Komunizm upadł, ale komunistyczne podejście do działania urzędów nadal ma się dobrze. I jest tylko jeden sposób, żeby to zmienić. Ten, o którym mówił Cejrowski.
Rząd jest w kłopotach. Budżet się sypie, zwiększony VAT podkopał gospodarkę. Szykuje się fala bankructw firm budujących drogi po Euro. Ale spoko, zedrze się z obywateli, zwali na kogo innego i będzie git.
A przynajmniej taką filozofię wyznaje najwyraźniej Donald Tusk. Ostatnio zaprzeczył planom wprowadzenia podatku katastralnego. Czyli podatku od wartości nieruchomości.
Nie planujemy, nie przewidujemy wprowadzenia podatku katastralnego, koniec, kropka – autorytarnie uciął Premier Wszystkich Polaków, Słońce Peru, Donald Tusk.
Zapewnienia Tuska należy jednak czytać, jak zawsze, według specyficznego słownictwa pana premiera. Jego słowa należy rozumieć nie jako „nie planujemy wprowadzenia podatku katastralnego”, a „nie planujemy wprowadzenia podatku o nazwie podatek katastralny”. Podatek od wartości nieruchomości (czyli właśnie podatek katastralny) rząd jednak jak najbardziej planuje. I to od dobrych dwóch lat. Pisał o tym piastoszyn na Interia360. Bloger przytoczył mnóstwo faktów które nie pozostawiają wątpliwości, że Tusk ordynarnie kłamie.
Radni gminni znają już stawkę tego podatku – 1% wartości nieruchomości, a więc dla mieszkania o wartości 300 tys. zł roczna stawka podatku wyniesie 3 000 zł. Kataster, czyli elektroniczne mapy nieruchomości, które są podstawą do wyliczenia należnego podatku katastralnego jest już ukończony. Ten podatek zmiecie z powierzchni ziemi gospodarstwa rolne, bo nawet małe gospodarstwo może "liczyć" na 10 lub 20 tys. zł podatku katastralnego rocznie.
Trochę chronologii z koalicji PO-PSL. Najpierw 03.02.2011r. do rządu napisali radni z dużych miast, by go ponaglić z wprowadzeniem tego podatku (stąd nazwa "Krajowa Polityka Miejska"). W dużych miastach w większości rządzi PO, a więc PO napisało do … PO.
Inny fakt wskazuje portal wPolityce cytując posłów PiS:
Posłowie PiS Andrzej Adamczyk i Jerzy Szmit podczas wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie powołali się na projekt dokumentu: "Założenia krajowej polityki miejskiej do roku 2020".
W dokumencie jest mowa o wspieraniu zrównoważonego rozwoju ośrodków miejskich, który miałby być zrealizowany m.in. przez "zreformowanie systemu podatku od nieruchomości". W nawiasie znajduje się propozycja: "np. poprzez wprowadzenie podatku od wartości nieruchomości ad walorem lub podatku zależnego pośrednio od wartości nieruchomości".
I mamy swoistą logikę premiera. Zapewne uśmiechnie się niewinnie i powie, że pytano o podatek katastralny, a podatku o tej nazwie rząd nie planuje. Nie pierwszy raz premier Tusk publicznie głosi jedno, a potem okazuje się zupełnie co innego. Jak złośliwie zauważył piastoszyn:
W 2011 r., gdy zabierali większość składek do OFE, twierdzili, że robią to, aby nie podnosić wieku emerytalnego. Minęły wybory, a Tusk, Pawlak i Palikot wraz z ferajną … podnieśli Polakom wiek emerytalny. Tym razem obiecali, że robią to po to, by nie podnosić podatków. Zresztą, Tusk już kiedyś obiecywał, że nie będzie podnosił podatków i … podniósł podatki.
Przy okazji kłamie też wiceminister Niezgoda. Mówi bowiem, że w przytaczanym przez PiS dokumencie nie ma propozycji nowych podatków. Tymczasem czym jest cytowany już tekst w nawiasie jeśli nie propozycją podatku katastralnego?
Ponoć o ten podatek upominają się samorządy. A co mają niby robić, jak Tusk zwalił im na plecy szpitale, szkoły i jeszcze masę innych spraw, a pieniędzy na to nie dał?
