Po miesiącu „dwutygodniowej” kwarantanny okazuje się, że jednak wirusa w najbliższym czasie nie zwalczymy i będziemy się musieli przyzwyczaić do „współżycia” z nim przez pewien czas, a być może już na zawsze.
Gdy przeszło miesiąc temu (13 marca) ogłoszono stan zagrożenia epidemicznego w Polsce i wprowadzono 14-to dniową kwarantannę dla wszystkich mieszkańców Polski zadałem na FB poniższe pytanie:
„A co będzie jeśli za 2 tygodnie wirus się nie wystraszy i nie zniknie?”
18 marca dodałem:
„A co będzie jak stan wyjątkowy (kwarantanna) będzie przedłużany na kolejne tygodnie, miesiące, lata, a mimo to wirus nie zniknie? Czy możliwe będzie utrzymywanie takiej sytuacji, czy wszystko pęknie i pójdzie na żywioł? I wtedy ci co przeżyją nie zreflektują się, że trzeba było tak od razu?”
Obecne kroki rządu polegające na stopniowym znoszeniu restrykcyjnych ograniczeń, mimo, że jak się przewiduje „szczyt zachorowań jeszcze przed nami”, świadczą, że przyjęta dla Polski strategia nie była optymalna.
Już wtedy należało nakazać noszenie maseczek w miejscach publicznych przez wszystkich, ze szczególnym naciskiem na osoby przekraczające granicę, które od razu powinny być kierowane na przymusową kwarantannę. Należało zatrzymać w domach jedynie emerytów i osoby zatrudnione w branży turystycznej wypłacając im zasiłki. Reszta powinna w miarę możliwości, zachowując narzucone standardy sanitarne starać się normalnie pracować.
Błędem było też ogłoszenie propagandowej akcji „Polacy wracajcie do kraju”, jakby Polska miałaby być z racji jakiegoś szczególnego uprzywilejowania ominięta przez k-wirusa. Wielu na skutek akcji prawdopodobnie wirusa właśnie do Polski przywiozło ze sobą.
Po miesiącu „dwutygodniowej” kwarantanny okazuje się, że jednak wirusa w najbliższym czasie nie zwalczymy i będziemy się musieli przyzwyczaić do „współżycia” z nim przez pewien czas, a być może już na zawsze.
Jak się prognozuje minimum zachorowań wystąpi w połowie maja (na wybory), by potem ponownie wzrosnąć.
To po co w takim razie zjedliśmy (i nadal konsumujemy) tę przysłowiową żabę? Jedyne wytłumaczenie, to to, że rząd chciał zyskać na czasie, aby móc zrobić zakup środków ochrony osobistej i dodatkowych respiratorów, żeby nie załamał się system szpitalny w Polsce.
Oczywiście można powiedzieć, że się teraz wymądrzam po fakcie, ale to w końcu rządowi, a nie mnie doradzają najtęższe (podobno) eksperckie umysły.
Janusz Żurek
Z urodzenia (1949) optymista, z wykształcenia inżynier elektryk (AGH), z zawodu elektronik, z poglądów liberalny (wolnościowy) konserwatysta.