Po wyborach, niezmienna polska mentalność
13/10/2011
459 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Dopóki Polacy nie będą w stanie w sposób obiektywny i pozbawiony niepotrzebnych emocji wyłonić ze swego grona najlepszych przywódców, dopóty nawet myśleć nie mogą o podjęciu skutecznej walki o swe prawa.
W czasach kiedy degrengolada społeczna nie osiągnęła jeszcze dzisiejszych zastraszających rozmiarów, zwyczajem było wśród narodów charakteryzujących się wysoką etyką pracy, że przywódcy których organizacje poniosły znaczne porażki podawali się w ich następstwie do dymisji. Nie miały przy tym znaczenia ich „niezmożone wysiłki” czy „dobra wola”. W końcu mądre przysłowie stanowi, że „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Nawet fakt bezpośredniej odpowiedzialności za klęskę podwładnego, lub podwładnych danego przywódcy nie zdejmował z niego ciężaru odpowiedzialności i czuł się on w obowiązku ustąpić z zajmowanego stanowiska, słusznie rozumując że ponieważ podjął się pracy polegającej na kierowaniu innymi, to nie wywiązał się z niej zadowalająco.
Niestety w Polsce etyka pracy nie znajdowała się nigdy na dostatecznie wysokim poziomie. Miały na to wpływ specyficzne warunki dziejowe, co nie zmienia jednak znczenia powyższego faktu. Mało tego, politykę uznawało się zawsze nie za służbę (pracę) ale za swoiste społeczne wyróżnienie „wybitnej jednostki”.
Ulegając takiemu paradygmatowi „wybitni Polacy” mogą partolić jedną sprawę za drugą i nawet przez myśl im nie przyjdzie, że może warto by rozważyć swoje przejście w „stan spoczynku”. W naszej najnowszej historii zrodziło to wiele gorzkich owoców dla Ojczyzny, a i współcześnie można by wymienić przynajmniej kilku „Ojców Narodu”, których polityczne partactwo i bark umiejętności doboru i kierowania kadrami masę szkód nam poczyniło.
Jaki stosunek do tego paradygmatu ma polskie społeczeństwo? Warto się temu w tym krytycznym powyborczym momencie przyjrzeć.
W krótkiej tego analizie skoncentruję się tylko na polskiej części społeczeństwa III RP. Poza nawiasem pozostawię zwycięski „jasnogród”. Wszelka krytyka tego przerażającego w swej wymowie a na dodatek groteskowego konglomeratu pospolitych głupców, moralnych wykolejeńców i kanalii wszelkiej proweniencji, nie ma bowiem sensu.
W charakterze ilustracji mych wywodów posłużę się czorajszym sondażem przeprowadzonym przez Salon24, portal którego nie można określić mianem pro-pisowskiego. Zadano w nim pytanie: „Czy uważasz, że po przegranych wyborach Jarosław Kaczyński powinien ustąpić z funkcji przewodniczącego PiS?"
Negatywnie odpowiedziało nań 77% ankietowanych, co wskazuje że nawet w mało sympatycznym dla tego przywódcy środowisku przeważają nastroje współczucia. I to chyba stanowi kwintesencję polskiego sposobu myślenia.
Polacy nie oceniają bowiem pragmatycznie swych przywódców, a kierują się jedynie odruchami emocjonalnymi. „Ukochany przywódca” może sknocić każdy projekt , może wznosić się na szczyty nieudolności, jego działania mogą ściągać na Naród klęski i nieszczęścia, a on dalej zostaje naszym przywódcą, bo my go kochamy! Na jego rozgrzeszenie znajdziemy tysiące niekiedy nawet słusznych argumentów. Litować się będziemy nad jego złym losem, choć inne mądre polskie przysłowie mówi, że „każdy jest kowalem swego losu”. I taki właśnie stosunek do „bliźniego-przywódcy” jest piękny i głęboko chrześcijański! I należy go ze wszech miar pochwalać! Tyle że nijak się to ma do jego kwalifikacji w „zawodzie” pod tytułem „mąż stanu”.
Przyciskajmy do naszych piersi wszelkie ofiary, nie tylko „przywódców”, bo to jest słuszne! W wyborze przywódców kierujmy się jednak pragmatyzmem, wybierając takich którzy rokują nadzieje na swój a więc i nasz sukces! Wiadomo każdemu może się nie udać! Ale nawet w podrzędnych zawodach daje się niefortunnemu wykonawcy zaledwie parę szans. A tu warto sobie zadać pytanie, na ile politycznych klęsk może sobie w obecnych realiach pozwolić nasza Ojczyzna?
W tej naszej polskiej emocjonalności istnieje też dodatkowo „druga strona medalu”. Jeśli z kolei darzymy kogoś antypatią, to żadne jego wyczyny nie spowodują zmiany naszego doń stosunku. Mógłby nas i naszą Ojczyznę ozłocić! I tak będzie zły!
Z tych naszych polskich cech dobrze zdają sobie sprawę rządzący nami wrogowie i po mistrzowsku potrafią wygrywać je dla swych celów. Gdy tylko zorientują się, że może nam wyrosnąć autentyczny przywódca, starają się go nam natychmiast zohydzić. Nieudolnym pozwalają funkcjonować w charakterze społecznego falochronu, o który rozbijają się kolejne fale polskich dążeń. I chyba tylko temu zawdzięczamy fakt, że niektórzy polscy przywódcy nie zgineli jeszcze wypadkach samochodowych.
Konkludując, należy stwierdzić że dopóki Polacy nie będą w stanie w sposób obiektywny i pozbawiony niepotrzebnych emocji wyłonić ze swego grona najlepszych przywódców, dopóty nawet myśleć nie mogą o podjęciu skutecznej walki o swe prawa. O ewentualnym zwycięstwie i przejęciu spraw we własne ręce już nawet nie wspomnę.