„Ile wywiadówek w tym nieszczęśliwym kraju poświęconych zostało poszukiwaniom remedium na agresję, rozkojarzenie i tumiwisizm u dzieci? I jakoś nikt nigdy, żeby nie wiem ile miał magisterek i doktoratów jakoś nie wpada na pomysł, żeby pozwolić uczniom po po prostu pohasać w przerwach lekcyjnych po podwórzu. Jak uczniowie mają nie być przydymieni lub drażliwi, kiedy wszystkie przerwy spędzają na korytarzu? Co chwilę przymuszani przez oficera prowadzącego… to jest nauczyciela dyżurnego, do stania lub siedzenia w bezruchu. Wszystko w atmosferze ogłupiającego harmidru nie do wytrzymania. Wszystko w atmosferze fermentacji beztlenowej. Czy wiecie jak wygląda dziś szkolny korytarz w czasie przerwy? To jest po prostu horror!” – „Pederastka na placu zabaw dla dzieci”
http://kontrowersje.net/pederastka_na_placu_zabaw_dla_dzieci_0
Po publikacji mojego wyżej cytowanego artykułu, po części dotyczącego przyczyn niespodziewanego wzrostu frustracji i poziomu agresji u dzieci w polskim szkolnictwie ostatnich lat, napisała do mnie młoda nauczycielka… Taka współczesna „Siłaczka”:
„Podpisuję się obiema rękami pod postulatem pozwolenia dzieciom na wybieganie się, wyszalenie itp. Ale to nie jest takie proste. Jestem początkującą nauczycielką i do głowy mi nie przyszło, że można dzieciakom zabraniać biegania po korytarzu czy grania w piłkę na hali. Ale okazało się, że tak właśnie trzeba i ja też muszę to robić, bo inaczej narażam się na naganę.”
Jak widzimy współczesne „siłaczki” mają jeszcze sporo zdrowego rozsądku, ale niestety z egzekucją tego rozsądku w środowisku jest już gorzej, odwaga cywilna jest u nich w daleko posuniętym regresie, a ideały dość już łatwo ustępują miejsca tzw brutalnej rzeczywistości.
Gdyby moja komentatorka na tym poprzestała, może bym jej uwierzył i pokiwał głową z filozoficzną zadumą charakterystyczną dla ludzi nie mających żadnego wpływu na obserwowaną rzeczywistość. Niestety ona postanowiła przekonywać mnie dalej:
„Ale przypuśćmy, że pani dyrektor dochodzi do podobnego wniosku, co Pan, i postanawia pozwolić dzieciom pohasać. Nie daj Boże, żeby któreś dziecko się wtedy przewróciło i nabiło sobie guza czy obtarło kolanko! Można być niemal pewnym, że zbulwersowani rodzice natychmiast wtargną do szkoły, narobią rabanu, bo jak to tak można nie dbać o ich dzieci! Zbiera się więc komisja dyscyplinarna i dyrektorka, która pozwoliła dzieciom biegać może stracić prawo do wykonywania zawodu, bo jak wiedzą wszyscy nauczyciele w sytuacji konfliktowej to uczeń i rodzic jest na wygranej pozycji.
Podsumowując, ma Pan zupełną rację co do sposobu wychowywania dzieci, ale proszę nie zakładać, że to wina nauczyciela dyżurującego, czy dyrektora. Prawda jest taka, że to nie głupota czy wygoda każe nauczycielom zachowywać się tak, a nie inaczej. To po prostu obawa przed nadopiekuńczymi rodzicami, którzy najchętniej trzymaliby dzieci pod pancernym kloszem (takich jest dziś zdecydowana większość, Pan jest wyjątkiem, proszę mi wierzyć), i przed odpowiedzialnością karną za niedopilnowanie dzieci.”
No proszę wybaczyć! Ale to już w żaden sposób nie pasuje do rzeczywistości! Albo jest pani oderwana od niej w stopniu całkowicie uniemożliwiającym jej rozumienie i obiektywne przewidywanie najbardziej oczywistych skutków, albo po prostu usiłuje pani zaczarować mnie najprymitywniejszą propagandą z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia? W pierwszym przypadku zderzy się pani prędzej czy później z nagą prawdą i dozna bolesnych obrażeń na duszy, a pewnie nawet i na własnym ciele… W drugim zawstydzi się pani czytając ten tekst bo za chwile rozbiję tę pani prymitywną demagogię w proch.
