Podnosić, czy nie podnosić stopę?
17/02/2011
432 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
To filozoficzne pytanie. Piechur go nie rozważa. Podnosi stopę, by ją postawić o krok dalej. I tak na przemian – jedna noga, potem druga. Raz, dwa, raz, dwa…Gdyby się zastanawiał, czy podnieść stopę z ziemi, utknąłby w miejscu jak słup soli. Rada dla piechura jest wobec tego taka: podnoś stopę, by ona następnie zaczęła opadać. A jaka jest rada dla Rady Polityki Pieniężnej? Na polskim rynku finansowym trwa filozoficzny spór, o to czy podnosić, czy nie podnosić stopy procentowe NBP? Waldemar Pawlak uważa, że nie wolno ich podnosić, Marek Belka, że trzeba je podnosić. W rezultacie sporu RPP podejmie decyzję, zamkniętą w sejfach bankowych sofizmatów, że stopę trzeba podnosić wolno – kilka razy po 0,25 proc. w tym roku. […]
To filozoficzne pytanie. Piechur go nie rozważa. Podnosi stopę, by ją postawić o krok dalej. I tak na przemian – jedna noga, potem druga. Raz, dwa, raz, dwa…Gdyby się zastanawiał, czy podnieść stopę z ziemi, utknąłby w miejscu jak słup soli. Rada dla piechura jest wobec tego taka: podnoś stopę, by ona następnie zaczęła opadać. A jaka jest rada dla Rady Polityki Pieniężnej?
Na polskim rynku finansowym trwa filozoficzny spór, o to czy podnosić, czy nie podnosić stopy procentowe NBP? Waldemar Pawlak uważa, że nie wolno ich podnosić, Marek Belka, że trzeba je podnosić. W rezultacie sporu RPP podejmie decyzję, zamkniętą w sejfach bankowych sofizmatów, że stopę trzeba podnosić wolno – kilka razy po 0,25 proc. w tym roku. Ile razy? – to się zobaczy. Kiedy powoli stopie pozwolimy opadać? – odpowiedzi nie zna nawet Kasandra, a co dopiero Belka.
Waldemar Pawlak uważa, że dalsze podnoszenie stopy może doprowadzić do zamrożenia gospodarki. Inflacja w styczniu wynosiła 3,8 proc. w ujęciu rocznym, co z kolei – zdaniem jastrzębi i gołębi z Rady – świadczy o "pewnej presji inflacyjnej". Presja jest silna – to pewne, odpowiedzią musi być "zacieśnienie polityki monetarnej" (uznała członek RPP, Anna Zielińska Głębocka). Nasz piechur, gdyby odczuwał na sobie presję terminów i celów, również odpowiedziałby zacieśnieniem, a raczej przyśpieszeniem kroku. Rada na szczęście nie musi się śpieszyć – musi jednak przewidywać konsekwencje własnych decyzji dla gospodarki.
Waldemar Pawlak uzasadniał, że inflacja dzieli się na dwie kategorie: pierwszą, pozostającą w sferze wpływów polityki rządowej, i drugą – poza sferą tych wpływów. Pierwsza wynika z czynników krajowych, w tym zwłaszcza z podniesienia VAT o 1proc. Druga – ze splotu czynników globalnych, takich jak wzrost cen na żywność, paliwa, energię. Minister Gospodarki filozoficznie dowodził, że gdyby nawet RPP podniosła stopę procentową o 100 procent, to nie zahamuje to wzrostu inflacji w Polsce, jeśli ceny paliw i żywności na rynkach światowych będą rosły. A będą – nieuchronnie. Ropa zdrożeje, bo zapotrzebowanie na nią w gospodarkach dynamicznie się rozwijających (Chiny, Indie, Brazylia) stale rośnie, zaś żywność tym bardziej, z związku z fatalnym rokiem dla rolnictwa (susza w Rosji, powódź i susza w Chinach, powodzie w Polsce i kataklizmy w innych regionach świata) oraz rozwojem rynku biopaliw.
