W propagandzie od treści przekazu ważniejszy jest rezonans, jaki ona wywołuje. Można się długo zastanawiać nad przyczynami sondażowej ofensywy PiS. Jest ich kilka, ale jedna ma charakter osobliwy, choć zgodny z duchem współczesnych czasów.
W show-biznesie utarł się pogląd, jakoby Platforma Obywatelska dysponowała lepszym marketingiem politycznym niż partia Jarosława Kaczyńskiego. To opinia stereotypowa (już nieaktualna), i powierzchowna.
PiS lepiej odczytał signum temporis, wygrał wojnę o cyberprzestrzeń, zapanował nad blogosferą. Ten czynnik daje mu dziś przewagę i stwarza perspektywę na polityczne zwycięstwo.
Kolejne wybory będą się ogniskowały na mobilizacji tzw. grup niszowych. Skuteczny przekaz dotrze do tych środowisk nie za pośrednictwem mediów mainstreamowych (które będą emitowały narrację masową, ogólną, oficjalną) lecz różnego rodzaju ośrodków peryferyjnych – niskonakładowych gazet, małych portalików internetowych, czy różnego rodzaju lokalnych rozgłośni radiowych.
Żeby to wszystko precyzyjniej wyeksplikować: niszowe media posiadają większą zdolność indoktrynacyjną; partia popierana przez moje ulubione radio staje się moją partią. Na tym polega proces wtórnej sympatii.
Jest to gra obliczona na poszerzenie elektoratu, skierowana do środowisk nieco zdystansowanych do polityki. Z tego punktu widzenia, wszystkie opowieści o tzw. „szklanym suficie” społecznego poparcia dla PiS można włożyć między bajki. To kolejny stereotyp – taka granica w praktyce nie istnieje.
PiS przechytrzył swoich politycznych konkurentów, gdyż wszedł na obszary przez innych niedoceniane, które w przyszłości będą stanowiły jeden z najważniejszych elementów decydujących o politycznej sile. Taktyki realizowanej przez partię Jarosława Kaczyńskiego nie zauważyli też czołowi analitycy.
Tymczasem dywersyfikacja przekazu daje obecnie wyraźne rezultaty – jeden przekaz dla wyborców twardych (żelaznych), i wiele przekazów dla wszystkich pozostałych grup.
Na pozór PO posiada kontrolę nad najbardziej wpływowymi ośrodkami przekazu. Tego typu (błędne) wnioski wynikają z nieprecyzyjnego procesu poznawczego – w praktyce Platforma może liczyć na sympatię (już coraz mniejszą) czołowych mediów, ale nie dysponuje kontrolą nad nimi. Jak wiadomo, łaska profesjonalnych dziennikarzy na pstrym koniu jeździ – prędzej czy później wybiją się na niezależność albo zmienią mocodawcę.
Dla odróżnienia, PiS rozbudował infrastrukturę mediów niszowych i posiada nad nimi kontrolę. Za partią Jarosława Kaczyńskiego stoją setki małych, jednoosobowych portalików, niskonakładowych gazetek i nie wymagających koncesji telewizji, o których istnieniu powszechna świadomość społeczna nic albo niewiele wie.
Jest to typowe zajście przeciwnika od drugiej strony. PiS zbudował zdywersyfikowany, niszowy przemysł medialny. W ten sposób mobilizuje swój dotychczasowy elektorat i pozyskuje nowe grupy wyborców. Cały proces ma charakter oddolny – na górze jeszcze go nie widać albo widać słabo.
Kluczowe, w kontekście pragmatycznym, pytanie sprowadza się do kwestii: czy przekaz niszowy stanie się kiedyś jednolitym przekazem globalnym (ogólnokrajowym) (?); inaczej mówiąc, czy media niszowe będą w stanie konkurować z mainstreamowymi?
Jest to możliwe. Suma rezonansów przekazu zdywersyfikowanego, rozproszonego może się z czasem przerodzić w spójny, jednolity przekaz. Taka transformacja jest możliwa, i na to liczy PiS.
