Czy istnieje coś takie, jak praca na czarno? Moim zdaniem nie. Tak pracują ludzie wolni. Prowokacja? Niech będzie!
Od kiedy istnieje pojęcie „praca na czarno”? Inwektywę tę wymyślono dla tych, którzy chcą pracować na własny rachunek. Wielkie zdziwienie onetu wywołała informacja, żewiększość gastarbajterów z Polski w Niemczech woli pracować na czarno. To jasne. Opłaca się to obu stronom. Tak pracodawcom, jak i pracownikom. Sprawa ta nie dotyczy tylko kategorii
gastarbajter
lecz i pracujących we własnym kraju. Ubezwłasnowolniony obywatel, zmuszany do opłacania gigantycznych podatków i haraczy ( zapominamy, że rewolucja francuska wybuchła m. in. dlatego, że król satrapa chciał podnieść podatki powyżej 10 procent!) broni się , jak może przed bandytyzmem ze strony państwa. To oczywiste, że świat, a zwłaszcza Europę, czeka
rewolucja
której celem będzie obalenie XIX – wiecznych reliktów, do jakich należy niespotykany i doprowadzony do perfekcji totalny system wyzysku* człowieka przez kastę urzędniczą. Także nierozwiązywalny na dłuższą metę z powodu klęski demograficznej (od której to uwagę odwrócić ma rzekoma klęska klimatyczna) system emerytur to milenijne oszustwo.
* ponad pół roku w roku każdy frajer (czytaj: pracownik) pracuje na urzędników.
Post scriptum: także tocząca się aktualnie w Polsce dyskusja o emeryturach nie doprowadzi do przecięcia węzła gordyjskiego, bo opiera się na założeniu, że garstka młodych utrzyma tabuny staruchów.
Gdyby podatki były ludzkie, zjawisko pracy na czarno nie zaistniałoby.