacy, którzy częściowo przejęli się utopijnymi pomysłami i wywarli nimi wpływ na polityków”.

         Do takich mało realistycznych pomysłów należy jego zdaniem słynna już specjalna piana, która ma oblepiać i obezwładniać przeciwnika. Wystrzelona w jego kierunku błyskawicznie twardnieje jak pancerz, który nie pozwala mu wykonać kroku ani w przód ani w tył. Ktoś zapomniał jednak wspomnieć o jej trzech głównych wadach: (1) że aparat do jej wystrzeliwania waży 400 kg; (2) że oswobodzenie tak spętanego przeciwnika zajmuje potem pół dnia; (3) że piana łatwo powoduje także zatkanie dróg oddechowych i prowadzi do śmierci z uduszenia. „Wszelka broń, która powoduje zaplątanie i przyklejanie przeciwnika lub jego pojazdu do podłoża jest ledwie przydatna w praktyce” – twierdzi Altmann.

           Podobnie jest z kwasami, którymi najpierw trzeba opryskać np. pojazdy lub samoloty wroga, aby strawiły ich opony. „To nic nie daje. – mówi Altmann – Ileż takiej substancji i jakich zabiegów potrzeba, aby ją zastosować w pojazdach i samolotach przeciwnika? A nawet gdyby się udało, to jemu i tak o wiele łatwiej będzie zauważyć szkodę i szybko wymienić opony niż nam go podejść. Bo taki środek, który niszczy opony natychmiast, istnieje tylko w wyobraźni.”

          Do kategorii utopii naależy zaliczyć także kolejny pomysł NLW: kleistą mgłę, która rozpylona nad armią przeciwnika zatyka filtry powietrza w jego samochodach i je unieruchamia. Może i rzeczywiście nie byłaby to broń zabójcza, ale jak dotąd nie ma takiej perspektywy w praktyce. Krople takiej zawiesiny nie utrzymują się długo w pożądanym stanie skupienia w powietrzu. Szybko opadają na ziemię lub są rozwiewane przez wiatr. Poza tym przy ich pomocy można by osiągnąć jakieś krótkotrwałe unieruchomienie oddziałów przeciwnika, ale w żadnym wypadku długotrwałe sparaliżowanie jego armii. Różni krytycy podnoszą też zarzut, ze taka mgła równie dobrze jak filtry samochodom zatykałaby także ludziom oskrzela powodując uduszenie.

           Mimo, iż większość NLW nagłaśnianych jako obiecujące narzędzia bezkrwawej wojny należy do krainy czystej fantazji, niektóre spełniają pewne zadania w tzw. misjach pokojowych lub w walce z terroryzmem – osobiście jestem wielkim sceptykiem w ich ocenie i widzę w nich zwłaszcza zakamuflowany, agresywny imperializm – pozwalając wyeliminować przeciwnika z walki bez narażania życia innych ludzi na niebezpieczeństwo. Wielu badaczy takiej broni ma rzeczywiście motywację humanitarną. Ma ona zastosowanie zwłaszcza tam, gdzie chodzi o jednakowe traktowanie rozdzielonych stron konfliktu. Klejącej pianki wystrzeliwanej z pojazdów użyły np. jednostki Bundeswehry służące w oddziałach KFOR w Kosowie przeciwko agresywnym wyrostkom rzucającym w ich stronę kamienie. „NLW pomagają rozładować wiele trudnych sytuacji, ponieważ po stronie uzbrojonych żołnierzy wypełniają lukę pomiędzy ostrzegawczym krzykiem, a ostrym strzelaniem.” – twierdzi dr Karl Friedrich Ziegahn z Instytutu Technologii Chemicznej im. Fraunhofera (ICT).

        Instytutu Fraunhofera (ICT) nie o wszystkich swoich projektach badawczych mówi równie otwarcie. Wiadomo jednak, że pracuje nad technologią poduch powietrznych jako NLW. Mogą one być stosowane, np. aby zapobiec wtargnięciu porywacza do kabiny pilota w samolocie lub dla zablokowania agresywnej grupy pseudokibiców na stadionie. Mówi się także o „minie powietrznej” na trasie przejazdu terrorystów, która w odpowiednim momencie „wybucha” i blokuje lub odrzuca ich samochód. Nikogo nie powinno dziwić, ze zajmuje się tym Instytut Fraunhofera, bo przecież to właśnie tam opracowano m.in. generatory gazu do napełniania poduszek powietrznych, jakie już mamy w samochodach.

        W ICT pracuje się też nad pomysłem „wiatrówki” NLW, która funkcjonuje ‘na samo powietrze’. Broń ta zamiast kuli wystrzeliwuje z lufy powietrze pod ogromnym ciśnieniem, co powoduje powstawanie kręgów wirowania, które zakręcają za nim falę podmuchu powietrza. Ziegahn twierdzi, że to obala człowieka, a Altmann uważa, że gdyby taką broń zastosować łącznie np. z gazem łzawiącym, mogłaby ona szybko przenieść wiry takiego gazu na odległość 50-100 metrów i precyzyjnie w kierunku podnieconego tłumu demonstrantów, pomagając ich rozproszyć.

        W arsenale istniejącej broni NLW znajduje się także tzw. broń akustyczna, opracowana na zamówienie Pentagonu z przeznaczeniem do wykorzystania przez armię USA w Iraku. Nosi ona nazwę LRAD (Long Distance Acoustic Device), czyli “dalekosiężne urządzenie akustyczne” i może służyć jako megafon zarówno do przekazywania zwykłej informacji głosowej jak też tonów o natężeniu powodującym ból. Bardzo ostry dźwięk w zakresie częstotliwości 2100-3100 herców może być przekazany na odległość ok. 300 metrów z punktowa dokładnością niczym światło podane wiązką lasera, co czyni LRAD idealną bronią do rozpraszania np. demonstrantów rzucających kamienie. Dźwięk ten zastosowany tylko przez kilka sekund nie wyrządza szkody, jednak dłuższy hałas uszkadza a nawet niszczy słuch.

        Broń mikrofalowa, tzw. Active Denial System to z kolei amerykański pomysł przeciwko zasadzkom i pułapkom nieprzyjacielskiego ognia, na jaki narażone są patrole i konwoje żołnierzy USA w Iraku. Ściana elektromagnetycznej energii cieplnej wysłana z dachu pojazdu w kierunku nieprzyjacielskiego ognia szybko go wygasza, bo napastnicy muszą uciec, jeśli nie chcą się ugotować lub upiec.

        Energia elektromagnetyczna znajduje także zastosowanie w tych rodzajach broni NLW, które mają na celu obezwładnienie samolotów, czołgów lub wozów dowodzenia przeciwnika, a konkretnie sparaliżowanie jego elektroniki. Atakujące jednostki mogłyby bądź osłaniać się takim parasolem bądź kierowac falę niszczącego pulsu elektromagnetycznego w bezpośredniej bliskości celu, powodując rozmagnesowanie wszystkich półprzewodników i obwodów scalonych na zaatakowanym obszarze. Ponieważ najcenniejsze jednostki wojskowe szybko rozbudowują ochronę kontrmagnetyczną przeciw takiej fali, jej skuteczność jest najwieksza wobec obiektów cywilnych. Np. bandyci uciekający samochodem po obrabowaniu banku mogliby łatwo zostać zatrzymani przez policję, która przy pomocy takiego impulsu odcięłaby im elektronicznie sterowany wtrysk paliwa albo inne urządzenia pokładowej elektroniki. Lista zastosowań takiej broni NLW jest długa i ciągle się wydłuża.

         Najwięcej kontrowersji budzi jednak od zawsze broń chemiczna. Niemiecko-amerykańska organizacja badawcza „Sunshine Project” ujawniła niedawno, że w USA pracuje się nie tylko nad chemikaliami obezwładniającymi człowieka, ale też, że opracowano tam ostatnio specjalny granat z takim środkiem działający w promieniu 2-3 km. „Decyzje już podjęto – mówi dr Jan van Aken z zespołu Sunshine Project – Gazy obezwładniające są dopuszczalne dla uzytku wewnętrznego. Tymczasem ten granat dowodzi, że idzie o coś więcej, bo żeby obezwładnić terrorystę nie trzeba unieruchamiać gazem obszaru o powierzchni wielu kilometrów kwadratowych.” Rozwój broni biologicznej i chemicznej pod pozorem opracowywania środków NLW jest zabroniony przez prawo międzynarodowe. Konwencja o zakazie broni B zabrania nieprzyjaznego stosowania wszelkich środków i toksyn, także wobec przedmiotów. Konwencja o zakazie broni C zabrania stosowania chemicznych srodków bojowych przeciwko ludziom i zwierzętom. Administracja USA utrzymuje jednak, że prace nad granatem z gazem bojowym postępują ponieważ jest to broń typu NLW. Mamy tu zatem do czynienia z jawnym złamaniem konwencji o zakazie broni chemicznej.Nie tylko obrońcy pokoju ale i naukowcy, jak np.prof. Michael Dando z brytyjskiego Wydziału Studiów nad Pokojem Uniwersytetu w Bradfordwiedzą, że wśród opracowywanych w USA broni tego typu są i takie, które służą obchodzeniu międzynarodowego zakazu broni chemicznych i biologicznych.Konwencje międzynarodowe nie czynią bowiem pod tym względem żadnej różnicy między bronią śmiercionośną i ‘nieszkodliwą’. Zarówno użycie gazu łzawiącego na wojnie (podobnie jak sarinu lub gazu musztardowego) jak i genetycznie zmodyfikowanych grzybków, które zdzierają z samolotów ich radarową czapkę-niewidkę, jest wyraźnie zakazane. I słusznie.

                                                                            Bogusław Jeznach

 

 

 

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758