Bez kategorii
Like

Planeta Ziemia – wielka wioska.

16/12/2012
572 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Najlepiej widać to z głubinki. We Francji z wioski Bugarach. W Ukrainie z masywu Glewacha.

0


 

Co przeżywają już teraz, w związku z oczekiwanym końcem świata, mieszkańcy maleńkiej wioski, położonej gdzieś tam w głębi Francji, wiem tylko z doniesień telewizyjnych, ale to, co przeżyli mieszkańcy Glewachy stało się i moim udziałem.

 

Jest 16 grudnia. Temperatura na termometrze wewnątrz domu już przekroczyła 15 stopni Celsjusza i … nie przestaje rosnąć. Pierwszy koniec świata już za mną.

 

A zaczęło się tak:

 

7 grudnia. Piątek.

 

Byłem w Kijowie. Po drodze zajechaliśmy do hipermarketu i zrobiliśmy podstawowe zakupy. Swoją uwagę skupiliśmy na wszystkim, tylko nie na produktach jedzenia.

 

8 grudnia. Sobota.

 

Gdy podsumowaliśmy piątkowe wydatki, to okazało się, że nie ma z czym jechać na bazar. Zaczął padać śnieg. Radocha była wielka, gdyż to pierwszy śnieg w tym roku. Radość radością, ale gdzieś tam przez głowę przeleciała myśl-ostrzeżenie: Uwaga! Nie zapominaj, że mieszkasz na zboczu jaru, a więc masz pod górkę do cywilizacji.

 

9 grudnia. Niedziela.

 

Nadal pada śnieg. Odkopaliśmy drogę do bramy. Pokrywa śnieżna ma już ok. 20 cm. Po chleb trzeba było przebijać się piechotą. Temperatura powietrza – umiarkowana.

 

10 grudnia. Poniedziałek.

 

Rano wyjazd do roboty. Śniegu już tak ok. 50 cm. Pod górkę pomogli nam wypychać samochód sąsiedzi. Do centralnej drogi (też nieodśnieżonej, ale przejechanej) mam gdzieś ok. 300 m. Przebiłem się. Śnieg nadal pada. Po drodze do domu kupiliśmy chleb.

 

11 grudnia. Wtorek.

 

Całą noc padał mokry śnieg. Rano (ok. 4 godz.) przystąpiliśmy do odkopywania naszej drogi. Sąsiedzi pomogli wypchnąć samochód i do roboty jakoć dojechaliśmy. Tego, co się robi na drogach nie można opisać. Skończyły się nam pieniądze. Ostatnie grosze wydaliśmy na paliwo. Jakimś cudem wróciliśmy do masywu, ale do domu nie dojechaliśmy. Napadało tyle mokrego śniegu, że samochód utknął przed dojazdem do brzegu jaru. Co było robić. Nie mieliśmy już sił go odkopywać. Porzuciłem go tam.

 

Wyłączyli nam prąd. We wszystkich innych domach to może i wydarzenie, ale u mnie to tragedia. System ogrzewania mam z wymuszoną cyrkulacją i brak prądu oznaczał, że jesteśmy bez odgrzewania.

 

12 grudnia. Środa.

 

Wczoraj skończyła się kasza (było tylko trochę kaszy gryczanej). Dzisiaj stwierdziliśmy, że mamy tylko jedną porcję makaronu. Temperatura w domu na rano wynosiła 17 stopni. Siedzimy bez światła. Telewizor i radio zastąpiła nam wnuczka. Zawsze dużo gadała, ale teraz … Oggi i kukarachi razem wzięte.

 

13 grudnia. Czwartek.

 

Światła nadal nie ma. Skończyły się jajka. Odkopaliśmy samochód i zjechałem w jar, żeby dokonać zwrotu. W trakcie tego manewru skończyła się benzyna i wyczerpał się akumulator. Porzuciłem auto na skrzyżowaniu blokując je całkowicie. Temperatura wieczorem w domu osiągnęła 14 stopni. Wspomniałem 1981 r. A jak miałem go nie wspomnieć, gdy w domu skończyła się kawa.

 

Zrozumiałem, że Majowie pomylili się tylko o nieszczęsny tydzień

 

14 grudnia. Piątek

 

Mróz się usilił, co od razu odbiło się na temperaturze w domu. Rano osiągnęliśmy rekordowo niską temperaturę – 7 stopni Celsjusza. Humor nas nie opuszcza. Wnuczka gada jak najęta. Nareszcie dowiedziałem się ile ona wie o Wszechświecie, Kosmosie, gwiazdach, planetach, planecie Ziemia, przyrodzie, florze i faunie, morzach i oceanach, stolicach różnych krajów, nasiekomych, drakonach, dinozaurach, i wielu, wielu innych mądrych rzeczach.

Teraz wiem, że kupowanie odpowiedniego repertuaru filmów rysunkowych zdało egzamin.

 

Największy szok przeżyłem jednak wtedy, gdy moja 5-cio letnia wnuczka wzięła specjalny zeszyt do nauki matematyki w I klasie szkoły podstawowej i zaczęła w nim rozwiązywać przykłady. To była jej samodzielna inicjatywa!!!

 

15 grudnia. Sobota.

 

Temperatura w domu ustabilizowała się na poziomie 6 stopni. Dziewczyny poszły już drugi dzień piechotą do pracy – 12 km w jedną stronę. Jak zwykle zostaliśmy w domu sami z wnuczką. Co ona robiła? – pytacie. Jak zwykle MATEMATYKĘ. Co ciekawe, ona otwiera książkę-zeszyt na dowolnej stronie i … nie zwracając uwagi na potencjalną skalę trudności (ona chyba jeszcze tego nie rozumie), rozwiązuje je jakby jadła świeże bułeczki.

 

Właściel firmy, w której pracują moje dziewczyny kupił mi wczoraj akumulator, ale dziewczyny musiały go przynieść do domu w rękach i piechotą. Przy okazji dokupiły kilka litrów benzyny. Obłęd.

 

16 grudnia. Niedziela.

 

Gdy ok. 11.00 na drodze przed moim autem, blokującym do tej pory skrzyżowanie, pojawił się wielki Jeep i kierowca bez specjalnego proszenia zgodził się pomóc mi je uruchomić (odpalić mój silnik z jego akumulatora przy pracującym jego silniku), zrozumiałem, że i na mojej ulicy będą jeszcze świecić fonary. Wjechałem na swoje terytorium i wielki kamień spadł mi z serca.

O godz. 12 włączyli światło, ale po godzinie ono znowu gdzieś przepadło. Gdy o 14.00 sąsiadka przyniosła mi moją kawę bez kofeiny – zrozumiałem, że na koniec świata przyjdzie mi czekać tyle samo, co mieszkańcom wioski Bugarach, we Francji.

 

O 17.30 dali światło. Jest godzina 22.24 w/g kijowskiego czasu. Termometr pokazuje już 18 stopni. Życie będzie trwać nadal. Wnuczka na koniec obejrzała swój ulubiony film rysunkowy "Ogii i kukarachi" (Koty i tarakany).

 

Dzisiaj pierwszy koniec świata zakończył się. Jutro będę próbował zdobyć Ewerest, czyli będę starał się wyjechać z zaśnieżonego jaru.

 

Nie wiem jak wam, ale mnie 21.12 już nie straszny.

0

waldemar.m http:/electrino.pl

Fizyka dla tych, którzy chca zrozumiec! Polityka dla tych, którzy zrozumieli!

356 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758