People of good Shell
25/08/2011
372 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Po latach procesów i protestów naftowy gigant jest bliski wycofania się z zatrutej delty Nigru. Artykuł o historii wyrządzonych tam szkód i krzywd
Rebelia ludu Ogoni w 1993 roku zwróciła uwagę światowej opinii publicznej na bezkarne poczynania naftowego giganta Royal Dutch Shell w bagnistej delcie Nigru w zachodniej Afryce. Są tam największe pola naftowe na tym kontynencie, do których koncern uzyskał prawa od skorumpowanych władz Nigerii i korzystał z nich zalewając zrzutami i wyciekami tereny zamieszkałe przez pół miliona ludzi z rolniczo-rybackiego plemienia Ogoni. Aby ułatwić Shellowi prace, władze siłą przesiedliły ok. 80.000 ludzi, kilkadziesiąt wsi zlikwidowano a najbardziej opornych uciszono na zawsze. Aby pozbawić plemię prawa do wnoszenia protestów w przyszłości, wykreślono je po prostu z listy historycznych ludów Delty twierdząc, że jest obce etnicznie i językowo, a na zamieszkiwane obecnie tereny przybyło stosunkowo niedawno i nielegalnie. Dalsze protesty Ogonich dotyczyły więc już tylko skażenia środowiska, które uniemożliwiało ludziom połowy, uprawy i bezpieczne życie. W delcie wymarły ryby i ptaki, zginęły zarośla namorzynowe, woda pitna zmieszała się z ropą, a uprawiane w ziemi bulwy wydają mniejszy plon i nabrały obrzydliwego smaku.
Dziś, po blisko 20 latach ogłoszony właśnie raport komisji ONZ przyznaje, że oczyszczenie terenów Ogonilandu, jak mimo wszystko nazywa się Deltę przynajmniej od XIX wieku, z grubego kożucha czarnej mazi zajmie conajmniej jeszcze 30 lat i będzie kosztować minimum miliard dolarów. Raport stwierdza, że część wiosek Ogonich nadal pije wodę zawierającą 900 razy więcej rakotwórczych związków benzenu niż dopuszcza norma WHO i to również na terenach, co do których zarówno Shell jak i zastępująca ten koncern największa nigeryjska firma wydobywcza NNPC twierdziły, że są już należycie oczyszczone i chronione. Eksperci z ONZ stwierdzili ponadto, że duża część obecnych instalacji wydobywczych i infrastruktury przesyłowej nadal nie spełnia elementarnych warunków bezpieczeństwa i w każdej chwili zagraża następnymi awariami i wyciekami ropy.
Shell wycofał się z części delty w następstwie międzynarodowego nacisku organizacji ekologicznych i akcji humanitarnej podjętej dzięki Ruchowi na Rzecz Przetrwania Ludu Ogoni (MOSOP), założonemu przez nigeryjskiego pisarza nazwiskiem Ken Saro-Wiwa. Samemu pisarzowi nie wyszło to na zdrowie. Rządząca wtedy Nigerią junta wojskowa dowodzona przez gen. Sani Abaszę zorganizowała ekspedycję do Delty Nigru, spacyfikowała 27 zbuntowanych wsi Ogonich, zabiła ok. 2000 osób, a pisarza i ośmiu wodzów plemienia stojących na czele rebelii pojmała, pośpiesznie osądziła przez trybunał wojskowy i publicznie powiesiła dla odstraszającego przykładu. Ken Saro-Wiwa musiał patrzeć na śmierć wszystkich swoich towarzyszy, bo został powieszony jako ostatni. To zbiorowe morderstwo sądowe spowodowało dość obłudny trzyletni bojkot Nigerii ze strony Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, ale żadnych sankcji wobec głównie brytyjskiego przecież koncernu. Shell nie przyznał się ani do współpracy z tą akcją, ani do zamówienia rozwiązania siłowego, dzięki któremu pozostał w delcie na największych polach naftowych w Afryce. Mimo to, kiedy takie oskarżenie przeciw firmie sformułował przebywający na emigracji syn Saro-Wiwy i wniósł sprawę do sądu w Nowym Jorku, w przeddzień rozprawy Shell zgodził się zapłacić w ramach ugody pozasądowej 9,6 mln $ odszkodowania dla rodzin powieszonych przywódców rebelii. W uzasadnieniu tej decyzji władze Shella napisały, że czynią to bez poczucia winy, a raczej niejako charytatywnie i gwoli pojednania stron, jako „ludzie dobrej woli” (people of good will)
Nacisk prawny na Shella trwa. W następstwie dobrze udokumentowanego raportu ONZ naftowy gigant po raz pierwszy zmuszony był przyznać, i to tym razem już w ramach postępowania przed sądem brytyjskim (z powództwa Greenpeace), że odpowiada przynajmniej za dwa wielkie wycieki na szybach niezabezpieczonych na terenie Delty. Szykuje się więc kolejne odszkodowanie. Jak dotąd Shell wypłacił zaledwie 1,7 mln $ wsiom najbardziej poszkodowanym. Wszystko wskazuje na to, że koncern zmęczony i skompromitowany moralnie na tym terenie, zamierza wycofać się wreszcie z Delty, po 50 latach zmagań. Jest bliski sprzedaży czterech wielkich i nadal czynnych bloków wydobywczych, a prawdopodobnie też sieci rurociągów i urządzeń załadowczych. Syn Saro-Wiwy, prawnik, który dziś stoi na czele MOSOP, nauczony przez lata przykrych doświadczeń, pozostaje nieufny i zauważa: „Może to oznaczać, że Shell odetnie się od dalszych roszczeń, a nas zatruwać będzie dalej po prostu ktoś inny”.
Bogusław Jeznach