PJN jako polityczny hipster? Ogrom odpowiedzialności
05/07/2012
428 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Zaczynam się bać – czegokolwiek dotkną się bowiem politycy PJN, staje się to nagle modne: polityka rodzinna, polityka wschodnia… Co jeszcze?
Podobno w najnowszym wydaniu "Polityki" Donald Tusk zapowiedział, że priorytetem jego rządu będzie dbałość o polską rodzinę. I chwała mu za to. Można by nawet powiedzieć: "lepiej późno, niż wcale", bo jakoś przez pięć lat sprawowania władzy ta tematyka nie za bardzo go zajmowała. Gdybyśmy chcieli być złośliwymi (a przecież nie chcemy), to moglibyśmy nawet skonstatować, że ten spóźniony refleks dotyczy także Prawa i Sprawiedliwości – dopiero w czasie ostatniej kampanii wyborczej partia ta zaczęła mówić na serio o polityce rodzinnej. Jako PJN obserwowaliśmy to z niejakim rozbawieniem – jak zaraz po naszej konferencji w tej materii, Jarosław Kaczyński urządził na Nowogrodzkiej regularny żłobek. Ostatnio zresztą, by wyczerpać już dawkę złośliwości, również Solidarna Polska zaczęła mówić o konieczności zajęcia się tematyką polityki rodzinnej. I muszę przyznać, że PJN jest z tego dumny – udało się nam na trwałe wrzucić do debaty publicznej tę problematykę i na stałe ją umieścić w centrum polskiej polityki. Dlatego cieszy nas ostatnia deklaracja premiera, tak jak cieszyło nas wcześniejsze zainteresowanie polityką rodzinną prezesa, a ostatnio liderów SPZZ.
Ostatnio nawet z Pawłem Kowalem żartowaliśmy, że nie tylko tematyka rodzinna stała się politycznie sexy – sexy stała się także polityka wschodnia. Dziś każdy chce się w tej materii wypowiadać (nawet nie mając o tym bladego pojęcia). Wiem o czym mówię, bo Kowal zajmuje się tym wschodnim wymiarem polityki zagranicznej od wielu lat i nigdy nie czuł, że zajmuje się czymś nośnym politycznie, a ja od trzech lat w PE pracuję zwłaszcza w tematyce białoruskiej i rosyjskiej i także nie miałem wrażenia, że to kogokolwiek obchodzi. Aż do ostatnich miesięcy – nagle namnożyło się speców i fachowców od Wschodu i dalejże – perorować o polityce jagiellońskiej, o Armenii, Gruzji, Tymoszenko i Lukaszence. Na twitterze Łukasz Mężyk żartował nawet, że Kowal jest prawdziwym hipsterem, bo zajmował się tym wcześniej, niż było to modne. Dzisiaj już każda poremba chce w tym pogmerać swoimi nieporadnymi paluchami.
Zaczynam się bać – czegokolwiek dotkną się bowiem politycy PJN, staje się to nagle modne: polityka rodzinna, polityka wschodnia… Co jeszcze? Ogromna ciąży na nas odpowiedzialność – bowiem jeśli zajmiemy się czymś nowym, to niechybnie stanie się to za rok czy dwa politycznie nośne i wyborczo sexy. Muszę to rozważyć, wybierając się w sobotę na randkę do Krakowa – nie chciałbym, żeby osoba, z którą się spotykam, stała się za pół roku tematem ogólnopolskiej dyskusji i politycznych debat. No i Kowal też niech uważa – jeśli zajmie się po raz kolejny (piąty już, jeśli dobrze liczę) płodzeniem swojej progenitury, może się okazać, że za 20 lat będziemy mieli w Polsce boom demograficzny i problem z przeludnieniem. Jedno jest pewne – powinniśmy z Kowalem bardzo uważać na to, co będziemy robili w sobotę wieczorem.