Niezwykłą własnością naszego polskiego chaosu jest jego niespotykane gdzie indziej ukierunkowanie. Chaos a jakby uporządkowany…
Amerykański naukowiec Edward Lorenz stworzył na potrzeby opisu zdarzeń meteorologicznych aparat pojęciowy co stało się częścią zjawiska nazywanego teorią chaosu. Jeśli patrzymy na układ którego warunki początkowe są nam idealnie dokładnie znane jesteśmy w stanie prognozować zachowanie takiego układu dowolnie długo. Nic nas nie zaskoczy. Jeśli jednak warunki początkowe są tylko dokładne znane cały układ szybko rozjedzie się w coś co potocznie nazwiemy kompletnym chaosem, nieprzewidywalnym i przypadkowym.
Mam wrażenie, że coś co jest naszą rzeczywistością jest właśnie efektem początkowej niedokładności. Początkowo małego wytrącenia z równowagi które z czasem przekształciło się w coś czym nigdy miało nie być. Powie ktoś „nic dziwnego”, społeczeństwo to nie matematyka, ludzkie reakcje, uczucia i pragnienia nie mogą być idealnie znane, są płynne, zmienne, niedookreślone, po to wymyślono socjologię i psychologię, skąd przypuszczenie, że można to było ująć w ramy rozumu i logiki? Może stąd, że od lat próbuje się nas przekonać, że istnieje cos takiego jak nieubłagane prawa historii i dziejowa konieczność, coś co powoduje, że rządy Zapatero w Hiszpanii nie wzbudzały kontrowersji jako naturalna konsekwencja nieubłaganego postępu a rządy Orbana na Węgrzech wzbudzają histerię jakby ktoś stawiał skutek przed przyczyną. Gdy zastanowimy się wydaje się to racjonalne. To z niewolnictwa przeszliśmy do świata wolnych ludzi nie odwrotnie, to królestwa przekształcają się w republiki nie odwrotnie, z prawa stanowego i nierówności przeszliśmy do równości i ochrony praw człowieka. Może ten postęp ma wektor i nie ma co wątpić w jego nieuchronność?
Pamiętam początki III RP, wybory z4 czerwca1989 r. zastały mnie na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie, pamiętam wystawione tablice z ich wynikami, rozpierające przekonanie, że to już, właśnie teraz nastał koniec komuny, wraca Polska. Pamiętam redakcję Gazety Wyborczej w bramie jednej z kamienic, patrzyłem na uwijających się młodych ludzi i red. Wacława Białego, kupowałem gazetę ze stolika a wszyscy się do siebie uśmiechaliśmy. Pamiętam kolejne miesiące, moje głębokie przekonanie, że Balcerowicz ma rację, że trzeba działać szybko i zdecydowanie, będzie bardziej bolało ale za to krócej. Upadek komunistycznych mastodontów był oczywisty, bo co one tam produkują? Statki, silniki okrętowe, lokomotywy, jakieś traktory dla ZSRR, w telewizji pokazywali Zagłębie Rurhy, w starych kopalniach i fabrykach powstały tam puby, restauracje, hotele, małe fabryczki produkujące a to klamki dla Volkswagena a to wiązki elektryczne dla Boscha. Nie martwił mnie upadek kolejnych wielkich budów socjalizmu. Koniec PGRów też był oczywisty, każdy w tamtych latach widział rysunek olimpijskiego podium na którym na pierwszym miejscu stała wychudzona, rachityczna świnka z szarfą „z PGR” a na trzecim tłusta, dorodna z napisem „od chłopa”.
No i nasi ludzie, niezłomni, nieprzekupni, prawi. Nasza nowa elita, dla których dobro zwykłych ludzi był najwyższym przykazaniem, nie jak dla tych obmierzłych pierwszych sekretarzy, sprzedawczyków i cwaniaków. Byli tak niezłomni, że nie zdziwiło mnie gdy Jaruzelski został prezydentem, nie miałem wątpliwości, widocznie było to najlepsze rozwiązanie. Wiedziałem że to co robią wynika z ich głębokiego przekonania i wiedzy. Ufałem im bezgranicznie. Każdy dzień zaczynał się od lektury Gazety Wyborczej. To była moja gazeta. Nawet gdy zapalało się czerwone światełko jak przy artykule o Powstaniu Warszawskim i mordowaniu przez powstańców Żydów, potrafiłem to przezwyciężyć i wyjaśnić, że trzeba mówić o wszystkim i nie ma tematów tabu.
A tymczasem było „prawie” jak w Zagłębiu Rurhy, prawie bo co prawda fabryki padały ale na ich miejsce nie powstawało nic innego, nie było pubów, hoteli, nikt nie otwierał fabryczek, ludzie znikali w USA, albo Niemczech, otwierali własne biznesy sprzedając chińskie garnki na targu, niektórzy na czarno naprawiali samochody albo remontowali mieszkania. Pojawiły się nowe miejsca pracy w supermarketach albo montowniach telewizorów. Gdzieś można było usłyszeć że płacą tam1000 zł brutto ale przecież ludzie mają pracę. A ja wciąż wierzyłem. Widocznie tak ma być, co z tego że bank sprzedawany był za równowartość rocznego zysku, ale przecież know how, technologia, globalizacja no wiesz, skąd w Polsce kapitał? No i trzeba ukraść ten pierwszy milion.
Początkowa niedokładność doprowadziła do chaosu, takiego zwykłego kapitalistycznego, nic nie jest raz na zawsze, nic nie jest pewne, a wszystko zależy od ciebie, tako rzecze TVN CNBC. Ale niezwykłą własnością naszego polskiego chaosu jest jego niespotykane gdzie indziej ukierunkowanie. Chaos a jakby uporządkowany.
Bo czym wyjaśnić konkurs na trzy stanowiska w administracji, gdzie startuje120 osób, a wszystkie trzy wygrywające osoby są powiązane więzami krwi z pracownikami tegoż organu?
Gdzie sądy są niezawisłe ale nikt wśród prawniczej braci nie ma wątpliwości, że w Warszawie z Agorą się nie wygra. Tak po prostu.
Gdzie można dowolnie brutalnie atakować Iksa i cieszyć się z wolności słowa ale atak na Ygreka kończy się posądzeniem o terroryzm i najściem uzbrojonych agentów ABW?
Gdzie można dostać koncesję na cyfrowe nadawanie tworząc spółkę kilka tygodni wcześniej, nie mając kasy ani publiki a można nie dostać koncesji działając od kilkunastu lat i mając milion widzów.
Tak oto dotarłem do końca mając nadzieję na nowego pana Lorenza który ujmie w słowa tę naszą nową teorię chaosu. Bo mam coraz więcej pewności, że stara teoria właśnie została zdezawuowana. Z początkowej niedokładności niekoniecznie powstaje chaos, chyba że w Polsce naprawdę wynaleźliśmy chaos uporządkowany.