Poza tym, istotny jest jeszcze inny czynnik. Ośrodki mainstreamowe, o największym zasięgu, adresują swój przekaz do wszystkich, czyli w rezultacie do nikogo; media niszowe mają ściśle określony profil, trafiają do grup docelowych.
W tym punkcie można prowadzić rozważania, kto ma wyższą zdolność opiniotwórczą. Nie jest to wcale sprawa taka oczywista jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać. Siła oraz częstotliwość przekazu często idzie w parze z opiniotwórczością, ale nie zawsze. Media mainstreamowe informują (niejednokrotnie w sposób tendencyjny), jednak ich zdolność indoktrynacyjna jest mniejsza niż mediów niszowych.
Media niszowe lepiej wpasowały się w rolę „pudeł rezonansowych”; indoktrynują wąskie grupy docelowe, dlatego są w tym skuteczniejsze. Później cały proces ma się złożyć w jedną, spójną całość.
Wyobraźmy sobie rzekę do której rzucamy kamienie. Na początku trafiamy w oddzielne miejsca, wytwarzamy oddziaływanie lokalne i peryferyjne; jednak w pewnym momencie promienie fal przetną się i połączą.
Wbrew pozorom PiS realizuje przemyślaną taktykę propagandową. Nie nazwę jej ani wyrachowaną ani wytrawną ani subtelną, bo nie wiem czy taka jest; ale może okazać się skuteczna.
Partia Jarosława Kaczyńskiego natworzyła, w swojej strukturze i orbicie, wiele różnego rodzaju małych „pudeł rezonansowych”, których zadaniem jest modyfikowanie oficjalnego przekazu i dodawanie do niego czynnika indoktrynacyjnego.
Informacje największych w Polsce ośrodków medialnych są sortowane, a następnie w sposób wybiórczy umieszczane w procesie informacyjnym. Często źródłami informacji są z jednej strony Gazeta Wyborcza, TVN; a z drugiej, Gazeta Polska i Radio Maryja.
Media niszowe kontrolowane przez PiS działają wg dwóch zasad:
Podaj dalej, czyli powtórz informację wytworzoną przez np. Gazetę Polska, jednak w taki sposób aby nadać jej pozory zobiektywizowanej formy. W tym kontekście należy pamiętać, że każde powtórzenie będzie zwiększało domniemanie obiektywizmu. O tym właśnie fenomenie mówi goebbelsowska dewiza, że kłamstwo tysiąc razy powtarzane staje się prawdą.
Uwiarygodni czynnik indoktrynacyjny informacjami pochodzącymi z oficjalnego przekazu mediów mainstreamowych.
W tej grze nie chodzi o kontrolę nad przekazem pierwotnym (choć oczywiście też), ale o zapanowanie nad przekazem wtórnym, nad powtórzeniami, czyli nad rezonansem.
Istotne są też motywy.
Na pierwszy rzut oka aparat propagandowy PiS działa jak sekta (są tam obecni mistycy oraz wyznawcy), jednak w gruncie rzeczy decydujący jest inny element – osobom zarządzającym infrastrukturą rezonansu propagandowego przyświecają pobudki czysto biznesowe.
Przy okazji indoktrynacji można jeszcze dobrze zarobić.
Pasjonat filozofii, socjologii, i polityki. Absorbuje mnie cała sfera humanizmu. Politykę traktuję jako hobby, a nie sposób na robienie interesów. W przestrzeni politycznej rozróżniam trzy rodzaje aktywności: wędkarzy, rybaków, oraz kłusowników. Ja jestem wędkarzem! Uważam, że drogą polityki jest człowiek. Posiadam wyraziste liberalne poglądy. Jednak nie mylę liberalizmu z permisywizmem – liberalizm to filozofia ludzi wolnych i uczciwych, a nie hochsztaplerów. Opowiadam się za twórczą syntezą paradygmatu liberalnego i katolickiego. Kocham Polskę!!!