PO – kronika zapowiedzianej śmierci
07/02/2012
426 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Tydzień temu pisałem o tym, że Platforma się kończy. Z każdym dniem coraz bardziej to widać, słychać i czuć. Kto tego nie rozumie, nie powinien zajmować się polityką.
Kto twierdzi, że nic się nie dzieje, że Tusk nie przez takie zawirowania przechodził, że nie takie kryzysy przezwyciężał, ośmieszają się i będą w przyszłości wykpiwani jak ci, którzy na jesieni 1991 roku twierdzili, że Związek Radziecki pokona wolny świat (info dla kretynów – nie porównuję PO do ZSRR). Warto obserwować przebieg tego upadku Platformy, bo jest on klasycznym przyczynkiem do analizy niezapowiedzianych klęsk i porażek dotychczasowych hegemonów.
Kidawa – Błońska krytykuje Kopacz, Pitera Muchę (nota bene – warto zerknąć w tym kontekście na moją wczorajszą notkę::), Gowin twierdzi, że z ACTA rząd się nie popisał, kilku młodych posłów zakłada własną frakcję…. Czy uważacie Państwo, że coś takiego mogłoby się zdarzyć przed rokiem? Czy to objaw demokracji i pluralizmu w partii, czy jednak wyraźne objawy jej kryzysu. Rząd zalicza kolejne wpadki – wczorajsza ustawka z blogerami kiedyś zakończyłaby temat i uciszyła marudy (jak kiedyś śniadanko z kilkoma celebrytami zaspokoiło niepokój artystów), a obecnie jedynie rozjuszyła ludzi. Premier najpierw zapowiada ostre rozliczenie i nieuleganie szantażowi (lekarzy czy internautów), a potem rakiem i chyłkiem wycofuje się ze swoich słów i przeprasza. Media coraz bardziej kpią z ludzi Platformy i są nimi, na przemian, rozdrażnieni i znudzeni (zapraszam do przeczytania mojej notki o roli nudy w polityce). Tusk zdradzany jest przez Rosjan, Niemców i Francuzów i jedynie urzędnicy Mikołaja Dowgielewicza uważają, że premier wprowadził nas do pierwszej ligi europejskiej (za coś w końcu biorą pieniądze). Sytuacja gospodarcza się pogarsza, dług publiczny rośnie, bezrobocie także – to pogłębiać będzie dezintegrację obozu władzy. Pawlak jest wściekły na swojego koalicjanta, a Schetyna – zamknięty w swoim gabinecie w budynku G – dyszy żądzą zemsty. Wszystko to świadczy o tym, że kres PO jest bliski, a ja zabawiam się kolekcjonowaniem kuriozalnych wypowiedzi tych, którzy tego nie widzą i zachwalają dominację Tuska na wieki wieków. Przednia zabawa. Jedyne, co mogłoby uratować PO, to jakiś wściekły atak Kaczyńskiego, ale ten – na swoje szczęście – od jakiegoś czasu milczy.
Chyba Clausewitz napisał, że do XVII wieku o tym, czy ktoś wygrał, czy przegrał bitwę, decydowało przekonanie tego pokonanego. Po prostu – po kilku dniach rzezi, kiedy po jednej stronie z 50 tysięcy ludzi pozostało na przykład 25 tysięcy, a po drugiej stronie z 40 tysięcy zostało 20, ktoś uznawał, że przegrał i odchodził ze swoimi wojskami. Mogliby się przecież tłuc jeszcze tydzień, żeby po drugiej stronie nie został juz nikt, ale wówczas nie znano jeszcze pojęcia wojny totalnej (to przyniósł dopiero humanistyczny XX wiek). W polityce czasami bywa podobnie – chyba ludzie w PO powoli uznają, że przegrali, że nie dokonali w Polsce tego, co obiecywali, że zmarnowali swój czas, że okazali się nie tak wspaniali, jak sami o sobie myśleli i jak wmawiały im media. I choć wódz biega po ich okopach i wrzeszczy, że zastrzeli każdego, kto się cofnie, choć oficerowie polityczni wciąż ich zapewniają, że wszystko jest ok., że zaraz nadciągnie pomoc, że już, już będą nowe dostawy konserw i świeże onuce, to oni już w to nie wierzą, już zaczęli się rozglądać dookoła, już patrzą jak się bezpiecznie wycofać. I nie zrobią na nich wrażenia pierwsze egzekucje dezerterów – oni już nie wierzą w geniusz swojego dotychczasowego wodza, już dość mają swoich współtowarzyszy w okopach, nie cierpią ich gąb, ich chrapania i podkradania racji żywnościowych, nienawidzą siedzenia w tych samych okopach piąty rok (zwłaszcza, że ostrzał się nasila, a perspektywa udziału w grabieżach i gwałtach oddala się).
To już jest naprawdę koniec. Oglądajcie tę kronikę zapowiedzianej śmierci.