W całej Europie, a szczególnie w Polsce panuje przekonanie że do Parlamentu Europejskiego idzie się po dobrze płatne synekury. To przekonanie odbija się na frekwencji wyborczej, przeciętnie sięga ona 50 % normalnych wyborów krajowych. W krajach Europy zachodniej daje to 40 % elektoratu, a w Polsce nieco ponad 20 %. Mam wprawdzie chyba dość uzasadnione wątpliwości nawet w odniesieniu do tej i tak bardzo niskiej frekwencji. Przed iluś tam laty będąc na wsi wziąłem specjalnie upoważnienie ażeby móc zagłosować w tych wyborach. Po sumie w miejscowym kościele z tłumu ludzi gromadzących się przed kościołem do lokalu wyborczego znajdującego się w szkole akurat naprzeciw kościoła udały się 3 osoby / słownie trzy/. Z tego dwie „nietutejsze”, a ta trzecia nawet nie […]
W całej Europie, a szczególnie w Polsce panuje przekonanie że do Parlamentu Europejskiego idzie się po dobrze płatne synekury.
To przekonanie odbija się na frekwencji wyborczej, przeciętnie sięga ona 50 % normalnych wyborów krajowych. W krajach Europy zachodniej daje to 40 % elektoratu, a w Polsce nieco ponad 20 %.
Mam wprawdzie chyba dość uzasadnione wątpliwości nawet w odniesieniu do tej i tak bardzo niskiej frekwencji.
Przed iluś tam laty będąc na wsi wziąłem specjalnie upoważnienie ażeby móc zagłosować w tych wyborach. Po sumie w miejscowym kościele z tłumu ludzi gromadzących się przed kościołem do lokalu wyborczego znajdującego się w szkole akurat naprzeciw kościoła udały się 3 osoby / słownie trzy/.
Z tego dwie „nietutejsze”, a ta trzecia nawet nie wiem.
W lokalu na ogromnych płachtach wykazów wyborców figurowały po dwa trzy podpisy na kilkadziesiąt nazwisk. Jak wiadomo na wsi nie głosuje się wieczorem, a najpóźniej wczesnym popołudniem, na ile zatem mogła wzrosnąć frekwencja do wieczora?
Po upływie tygodnia w miejscowej gazetce ukazały się wyniki wyborów do PE z poszczególnych obwodów. „Mój” wykazał się frekwencją -17% co w moim przekonaniu było przesadą przynajmniej o te „10” bo na „7” to z dużym trudem mógłbym się jeszcze zgodzić.
W Polsce robienie frekwencji wyborczej jest jednym ze spadków po PRL gdzie takie głupstwa jak oddanie głosu z życzliwości dla kogoś kto nie wziął udziału w wyborach mogło być potraktowane jako „dobry uczynek”.
Trzeba też pamiętać że komisje wyborcze to zawód opanowany przez wyspecjalizowane i odpowiednio wytypowane zespoły.
A na dowód ich ciągłej egzystencji można przytoczyć bardzo trwały skład stałego organu PKW /Państwowa Komisja Wyborcza/, tak jakby wybory odbywały się u nas ciągle.
Nie śledzę przebiegu wyborów chociaż osobiście mam jak najgorsze wrażenia z działalności komisji wyborczej, ale ostatnio spotkałem się z potwierdzeniem moich przekonań w tym względzie.
A mianowicie mój wnuk który nie bierze udziału w wyborach gdyż prowadzi w „głuchej puszczy” leśną szkołę w ostatnich wyborach samorządowych znalazł się w Warszawie, miejscu stałego zameldowania i postanowił skorzystać z możliwości głosowania. Okazało się jednak że już ktoś za niego oddał głos. Najwyraźniej uznano że warto skorzystać z możliwości wyręczenia kogoś kto nagminnie nie uczestniczy w wyborach.
Nie wykluczam że jest to pewna praktyka, tylko co na to szacowny RKW?
Niezależnie jednak od oceny poziomu wiarygodności wyników wyborczych toczy się zacięta walka o stołki czy raczej fotele w różnego rodzaju ciałach elekcyjnych.
Najbardziej preferowane są te najwyżej płatne, a z tych bezkonkurencyjny jest PE.
Przy niskiej frekwencji wyborczej nie trzeba wielkiego wysiłku żeby takie wybory wygrać, a warto nie tylko ze względu na apanaże, ale też i łatwą możliwość wyrobienia sobie odpowiedniego rozgłosu zapewniającego kolejne kadencje w PE.
Nie musi się samemu coś publikować, wystarczy kilka populistycznych zdań bez jakiegokolwiek pokrycia.
W Polsce bowiem ciągle funkcjonuje następny spadek po PRL, a mianowicie przekonanie że władza wszystko może tylko rzadko chce.
Nie ważne jest to czy ma się coś istotnego do powiedzenia tylko czy się ma odpowiednie stanowisko.
Pod tym względem posada w UE jest znakomitą pozycją gdyż jak wiadomo to Unia wszystkim rządzi i każdy kto w niej ma jakiś urząd ma też i władzę.
Te wyobrażenia o władzy wyniesione z sowieckiego systemu ciągle jeszcze w Polsce mają wpływ na reakcję mas.
Stąd taka łatwość szermowania obietnicami: Wałęsa obiecywał każdemu po trzysta milionów, Kwaśniewski mieszkania i nikt nawet nie zastanawiał się czy urząd o który się ubiegali ma coś wspólnego z pieniędzmi czy mieszkaniami.
Ze względu na świadomie wyznaczoną dekoracyjną rolę PE właściwie powinno się zaniechać jakiegokolwiek udziału w tej z gruntu niepoważnej, a nawet obraźliwej dla Europejczyków imprezie.
Jest jednak pewna okoliczność usprawiedliwiająca zaangażowanie się w niej, jest nią podjęcie się misji obnażenia prawdy i możliwość przedstawienia programu zmiany oblicza zjednoczonej Europy w duchu prawdy i jej chrześcijańskiej kultury.
Jest ku temu okazja z racji ogłoszonego po raz pierwszy w historii polskiego uczestnictwa w UE programu zmian jej formuły.
Dokonał tego Jarosław Kaczyński udzielając wytycznych działania przedstawicieli PiS w PE co możemy potraktować jako ekspiację za dotychczasowe zaniechania.
Polska reprezentacja w dziele ratowania przed zgubnymi skutkami, a nawet groźbą zagłady Europy powinna podjąć się roli ogłoszenia na udostępnionym jej forum w postaci chociażby tego „parlamentu” – tego programu.
Miejmy nadzieję że obecne wybory, odbywane w atmosferze wstrząsów przechodzących przez poszczególne kraje unijne, pozwolą na taki dobór deputowanych, który umożliwi przynajmniej podjęcie rzetelnej debaty na temat przyszłości UE i całej Europy.
W przeciwnym przypadku pozostaje jedynie opuszczenie tego haniebnego towarzystwa.
Jest to dostatecznie poważny powód ażeby głosy wyborcze oddać wyłącznie na tych którzy są gotowi do wystąpienia w prawdzie i poniesienia wszelkich wynikających z tego konsekwencji.