PO od samego początku konsekwentnie realizuje wizję państwa jako gigantycznej machiny do okradania obywatela z pieniędzy i pompowania tych pieniędzy w prywatne firmy związane z pupilkami władzy. Że wspomnę tylko o sprawie tajemniczych transakcji finansowych rządu z firmą UniCredit. A wszelkie funkcje do tej pory w sposób oczywisty leżące w obowiązkach państwa się albo sprywatyzuje, albo zwali na samorządy nie dając na nie ani grosza. Nietrudno zauważyć, że jest to plan w gruncie rzeczy bandycki i wprost zakładający ogołocenie Polski tak bardzo, jak się tylko da. Budżet centralny wedle wizji PO nie służy do wypełniania żadnych zadań. Służy tylko do tego, żeby premier i jewo kamanda mieli co kraść.
Co potem? Zapewne ciepłe posadki w Brukseli. Nie na darmo się mówi od jakiegoś już czasu że premier Tusk celuje w wysokie urzędnicze stanowisko w UE. A okradzionym Polakom pozostanie już tylko zebrać resztki pieniędzy, zrzucić się na płatnego mordercę i zorganizować zamach na sukinsynów. A co! Putin może likwidować niewygodnych sobie ludzi, Wielka Brytania mogła organizować zamachy na Kadafiego, USA mogły ubić Bin Ladena to czemu my nie możemy?
Nietrudno w sumie przewidzieć, co planuje Tusk. Ludzie zagrożeni utratą dachu nad głową będą myśleć o własnych kłopotach, a nie o robieniu pod budynkami rządowymi kłopotliwych manifestacji antyrządowych. Takich ludzi łatwiej szantażować utratą pracy, „załatwieniem” w bankach natychmiastowego żądania zwrotu długów… Możliwości jest wiele. Do tego nowa ustawa o zgromadzeniach, którą Komorowski złożył w Sejmie „w bulu i nadzieji”, że wszelkie protesty zostaną skutecznie spacyfikowane przez jego kolesi w strukturach organów ścigania.
Specyficzne podejście PO do finansów państwa widać szczególnie dobrze na przykładzie ostatnich protestów lekarzy. Trzeba było służbę zdrowia czymś dokapitalizować bo w NFZ zaczyna brakować kasy na podwyżki dla powiązanych z władzą urzędasów. I znalazł się prosty mechanizm. Najpierw urzędnicy rządowi i ci w NFZ zadbali o odpowiedni stopień komplikacji przepisów o refundacji leków, żeby lekarzom trudno się było w tym rozeznać. A potem wprowadzono kary za to, że lekarz się w gąszczu wzajemnie sprzecznych zapisów zaplącze. A że lekarze wypisują recept bardzo dużo, nawet mała możliwość pomyłki dałaby w efekcie kosmiczną sumę nałożonych kar.
I dziw się tu człowieku lekarzom, że nie mają ochotę dać się robić w balona.
Ja jako potencjalny pacjent na tym tracę. Teoretycznie. Bo w praktyce to rok temu nie było protestu, zachorowałem i za leki zapłaciłem stówę. Niedawno był protest, zachorowałem i za pełnopłatne leki na tę samą chorobę zapłaciłem… stówę. Gdzie niby jest moja strata z tytułu protestu lekarzy? Te 10 czy 20 zł które by mi zrefundował NFZ?
Jako informatyk mogę coś powiedzieć o właściwym obiegu informacji. I szczerze mówiąc zadziwia mnie filozofia, według której lekarz ma podawać NFZowi i aptekarzowi informację o refundacji leku. Czy to przypadkiem nie rząd i NFZ ustalają takie rzeczy? Więc ustalmy coś. Najpierw NFZ ustala poziom refundacji. Potem lekarz zapisuje tę informację na recepcie. Potem apteka sprzedaje lek i rozlicza się z NFZ. W związku z tym ja mam parę uwag.
Po pierwsze nie bardzo rozumiem co lekarzowi do poziomu refundacji leków? Czy decyzja lekarza wpływa w jakikolwiek sposób na poziom refundacji danego leku? Jeśli tak to czy nie da się opisać tego wpływu zamiast obligować lekarza do wpisywania poziomu refundacji, który w sumie w ogóle lekarza nie powinien obchodzić? Co najwyżej cena końcowa danego leku żeby przypisać pacjentowi w miarę tani lek, ale to nie to samo. To najzupełniej oczywiste, że lekarz nie może być obciążany żadnymi obowiązkami związanymi ze sprzedażą leków. A tu się okazuje, że lekarz ma podawać na tacy aptece i NFZowi poziom refundacji leku, podczas gdy tę informację w sposób oczywisty aptekarz powinien być w stanie znaleźć sam.
