Pięć wniosków z wyboru Piechocińskiego
19/11/2012
526 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Kongres PSL był niewątpliwie wydarzeniem ważnym, a wybór Janusza Piechocińskiego na szefa Stronnictwa pokazuje kilka ważnych spraw. Oto one:
Po pierwsze, PSL to, obok PJN, najbardziej demokratyczna wewnętrznie partia. Właśnie kończę wydawać książkę o PSL (jestem jej redaktorem, a artykuły do niej popełnili tak znani i cenieni politolodzy, jak Rafał Matyja czy Jarosław Flis) i jest to jeden z najbardziej oczywistych wniosków. Tak, PSL to partia wewnętrznie spluralizowana i zdemokratyzowana. Nie sposób sobie wyobrazić, by na kongresie PiS czy PO wyniki wyborów szefa partii nie były znane na długo przed jego rozpoczęciem. A w PSL pokazują, że demokracja działa i ma się dobrze.
Po drugie, PSL to partia, która przeszła proces depersonalizacji: liderzy się zmieniali, a Stronnictwo trwało. Na początku szefem ludowców był Roman Bartoszcze, zastąpiony przez młodego działacza – Waldemara Pawlaka. On z kolei był zmieniony przez Jarosława Kalinowskiego i Janusza Wojciechowskiego, by powrócić na funkcję szefa partii. Dziś nowym liderem zostaje jeszcze ktoś inny. Przed tym procesem – czyli przed procesem depersonalizacji – stoją jeszcze PiS i PO. Na depersonalizację nie mają szansy SPZZ i RP, chociażby z tego powodu, że w swoich nazwach umieściły nazwiska swoich szefów. Na tym tle dobrze wypadają właśnie PSL, SLD i…PJN.
Po trzecie, wybór Piechocińskiego spowoduje ruch w polityce. Ruch, którego nam trochę brakowało. Samo Stronnictwo będzie ożywione wewnętrzną dyskusją, ale wczorajszy wybór wpłynie także na sytuację w koalicji, a nawet poza nią. Nowy szef ludowców może, jeśli będzie chciał, zmienić po trosze sytuację polityczną w kraju. Dużo wskazuje, że na dobre.
Po czwarte, poglądy Piechocińskiego, jego styl, doświadczenie, umiejętność poruszania się w świecie mediów, otwarta głowa, ale też twarda dupa (bo bez tego nie udałoby mu się wygrać wyborów w PSL) mogą spowodować, że stanie się on osobą, od której zmieni się nie tylko samo PSL, ale także scena partyjna. Od lat ideolodzy Stronnictwa marzyli, by stało się ono czymś więcej, niż związkiem zawodowym mieszkańców wsi. By było nowoczesną partią chadecką – osadzoną na wartościach chrześcijańskich, ale nie bojącą się nowoczesności i współczesności. Na początku lat 90-tych takie wizje snuł Andrzej Micewski, ale i później nie brakowało ludzi, którzy chcieli stworzyć na bazie PSL formację zdolną nie tylko do bycia języczkiem u władzy prawicowych czy lewicowych rządów, ale by było ono podstawą do zbudowania szerszej platformy politycznej, zdolnej do decydowania o losach kraju i walczącej o dominację na scenie politycznej. Nigdy te plany nie wyszły poza sferę intelektualnych dywagacji, ale może osoba Piechocińskiego czyni je bardziej realnymi?
Po piąte, styl, słowa, osobowość, program i sposób bycia predestynuje nowego szefa PSL do bycia osobą, która może skanalizować i wykorzystać pragnienie coraz większej liczby Polaków do tego, by polityka przestała być konfliktem, jako to opisuje Ziemkiewicz, mafii z sektą (czyli naparzanki PO z PiS). By więcej było w niej rozmowy, a mniej wrzasków, więcej debaty, a mnie pyskówki, więcej argumentów, a mniej epitetów. Jako współtwórca i wiceprezes partii, która tego typu postulaty miała od początku wypisane na swoich sztandarach, życzę mu tego z całego serca. Nam idzie średnio kończenie wojny polsko – polskiej. Może Piechocińskiemu pójdzie lepiej. Oby.