Po zgodzie PiS na Lizbonę 9.XII PO dopełni reszty
01/12/2011
426 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Po zgodzie na Traktat Lizboński Polsce grozi dalsza utrata suwerenności na spotkaniu 9 grudnia w Brukseli, któremu będzie przewodniczył Premier Tusk. A „wyskok” min Sikorskiego nie był przypadkowym lecz wyreżyserowanym uprzedzeniem opinii publicznej
Dzisiejszy The Wall Street Journal w artykule Geoffrey T. Smith’a ”Central Banks’ Action Hints At U.S. Fears“ pisze wprost, że na spotkaniu premierów UE 9 grudnia grozi nam „przehandlowanie suwerenności za stabilność” dodajmy od siebie – strefy euro: „on the Dec. 9 summit meeting at which we will see whether the euro zone reaches a decision to trade sovereignty for stability.” Dzisiejszy Financial Times a artykule Hugh Carnegy dopowiada że stawką jest ustanowienie kontroli zewnętrznej nad finansami i wpisanie konstytucyjnej zasady („golden rule”) zrównoważonego budżetu kontrolowalnego przez UE. Niestety nasi domorośli niezbyt wyedukowani liberałowie przyklasną temu pomysłowi, nie zdając sobie z sprawy z konsekwencji że w przypadku Polski – kraju bez infrastruktury i instytucji będzie to oznaczało niemoc w tworzeniu otoczenia przyjaznego biznesowi z powodu braku środków. Nawet jeśli takie nakłady zwróciły się w postaci wyższych przychodów podatkowych w przyszłości. W efekcie miejsca pracy będą powstawały tam gdzie takowa infrastruktura już istnieje – a więc za naszą zachodnią granicą. Wynika to z braku logiki w rachunkowości której brak wczoraj opisywał Martin Wolf w artykule „The UK now faces a ‘lost decade’” krytykując różne triki księgowe spowodowane „absurdalnymi” przepisami rachunkowości finansów publicznych. „Instead of such action, we get the gimmicks characteristic of all chancellors under stress. I am strongly in favour of additional spending on infrastructure. But it must be evident, even to the Treasury, that if the government borrows from pension funds to fund infrastructure, the impact on national balance sheets will be exactly the same as if the latter fund the same infrastructure directly, as is now proposed – except that the infrastructure will cost more. This is another in a line of wheezes to get round self-inflicted constraints, themselves partly reflecting ludicrous public sector accounting practices.”
Dla wszystkich entuzjastów (nie chcąc ich dosadniej określać jako „pożytecznych idiotów” za co z góry przepraszam) zrównoważonego budżetu w krajach na dorobku, trików księgowych likwidujących OFE w celu pseudo polepszenia finansów, jak i obecnych na NE zwolenników „udomowienia” banków i ich zobowiązań, jako przestrogę proszę przyjąć praktyczny wymiar jaką ona przybrała na Litwie i Łotwie. Otóż właśnie tam 16 listopada rząd Litwy „udomowił” (znacjonalizował) trzeci co do wielkości przejmowanych depozytów bank Snoras. Okazuje się że w „udomowionym” banku w bilansie brakuje ponad $470 mln co jak na standardy litewskie jest sumą ogromną. W efekcie problemy ma także Krajbanka, spółka-córka Snoras na Łotwie. Ten bank również czeka na „udomowienie” mimo, że i jemu brakuje prawie $200 mln w bilansie. W efekcie skali kosztów „udomowienia” banków w poniedziałek zdymisjonowano szefa łotewskiego nadzoru bankowego, a w środę szefa departamentu nadzoru bankowego Banku Litwy. Przy okazji poinformowano że zarówno siostra nadzorcy litewskiego jak i jego córka pracują dla banku Snoras. O dziwo biorąc doświadczenia polskie pod uwagę to okresach kiedy tworzone są rozwiązania kryzysogenne w sektorze finansowym, to zastrzeżenia co do nadzorców i ich konfliktów interesów nie są formułowane. Dopiero jak nieprawidłowości się skumulują i piramida finansowa traci płynność z powodu braku dopływu nowych środków to wszystkim zmysł się wyostrza. Jednocześnie polecam artykuł Małgorzaty Goss na ten temat, z nadzieją że tak jak udało się ostrzec opinię publiczną przed „udamawianiem” banków tak i akcja przestrzegająca przed zapisywaniem „golden rule’s” również nie przejdzie:
„Lepiej banków nie kupować
Wśród osiemdziesięciu siedmiu banków z piętnastu krajów europejskich, którym agencja Moody´s zagroziła obniżeniem ratingu, znalazł się największy polski bank PKO BP. Według agencji, do obniżenia ratingów dojdzie w razie braku możliwości wsparcia banków ze środków publicznych przez ich macierzyste kraje.
