Pendolino bez pendolino.
25/05/2011
420 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
to nie jest śmieszne
Jeśli kiedykolwiek ktoś z Czytelników miał okazję wziąć do ręki skrzypce, to mógł (z trudem wprawdzie) zobaczyć wewnątrz instrumentu mały, drewniany i stojący prostopadle kołeczek.
Ten kawałeczek drewna nazywa się dusza i nazywa się tak nie bez przyczyny:
bez niego, skrzypce przestają być skrzypcami, a stają się jakimś podziurawionym pudłem, wydającym paskudne dźwięki.
Ponieważ posłużyłem się przykładem dla większości Czytelników abstrakcyjnym , podrzucę jeszcze jeden, bardziej , jak sądzę zrozumiały:
każdy, kto choć raz spróbował piwa bezalkoholowego, wie, ze piwo bez alkoholu smakuje jak woda po mopie, choć w kultowej, a wymyślonej przez Marka Bimera
, zidentyfikowane zostały ewidentne zalety tego trunku.
Skrzypce bez duszy, piwo bez alkoholu, to jednak detal.
Sztuką jest kupić dla PKP Pendolino bez pendolino.
„Pendolino ( z włoskiego Pendolino – "Wahadełko"), jest włoską rodziną pociągów z wagonami z wychylnym nadwoziem.
Poprzez wychylanie nadwozia, pociąg jest w stanie pokonywać z większą prędkością łuki zaprojektowane dla wolniejszych pociągów, bezpiecznie i nie powodując dyskomfortu pasażerów.”
O koncepcji kupienia Pendolino, wykastrowanego (moda u nas taka) z mechanizmu powodującego wychylenie nadwozia, dowiedziałem się z dzisiejszych Sygnałów dnia, a dokładniej, z rozmowy z prominentnym posłem rządzącej partii (PSL), Panem Piechocińskim.
Sytuacja jest tak absurdalną, że aż sobie audycję tę odsłuchałem raz jeszcze i dalej nie znam odpowiedzi na pytanie dlaczego ?
Bo przecież nie z przyczyn oszczędnościowych – każdy przytomny człowiek wie, że towar z wyposażeniem seryjnym (Pendolino z pendolino), jest tańszy, niż robiony na specjalne zamówienie (Pendolino bez pendolino).
Czyli dopłacimy za to tylko, że nie będziemy bujani.
Gdyby z tym niebujaniem chodziło o informację rządu na temat rzeczywistego stanu polskiej gospodarki – może bym i nie pyszczył, ale tu raczej jakimiś dziwnymi piruetami pachnie.
I nagle, skojarzyłem niedzielne śniadanie u Pani Moniki Olejnik, podczas którego, prominentny polityk partii rządzącej (PSL), Pan Stanisław Żelichowski, krotochwilnie (kto nie wierzy, proponuję odsłuchać) spuentował fakt, że Rząd skontrolował w ciągu ostatnich miesięcy bilingi ponad 1 000 000 (miliona) obywateli.
A dlatego tylu, bo, używając skrótu myślowego, zgody są dawane spod dużego palca, jako, że większość wniosków wpływa do Sądów w piątek, a wtedy sędziowie już dawno przy grillu i piwku, a dyżurny asesor (to taki mniej ważny urzędnik sądowy), któremu też się na weekendowy wypad spieszy, klepie wszystko jak leci.
No, pomijając fakt odkrycia przez Pana Żelichowskiego innej twarzy polskich sędziów, z audycji tej morał dla wszystkich uważnych czytelników jest oczywisty:
w kraju w którym kontroluje się rozmowy telefoniczne miliona (oficjalnie – bo nieoficjalnie…) obywateli, lepiej się nie wychylać.
I zalecenie to, najwyraźniej dotyczy także Pendolino.