Po drugie przecież apteka i tak zajmuje się sprzedażą leków. I tak są rozliczenia pomiędzy apteką i NFZ w kwestii poziomu refundacji leków. A poziom refundacji nie zależą w sposób znaczący od decyzji lekarza, tylko po prostu stawki są narzucone odgórnie. Naprawdę nie rozumiem więc po co kazać lekarzowi napisać na papierze coś, w czym aptekarz i tak musi się orientować z racji wykonywanego zawodu.
Pamiętacie jak szef Śląskiej Kasy Chorych wprowadził karty chipowe zamiast książeczek RUM? Dostał nagrodę od miesięcznika CHIP, a jednocześnie za to samo został zwolniony. A przecież zrobił tylko coś oczywistego. No ale właśnie: odszedł od komunistycznego dogmatu biurokracji papierowej. Musiał zostać ukarany za profanację jaką było użycie komputerów do przetwarzania informacji zamiast ton papierków. Ilu jeszcze mądrych ludzi zostało niepostrzeżenie wykopanych za takie same dobre pomysły?
Właściwe zarządzanie informacjami nadal jest poważnym problemem w tym kraju. U władzy i w urzędach nadal są debile, wyznający zasadę, że wszystko musi być napisane na papierkach i nieważne, że można tę samą informację znaleźć gdzie indziej. Jednym z powodów jest to, że to są po prostu stare pryki. Postkomunistyczna klika nie dopuszcza żadnych młodszych, lepiej zorientowanych ludzi. A poza tym archaiczna organizacja urzędów, oparta na papierach działa na korzyść starych przekręciarzy. Wielkiej ilości dokumentów nie da się kontrolować. W każdej chwili można na bezczela coś zmienić, przekręcić, wstawić sobie wygodne detale. Zanim ktoś się dokopie i odkryje zmianę, minie wiele czasu i odkrycie sprawcy stanie się niemożliwe.
Komunizm upadł, ale komunistyczne podejście do działania urzędów nadal ma się dobrze. I jest tylko jeden sposób, żeby to zmienić. Ten, o którym mówił Cejrowski.
„WSZYSCY WON!”
Tyle, że to wyjście jest naturalnie nie do przyjęcia dla kliki w urzędach.
Oto i przyczyna, dla której administracja państwowa myśli o podatku katastralnym. Nie oszukujmy się, oni wiedzą doskonale, że to oznacza katastrofę. Nie są głupcami, wiedzą, że co prawda podatek katastralny z początku da jakieś tam dochody, ale zaraz potem spowoduje zadłużenie społeczeństwa i dochody z podatków drastycznie spadną. A to oznacza zrujnowanie budżetu państwa i budżetów lokalnych. Ale też ci ludzie po prostu nie mają już wyboru. Przecież gołym okiem widać, że oni sobie po prostu nie radzą w nowych realiach, nie wiedzą co począć z komputerami, internetem i cała nowoczesną technologią. Nie ogarniają umysłem idei nowoczesnej administracji państwowej.
Ten system się wali. A jego przerażeni beneficjenci już nie myślą o wyjściu z katastrofy, a jedynie o tym by przetrwać na dobrze płatnych stanowiskach kolejny rok. By jeszcze kolejny rok powstrzymując paniczny strach przed realną komputeryzacją, likwidacją nadmiernej biurokracji i etatyzmu udawać cool staruszków doskonale zorientowanych w nowinkach technicznych.
Ale ja śmiem twierdzić, że nawet ich własne dzieci gardzą ich ignorancją w dziedzinie nowoczesnej technologii, komputeryzacji, internetu. Nawet ich własne dzieci nie rozumieją ich niewolniczego przywiązania do archaicznych rozwiązań, które po prostu nie działają.
Obserwując poczynania rządu Tuska coraz wyraźniej widzę panikę do tej pory doskonale ustawionych postkomunistów. Staje się wyraźne, że ich czas mija. W którymś momencie przyjdzie taki premier, który pojmie prawdziwy powód kłopotów administracji państwowej i zacznie z tym realnie coś robić.