Pan Waldemar ma jakby część racji. Problem w tym, że są to racje jednookiego jasnowidza, który widzi, co chce, a czego nie chce dostrzec, udaje, że nie ma. Nasz jasnowidz nie chce przede wszystkim zobaczyć mroku, który przywołał, wspólnie z Donaldem Tuskiem i Vincentem Rostowskim, nad polskie gospodarstwo niegospodarne. Po pierwsze, wzrost VAT spowodował znacznie większą presję na inflację niż wyliczył to rachmistrz platformersów i ludowców. Prosty przykład z brzegu, to wzrost VAT, z 7 do 23 proc. na artykuły spożywcze z terminem przechowywania dłuższym niż 14 dni, czyli większość kupowanych w hipermarketach przez konsumentów. Po drugie, o czym myślał nasz zatroskany gospodarz, gdy handlował z Gazpromem i zgodził się płacić za gaz sporo drożej niż nasi przyjaciele zza Odry i Nysy Łużyckiej?
Panie Waldku, chłop z Pana, czy baba? Gdy Vincent Rostowski podnosił stopę podatków, nie słyszałem protestów chłopów ludowych, a nawet gdyby ktoś usłyszał lewym uchem – to wypuścił prawym te cieniutkie falsety jako nieistotne dla woli rządu po-piski głosików odrębnie uwiędniętych na tle propagandy tuskowej. I po co Pan tak się śpieszył z tym gazem, że aż Unia protestowała, do dziś nie pojmuję. Gdybym był Donaldem Tuskiem, to stanąłbym wówczas Panu na stopę i nie pozwolił podnieść do góry tamtego kroku. No, na szczęście nie jestem – z czego zresztą jestem dumny.
Powiada Pan, że "Nie możemy zarżnąć czy udusić polskiej gospodarki tylko dlatego, że ropa czy pszenica na rynkach światowych jest akurat przedmiotem spekulacji i ceny na te surowce są na wysokim poziomie." A niby dlaczego nie? Nie takie sprawy już zarzynaliśmy. Całe kurniki, całe obory, całe gospodarstwa, całe gałęzie przemysłu, finansów i gospodarki.
Broń Pan Lasów Państwowych przed drwalami z rządu – to moja skromna rada. Bo co z tego, że EBC i FED nie podnoszą stopy? Nie muszą. Głowy mają na karku, a kark włodarzy NBP ciągle służalczo pochylony. Ma Pan wpływ na to, żeby go wyprostowali, czy nie?
No i racja. Kłuć i mnie nie przestaje po oczach 10 proc. tempo wzrostu gospodarki Chin. Zróbmy może sobie Chiny w Polsce. Z Japonią nie wyszło, z Irlandią nie wyszło (przepraszam, prawie się udało), z Jankesami coś krucho przędziemy pod Obamą, z Unią się kiwamy tak, że Niemcy nam strzelają co rok po kilka goli do siaty, pojednanie z Rosją zakończyło się łojeniem skóry Tuska bacikiem Putina, to może import kapitałów mandaryńskich wbiłby kliny przyśpieszenia wzrostu w dorzecza Odry i Wisły?
Przekonywające narracje, że cuda dzielą się, na te, na które mamy wpływ i pozostałe, na które wpływ ma Opatrzność Boża, stałyby się bowiem cudownym orężem na czas kampanii parlamentarnej. Co Pan o tym sądzi?
Czekam też z niecierpliwością na raport Ministerstwa Gospodarki. Bo dobrze wiedzieć, które czynniki krajowe generują inflację i które globalne tendencje na rynkach światowych generują ją fatalistycznie. Tak fatalistycznie, że RPP nie powinna podnosić stopy.
No cóż, ja swoją właśnie podnoszę. Skończyłem pisać, wstaję z kanapy leniwie i pójdę do kuchni. Czas na herbatę po chińsku – z całym ceremoniałem od mistrzów. Czaj po rusku mi nie smakuje.