Bank PKO BP jest w znakomitej kondycji finansowej – zapewnia prezes Zbigniew Jagiełło. To dowodzi, że o umieszczeniu PKO BP na liście banków z zagrożonym ratingiem przesądziły nieodpowiedzialne plany zakupu przez państwo zagranicznych banków-wydmuszek.
Wczoraj prezes PKO BP odniósł się do komunikatu ostrzegawczego Moody´s. – Decyzja agencji Moody´s nie ma wpływu na PKO Bank Polski. Na liście obserwacyjnej umieszczone zostały ratingi obligacji podporządkowanych na rynkach europejskich, a PKO BP takich papierów w ramach otwartego programu EMTN nie emitował. PKO Bank Polski jest silny finansowo i stabilny, osiąga rekordowe wyniki. W III kwartale 2011 roku jego zysk netto po raz pierwszy w historii przekroczył 1 mld złotych. Polski sektor bankowy – w przeciwieństwie do sytuacji w niektórych krajach strefy euro – pozostaje odporny na obecne zawirowania rynkowe – skomentował decyzję Moody´s Zbigniew Jagiełło, prezes PKO Banku Polskiego. Poinformował też w komunikacie przesłanym PAP, że PKO BP osiągnie w tym roku rekordowy zysk, który przekroczy osiągnięte w ubiegłym roku 3,2 mln złotych. Wcześniej Jagiełło mówił, że mogą to być nawet 4 mld złotych.
Dlaczego zatem Moody´s pogroził PKO BP? Część finansistów jest zdania, że umieszczenie tego banku na liście "zagrożonych" nie wynika bynajmniej ze złej kondycji banku, lecz z ujawnionych niedawno przez kilka osób publicznych (w tym prezesa NBP Marka Belkę i szefa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka) planów repolonizacji banków będących spółkami-córkami banków zagranicznych, w której rolę nabywcy miałby odegrać PKO BP, a także PZU, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, a nawet Narodowy Bank Polski (!). – Bankowi PKO BP wyraźnie zaszkodziła dyskusja na temat "udomowienia" banków w Polsce, w której mówiono, że PKO BP mógłby kupować banki wystawione na sprzedaż przez zagraniczne centrale. Bankom europejskim brakuje kapitału, więc ściągają środki od spółek-córek. Kupno banku w tej sytuacji wiąże się z ryzykiem ogromnych strat – uważa Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.
Zdaniem dr. Cezarego Mecha, byłego wiceministra finansów, Polska nie powinna marnować pieniędzy na kupno banków, czyli wspieranie wycofania zagranicznych inwestorów, lecz pomagać tym instytucjom finansowym, nad którymi posiada kontrolę, a więc przede wszystkim PKO BP i Bankowi Gospodarstwa Krajowego. Chodzi o to, aby polskie banki przejęły rynek po bankach zagranicznych, a nie ich długi.
Po ostrzeżeniu Moody´s z repolonizacji banków wycofują się niedawni jej orędownicy. Jak informuje Agencja Reutera, Jan Krzysztof Bielecki, doradca szefa rządu i szef Rady Gospodarczej przy premierze, wyraził we wtorek sceptycyzm wobec repolonizacji banków. Zwrócił uwagę, że bank można kupić tanio, np. za 1 mld zł, ale trzeba uwzględnić fakt, że natychmiast należy go zasilić kapitałowo w wysokości np. 10 mld zł, bo zagraniczna centrala z tego finansowania się wycofała. Jeszcze niedawno Bielecki był zwolennikiem odkupywania banków i doradzał, aby PKO BP kupił spółkę-córkę irlandzkiego AIB, czyli BZ WBK (ostatecznie bank ten został przejęty przez hiszpański Santander). Także szef KNF Andrzej Jakubiak, który chciał tydzień temu "udomowić" banki, przyznał ostatnio, że "pole do repolonizacji jest teraz mniejsze, niż było wczoraj". Na sprzedaż wystawione są Kredyt Bank należący do belgijskiego NBC oraz Millennium Bank, spółka-córka portugalskiego BCP. Nabywców nie widać.”