A wtedy nagle się okaże, że dla młodych jest mnóstwo pracy w przewietrzonych urzędach. Mniej będzie etatów niż jest teraz, bo spora część urzędasów zajmuje się wyłącznie przerzucaniem papierków z kupy na kupę i piciem kawy. Ale nadal będzie potrzeba wielu młodych specjalistów, by zardzewiała administracja państwowa ruszyła z miejsca.
Sprawniej działająca administracja to więcej dobrych pomysłów w realizacji, mniej biurokratycznych obciążeń i barier. Mniej absurdów w przepisach. Obecnie w administracji królują jeszcze ludzie wychowani w mentalności komunistycznej. Ale spójrzcie na podejście młodzieży. Oni potrafią wykorzystywać komputery w 100%, do nich nie dociera sens magazynowania papierków skoro można to samo przechować w komputerze.
Są rzeczy, na które nic nie poradzi ani Tusk, ani Komorowski, ani Solorz-Żak. Tym czymś jest zmieniająca się wizja świata. Nowym pokoleniom, choćby wychowanym w nie wiem jakim szacunku do komunizmu i kolesiostwa, oparta na papierach administracja nie będzie się mieściła w głowie. A po jej upadku cały misterny system kontaktów, kolesiostwa i urzędniczych przysług runie z hukiem. To tylko kwestia czasu.
Post Scriptum
Dostałem wyjaśnienie, czemu administracja Salonu24 usunęła moją notkę "Free Your Mind – umysł zniewolony".
Szanowny Panie,
w tym tekście obrażał Pan FYM-a, nazywając go choćby paranoikiem i chamem, co jest naruszeniem regulaminu S24 pkt. VI.1. Nie rekomendujemy takich treści.
Z poważaniem,
Agata Luśtyk
Po pierwsze rozwiejmy wątpliwości co do użytych przeze mnie określeń.
Ciekawe, że FYMowi nie przyszło do głowy że Zbigniew Wassermann też był człowiekiem służb, Aleksander Szczygło również. I zginęli w Smoleńsku. Jak rozumiem byli ruskimi agentami i zostali zabici przez swoich? Bo ludźmi polskich służb nie mogli być w żadnym wypadku tak jak i Macierewicz nie jest? Ciekawe dlaczego. Bo FYM mówi, że nie, więc nie?
A może po prostu dlatego, że FYM jest paranoikiem i jak ktoś się z nim nie zgadza, to FYM już odruchowo widzi w nim ruskiego agenta?
Jak widać nie nazywam FYM paranoikiem. PYTAM, czy nim jest, opierając się na tym, że nazwał Antoniego Macierewicza rosyjskim agentem. I zauważmy, tekstu w którym FYM sugerował agenturalność Macierewicza oraz nazywał nadania naukowe prof. Biniendy bajkami administracja nie usunęła. Bo sugerowanie agenturalności Macierewicza najwyraźniej obraźliwe nie jest…
Co do nazwania FYMa chamem, to pani Agata Luśtyk KŁAMIE. Nie było w notce określenia, że FYM jest chamem. Było, że zachowuje się w chamski sposób. Śmiem jednak przypuszczać, że pana Igora Janke ubódł następujący cytat na temat notek Rexturbo:
Rzecz jasna powyższe notki są na Salonie24 ukryte. Ale do takiego chamstwa Igor Janke już nas w sumie przyzwyczaił.
Droga pani, wystarczyło napisać, że obraziłem świętego Igora Janke oceniając praktykę ukrywania notek jako chamską, a zatem naruszyłem dogmat i prawo wolności słowa wielbiciele wolności słowa czuli się zmuszeni zawiesić na kołku. Zadziwiające, że trzeba było w odwecie posunąć się do kasowania i kłamstw. Po co kłamać, że kogoś nazwałem chamem? Przecież wiadomo było, że z łatwością kłamstwo zdemaskuję.
Współczuję szczerze Panu Igorowi Janke. Bo jeśli ocena ze strony jakiegoś blogera tak go boli i tak mu przeszkadza, że czuje się zmuszony usunąć taki tekst nawet bez ukrywania go, to zdecydowanie przydałby mu się tonik na nerwy.
Prawdopodobnie ten tekst też albo zostanie usunięty, albo zwinięty. Ale nie martwcie się, droga administracjo. Blogerzy go i tak bez trudu znajdą w Google.
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl