Ludzi ciągnie do podróży, koncertów, skupisk ludzkich, kin, teatrów, świątyń, czytania książek – czyli prą wszędzie tam, gdzie coś może ich zająć, zaskoczyć, oszołomić nowymi, budzącymi różne emocje bodźcami. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak robią, wydaje się oczywista – rozrywka budzi przyjemność, daje orzeźwienie, pokrzepia i przepędza nudę – stan który ludzie odczuwają jako nieprzyjemny, niekiedy nawet bolesny.
Nuda zagrożeniem potwora
W trakcie medytacji jest nudno – w zasadzie nic się nie dzieje. Umysł szaleje, ale Ja (świadomość) go obserwuje. Skoro Ja widzę umysł (ego), to znaczy że nim nie jestem. Nie jestem Markiem, ale jaja, psychiatryk! Gdy oszołomiony codziennymi bodźcami zapominam o tym, że prawdziwy Ja to nie Marek – utożsamiam się z umysłem i cierpię. Umysł czyli ego, to zbiór wzorców, przekonań o życiu, sobie i innych – wykształconych w dzieciństwie, a czasem są to wzorce karmiczne z poprzednich inkarnacji. Umysł może być katolikiem, buddystą, korwinistą, bogaczem, nędzarzem, absolutnym narcyzem albo niezwykle, szokująco hojnym dobroczyńcą. Takich egoistów najbardziej lubię… Może też być, i zawsze jest – cierpiętnikiem, męczennikiem, kimś kto obnosi się ze swym cierpieniem. Umysł by istnieć, musi cierpieć. Z chwilą ustania cierpienia, rozsypałby się w proch. Bo i kto cierpi, prawdziwe Ja czy umysł? Oczywiście że umysł – prawdziwe Ja, jest bardzo daleko od tych wszystkich światowych spraw. Umysł zawsze cierpi, zawsze doświadcza pragnień, czyli bólu niespełnienia – bo jakie to szczęście, jeśli rozżalony swym brakiem ciągle marzysz o nowym aucie, wielkim penisie i wysokim stanowisku, gdzie ludzie w pas Ci się kłaniają? Pragnienia trzymają nas z daleka od doświadczania wiecznego Ja, ponieważ to możliwe jest tylko w tu i teraz; za chwilę to wyjaśnię.
Im więcej pragnień, tym dalej jesteś od prawdy, którą jest prosty fakt – tak naprawdę w głębi, pod swą osobowością, umysłem, jesteś obserwatorem, świadkiem umysłu – czyli, oczywista oczywistość, Bogiem. Nie tym którego obrazkami nas karmiono od dzieciństwa, ale iskrą Boską, częścią kosmicznej, nieskończonej, twórczej energii która stworzyła wszystko co istnieje. Czyli na pewno znacznie więcej fantów, niż wymiary, przestrzenie, czas i wszechświaty. Niestety, z racji posiadania mózgu (niektórzy w tym momencie oponują) nie jestem fizycznie nawet w stanie wyobrazić sobie, jakie wspaniałości stworzyła ta siła, którą nazywamy Bogiem. Gdy moja świadomość w świętym akcie śmierci opuści ciało (jeśli ono w ogóle jeszcze będzie istniało), dowiem się. Czyli nie Marek się dowie, bo Marek zniknie – był tylko fałszywą, iluzoryczną konstrukcją. Zostanie coś znacznie więcej, co kryło się w kokonie pożądliwej umysłowości grzesznego Marka.
Czas, czyli klatka dla ludzi
Prawdziwe Ja, istnieje poza czasem który istnieje tylko dla umysłu. Czas to wizje (przyszłość) i wspomnienia (przeszłość). Ja prawdziwe nie istnieje w tym systemie, który jest stworzony na tej planecie, by dusze doświadczały ograniczeń i się rozwijały. Dlatego nigdy nie wierz, jak ktoś opowiada Ci bajki o raju na ziemi – to poligon szkoleniowy, raj jest tam, skąd naprawdę pochodzimy. Tu raj może zaistnieć jedynie wtedy, gdy w pełni przebudzimy się z systemu w którym żyjemy, z tej iluzji – czyli doznamy stanu oświecenia, którym jest pełne uświadomienie sobie tego, kim naprawdę jestem. Czyli z całą pewnością nie histerycznym Markiem, łatwodajką Kasią czy butnym Marianem. Raj będzie, ale tylko dla Ciebie. Dopóki człowiek cierpiący nie uświadomi sobie gry w której bierze udział, nie może być szczęśliwy. Możesz dać mu wszystko czego pragnie, a on nadal będzie pragnął – ponieważ tak właśnie działa umysł. Jedyną więc szansą na szczęście, jest wyjście poza niego, chociaż nadal można, ba! nawet trzeba z niego korzystać. Ale umysł jest w tej przestrzeni, a My już w innej. Działamy, ale nie cierpimy.
Ciało reaguje wytrenowanymi nawykami i wzorcami, ale to już nie My, to już nie jest nasze. W tym właśnie momencie, struktury mózgu pobudzane przez narkomanów chemią do produkcji hormonów rozkoszy, działają – człowiek przebudzony doświadcza błogości, rozkoszy, cichej radości, poczucia niewyobrażalnej lekkości bycia. Człowiek „zwykły”, nieprzebudzony ciągle cierpi i pragnie – wierząc że gdy zaspokoi pragnienie, osiągnie szczęście. Nie osiągnie – ta gra trwa do śmierci, i przechodzi do nowej gry w życiu na niebieskiej planecie; albo innej.
Jednak umysł związany z Ja, tworzy wizje przyszłości (nieprawdziwe, nie muszą się spełnić), oraz kieruje nas po raz enty do przeszłości, czyli naszej, najczęściej fałszywej interpretacji zdarzeń.
Wszystko co postrzegamy i wyciągamy z tego wnioski – jest przepuszczane przez sitko naszych przekonań, podświadomych oczekiwań i lęków. Samo zdarzenie jest prawdą, ale nasza interpretacja nigdy nią nie jest. Prawdę w danym zdarzeniu widzi tylko prawdziwe Ja – i ktoś, kto miał kiedyś przebłysk, wgląd, wie że wszystko co myślimy i odczuwamy, jest fałszem, iluzją, snem – jest wszystkim, tylko nie prawdą. Dopóki umysł interpretuje, wszystko obdarza swoim wykoślawionym, trollowskim komentarzem. Umysł to taki złośliwy troll internetowy, który zabawia się zniekształcając w tafli świadomości obraz życia. By poznać prawdę, należy wyjść ponad umysł, oddzielić się od niego i obserwować.
Wyjść z matriksa, jak mówią młodzi
Gdy człowiek doświadcza nudy, czyli braku bodźców zewnętrznych – umysł się boi, że Ty prawdziwy zauważysz jego złudną, iluzoryczną naturę. To nie jest strach osobisty, osobowy, ale systemowy i automatyczny; tak działa ta struktura, tak została zaprogramowana i nie ma się co na nią obrażać – to część gry, której celem jest Twój ostateczny sukces; przebudzenie. Młodzi powiedzą że z matriksa, a ja, stary i powoli łysiejący… że przykry sen o ślubie z „puszystą” córką agresywnego rzeźnika minął, a obudziłeś się w słodkich ramionach bogatej księżniczki. Dlatego umysł produkuje takie emocje, byś za wszelką cenę coś, cokolwiek robił. Włączasz kompa, grasz w grę, przeglądasz newsy o gwałtach i zbrodniach, dzwonisz do kolegi, ponarzekać na te ku… które lecą tylko na kasę, a nie Twój Turecki sweter i popsute zęby… To jak z Candidią, grzybem wszetecznym w naszych jelitach miejscówkę mającego. Gdy odżywiasz się zdrowo, on sobie żyje w otoczeniu bakterii. Z natury jest podły, ale i mały (złośliwe Panie dodadzą, że jak przyrodzenie autora felietonu) więc w razie konfliktu, szybko zostanie „uspokojony” jednym czy dwoma plaskaczami. Siedzi cicho i czeka na okazję – a ta we współczesnym świecie trafia się co i rusz.
Cukier jedzony w nadmiarze sprawia, że grzyb rośnie. I gdy wreszcie staje się duży i silny, tłucze konkurencję – zdrowe bakterie w naszych ukochanych jelitach, co skutkuje wszelkimi możliwymi chorobami ciała – a także umysłu. Gdy chcesz schudnąć, odstawiasz cukier – ale nie ma tak łatwo. Grzyb wydziela toksyny, które sprawiają że jesteś rozbity, łapiesz doła. Nie dość że cukier Cię nie pobudza, to jeszcze jego brak Cię dodatkowo osłabia. Grzyb chce cukru, daj mi jeść! wrzeszczy tryskając toksynami. I gdy nic się nie dzieje, umysł się podobnie zachowuje – wrzeszczy. By go uciszyć, zapychasz się mentalnym fast foodem w postaci światowych rozrywek. Później jesteś tak zmęczony „atrakcjami”, że idziesz spać. Umysł zadowolony – przetrwał. Ale jakim kosztem? Prawdziwe Ja, świadomość, coś czym w istocie jesteśmy – spędzi kolejny dzień w objęciach cuchnącego, brzydkiego, skąpego w uczuciach i finansach kochanka. Tymczasem na zewnątrz, czeka na białym koniu piękny rycerz z dużą lancą…
Tradycja Cię ogranicza
Gdy na zewnątrz jest głośno, dużo się dzieje, jest hałas, błyskają neony, umysł się ucisza. Jest to przyjemne tak samo, jak wtedy gdy uderzony młotkiem palec przestaje już tak mocno boleć… Gdy bodźców brak, umysł wzmaga swój wrzask. To wcale nie muszą być jakieś treści, ale robi się nieprzyjemnie – reasumując, człowiek nie chce trwać w tym stanie. A jak nie chcesz, to działasz by się tego pozbyć; ponieważ nie znasz natury tego zjawiska, robisz to co w Twojej kulturze i tradycji robili inni – idziesz na wódkę, na solo włomotać jakimś lamusom, pocałować i nie tylko łatwe Panie… Ale gdy już znasz moje strony internetowe, czytałeś moje książki i mnie komplementowałeś, wiesz że to nic nie da. To ożywianie trupa – skończ z tym, po prostu zakończ tę sprawę, przebudź się i żyj tak jak chcesz, gdzie chcesz, z kim chcesz. I już nikt, nigdy nie będzie mógł sprawić, że będziesz cierpiał i płakał. Już nigdy – ponieważ cierpi umysł, a Ty to nie umysł ale coś, co ma głęboko wiadomo gdzie ludzkie opinie, presje, manipulacje i pragnienia.
Dlatego tysiące lat temuoszukano ten system, jak prezerwatywami i tabletkami oszukano ludzką płodność – daje się umysłowi zajęcie, a jednocześnie trzyma go w ciszy. To oddech i mantry. Gdy w pelni koncentrujesz się na oddechu, umysł coś robi i się uspokaja – jednocześnie Ty nie jesteś tak pochłonięty tą subtelną czynnością, byś się pogrążył w falach światostek. Pojawia się medytacja. Umysł bawi się jak małe dziecko zabawką – oddechem. Prawdziwe Ja ma wtedy możliwość, by chociaż na chwilę wznieść się nad osobiste historie tworzone przez umysł. Gdy raz doznasz tego niesamowitego stanu, nigdy go nie zapomnisz. Osobiście uważam że koncentracja na oddechu jest znacznie potężniejsza niż mantrowanie. Po prostu skup się na swoim oddechu, nie walcz z pojawiającymi się myślami – niech Twoją uwagę wypełni tylko oddech. Istnieje? Jasne. Ale jest także niewidoczny, subtelny i eteryczny. Istnieje ale jakby nie istniał. Umysł oszukasz, matkę oszukasz… ale mnie nigdy.
Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.
Jeden komentarz