Otóż. Po raz pierwsze słyszę by jakikolwiek dyrektor szkoły naprawdę obawiał się nieprzyjemności ze strony rodziców. Owszem niektórzy rytualnie mogą wygłaszać od czasu do czasu takie deklaracje. Zawsze jednak robią to z lekkim przymrużeniem oka. Niech się pani przyjrzy przy najbliższej okazji. Tak naprawdę większość dyrektorów szkół, ma rodziców „w głębokim poważaniu”, gardzi nimi, uważa za zbędny balast, lub co najwyżej za bandę baranów nadających się tylko do ostrzyżenia lub najczarniejszej roboty. Rodzice przydają się tylko do zrzucania odpowiedzialność za wszelkie niedostatki dzieci. Dziecko nie umie czytać? Nie zna tabliczki mnożenia? Ma kłopoty z wysławianiem się? Jest to winą domu rodzinnego! Na pewno panuje w takim domu jakaś straszna patologia. Może nawet „przemoc domowa”, nietolerancja pciowa, faszyzm, albo zła dieta? Chciałem jeszcze dopisać pedofilię, ale ostatnio zarzut pedofilii jakoś tak niepostrzeżenie usuwa się w cień. Pewnie dlatego, że został przez starszych i mądrzejszych zarezerwowany wyłącznie dla księży katolickich? I ewentualnie dla kolegów Hilarii Clintonowej, ale to z raczej pozytywną konotacją… Wicie rozumicie: pizza z cziiizem, hotdog, keczap i te sprawy.
A może z powodu, że już w następnym etapie, zgodnie z harmonogramem zaprojektowanym przez neomarksistów, zwanych dla niepoznaki genderystami, pedofilia miała zostać uznana za normę i zalegalizowana w tzw prawie stanowionym. Prezydent Obama poczynił w tym kierunku szereg ważnych przygotowań… Ale pani Clinton niestety uległa jakiemuś Trampkowi i trzeba będzie dłużej poczekać na nastanie genderowego raju.
No ale wróćmy do dyrektorów polskich szkół. Otóż nie musimy nikogo przekonywać, że stanowiska te związane są z układem politycznym w samorządach. Każdy dyrektor szkoły, dobry czy zły, jest nie do ruszenia jeśli tylko ma poparcie aktualnie panującego gangu politycznego, który go na tym stołku posadził. Rodzice mogą mu, oględnie mówiąc, skoczyć. Na poparcie swojego stanowiska mogę przytoczyć tysiące przykładów szczegółowych, ale równie dobrze może to uczynić każdy z was – czytelników. Pełno ich na każdym kroku, szkoda więc czasu i miejsca tutaj. W ostateczności, jak rodzic jest naprawdę upierdliwy nasyła się mu oprycha z MOPRu i odbiera dzieci, a jak dalej podskakuje to stawia mu się zarzut znieważenia funkcjonariusza i wtrąca do pierdla, albo psychuszki.
Oczywiście w dzisiejszej Polsce MOPRychów może na rodziców nasłać ktokolwiek, niekoniecznie dyrektor szkoły… Na przykład na moją rodzinę MOPR został nasłany przez… No cóż minęło trzy lata od tamtego czasu, a ja dalej nie wiem kto i po co tak naprawdę nasłał nam tych typów? Wciąż rywalizują ze sobą co najmniej cztery teorie. Jedna bardziej polityczna od drugiej… W jednej z nich przewija się co prawda karykaturalna postać dyrektora zdaje się jakiegoś gimnazjum z sąsiedniej gminy, ale występuje ona tu raczej jako beznadziejny pedagog i zły sąsiad. Szerzej zainteresowanych tematem odsyłam na mojego bloga: http://niepoprawni.pl/blogi/godny-ojciec
Każdy dyrektor szkoły i każdy kto chce nim w Polsce zostać wie, że po kolejnych wyborach samorządowych, gdy do władzy dojdzie nowa sitwa, zaraz potem przyjdzie też czas na wymianę dyrektorów szkół, gdyż wszystkie te stanowiska to łupy polityczne nie mające żadnego związku z fachowością, „dobrem dziecka”, prawidłowym wychowaniem, czy jakością edukacji narodowej. I na tym można by zakończyć temat. Niestety moja „Siłaczka” pisze dalej:
„Dziecko trzeba dziś wszelkimi sposobami chronić przed najmniejszym bólem, kontuzją, urazem, nawet za cenę tych podstawowych zasad higieny. Taka jest filozofia większości rodziców i osób odpowiedzialnych dziś za edukację. Niestety, moim zdaniem, to wynik feminizacji zawodu nauczyciela i przejęcia obowiązków ojca przez matki (kobiety są z reguły znacznie bardziej skłonne do trzymania dzieci na krótkiej smyczy, żeby się im coś przypadkiem nie stało).”
No i przyznam się, że w obliczu czegoś takiego ja wymiękam – istna pedofilia! Po prostu nie wiem jak się do tego odnieść…
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną
2 komentarz