Bez kategorii
Like

Po co nam blogosfera

28/11/2011
433 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Doznałem wczoraj olśnienia tyczącego się blogosfery.

0


 

Pojechałem wczoraj na spotkanie autorskie do Marek. To taka miejscowość w Warszawie, która udaje, że znajduje się pod miastem. Piszę to dla tych, którzy nie wiedzą. Pojechałem nieznaną drogą i bardzo się bałem, że nie trafię, jestem bowiem kierowcą niedzielnym korzystającym z utartych szlaków. Na spotkaniu, o dziwo, mnóstwo ludzi. Prawie trzydzieści osób, czyli tyle samo co na spotkaniu z agentem Tomkiem w tychże samych Markach jakiś czas wcześniej. A ja nie ma przecież do opowiedzenia takich rewelacji jak Tomasz Kaczmarek. Nie zamykałem się w jednym pomieszczeniu z butelką alkoholu i panią Marczuk i tą drugą, jak jej tam – posłanką Cielebąk. Nie mogę publiczności zaskoczyć jakąś pikantną sugestią, nie mogę mrugnąć w odpowiednim momencie ani opowiedzieć jakiegoś sympatycznego żartu. Mój serial idzie na żywo, w czasie rzeczywistym i wszystko tam jest śmiertelnie poważne. Bo i jakie ma niby być. Trochę się bałem jak to będzie, choć było to już kolejne spotkanie z czytelnikami, ale zawsze jakoś tak jest, że kiedy staję przed ludźmi i mam mówić coś otwiera mi się w głowie, spływa na mnie jakaś jasność i doznaję serii objawień, które przypominają małe, ale silne eksplozje. I potem już wszystko leci z górki. Wczoraj gadałem do ludzi dwie i pół godziny bez przerwy właściwie. A potem jeszcze godzinę z tymi, którzy zatrzymali się przy straganiku z książkami i chcieli bym im te zakupione książki podpisał. Było fajnie. I nie piszcie mi tutaj, że to psychoza. I tak nie uwierzę.

 

Najważniejsze jest jednak to, że doznałem wczoraj olśnienia tyczącego się blogosfery. Dowiedziałem się mianowicie, gdzieś tam z góry to na mnie spłynęło, po co jest blogosfera. Otóż ona jest po to, żeby była komunikacja. Jeśli ktoś nie rozumie, wyjaśniam. Nasz kłopot polega na tym, że coraz bardziej ograniczamy pole swojej aktywności i coraz bardziej ograniczamy kategorie komunikatów, którymi się posługujemy. Idzie to bardzo szybko i niedługo – myślę – zostanie nam już tylko jeden rodzaj komunikacji – coś w rodzaju wymiany zdań nad umywalką – łumułeś się? Łumułem. I tyle.

 

W kierunku tym pchają nas właściwie wszyscy. Nasi i nie nasi, wszyscy, z intencją dobrą i złą, ale wszyscy solidarnie. Bo wszystkim się zdaje, że w tym ograniczeniu jest jakiś walor, jakaś jakość. Ja uważam, że jest to z ich strony albo strategia, albo obłęd. Strategię mają oni, nasi zaś są dotknięci obłędem. Zacznę od naszych. Profesor Zybertowicz zapodał gdzieś – ja to celowo piszę w ten sposób, bo inny tu nie pasuje – że w tak zwanej ostateczności nasi będą przyjeżdżać do prywatnych domówi i mieszkań żeby wykładać zebranym tam ludziom różne mądrości. To jest idea szlachetna na pozór, ale w istocie swej zgubna i kretyńska. Jeśli pozwolimy się zamknąć w domach i tam będziemy wysłuchiwać jakichś mądrości to koniec. Już z tego nie wyjedziemy, już się nie podniesiemy. Zważywszy na poziom frustracji w narodzie, niepewności, która tych biednych ludzi dręczy, zważywszy na kompleksy, którymi oni sami się co dnia torturują, na rozpaczliwe i niepotrzebne poszukiwanie akceptacji, pomysł ten jest zabójczy. Skończy się jakimś rabinicznym terrorem wybrańców, którzy zaczną dyscyplinować publiczność na różne sposoby ku uciesze „onych”. To głupota i zło w czystej postaci. Tak nie wolno.

 

Dla systemu ograniczanie naszej aktywności, ograniczenia naszego przekazu to creme de la creme. Korzyść największa i podstawowy benefit. Gdybyśmy jeszcze zechcieli sami pozamykać się w celach i dobrowolnie opodatkować byłoby wprost wspaniale.

 

Wszystko jest zbudowane tak, by komunikacja pozioma, komunikacja między ludźmi równymi i wolnymi ograniczona była do minimum. Miejscem gdzie taka komunikacja powinna się odbywać jest uniwersytet. Nie wiem jak tam teraz jest na tych uniwersytetach, ale za moich czasów o żadnej komunikacji mowy być nie mogło. Ponoć z tego powodu, że studenci byli za głupi, zbyt ograniczeni i nie źle wychowani. Być może dziś wszystko się zmieniło i jest dobrze. Nie wiem. Poza uniwersytetem sytuacja wygląda słabo. Mamy media, które są źródłem prawd objawionych i różnych mądrości zapadających w serca i głowy. Przekaz płynie z góry na dół. Na dole jest pochłaniany i przetwarzany. To są może oczywistości, ale wielokrotnie przekonałem się, że w powtarzaniu oczywistości jest głęboki sens. I tak miało być, ale ktoś zaczął eksploatować blogosferę. W dodatku w sposób zupełnie na systemu niespodziewany i zaskakujący. Bo przecież blogi nie były wymyślone po to, by pisać na nich książki. To miało być coś do umieszczania krótkich komunikatów. Powtarzam – krótkich. To jest najważniejsze. Okazało się, że krótkie komunikaty nikogo nie interesują, a możliwość komentowania tekstu otwiera nieograniczone możliwości komunikacji o jakich w świecie mediów przedblogowych w ogóle się nie śniło. No i kłopot, lub jak mawiał Zygmunt Hajzer – Zonk. Trzeba było więc tę blogosferę jakoś opanować i wytresować. Proces ten możemy obserwować co dnia i co dnia możemy się nań wściekać. Bez sensu zupełnie. Trzeba bowiem wyjść poza blogosferę i to jest naturalna kolej rzeczy. Bloger jeśli myśli o swojej misji poważnie, nie może się ukrywać. Bloger, który się ukrywa, robi jakąś konspirację przyczynia się do zwycięstwa systemu. Uleganie ograniczeniom o sukces systemu. Wczoraj na spotkaniu w Markach zapytał mnie pewien pan, co myślę o roli internetu w komunikacji pomiędzy ludźmi. A ja już o tym prawie w ogóle nie myślę. Ja już myślę tylko o tym, żeby z Internetu wyjść, bo to jest – powtarzam – konieczność. Nie możemy dać się zamknąć w jednym miejscu. Obojętnie czy to będzie sieć, czy prywatne mieszkanie. To zguba.

 

Tak więc zapraszam wszystkich na spotkanie z blogerem coryllusem, które odbędzie się we Wrocławiu 3 grudnia, w sobotę, o godzinie 19.00 w Centralnym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego „Maciejówka”, Plac biskupa Nankera 17A. Książki moje, a także Pani Łyżeczki i Sosenki oraz wiersze Ojca Antoniego Rachmajdy można będzie również kupić w czasie targów książki we Wrocławiu, na stoisku numer 21. Cały czas także zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl Nie można niestety już kupić tam poezji ojca Rachmajdy, ale cała reszta jest jeszcze w sprzedaży.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758