Tuż przed Sylwestrem 1989 r. otrzymaliśmy prezent – ustawa o zmianie Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w art. 1 oprócz zmiany nazwy państwa na obecną wprowadziła nową zasadę – oto Rzeczpospolita stała się „demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
I tak mniej więcej w ustawie konstytucyjnej stoi do tej pory…
1.
Scheda prawna, jaką II Rzeczpospolita otrzymała po zaborcach, była zróżnicowana co najmniej tak samo, jak poszczególne mocarstwa różniły się od siebie. Ziemie, scalone po przeszło wiekowym rozdarciu, należały do trzech różnych systemów prawnych. Ba, żeby tylko do trzech… Przecież na obszarze należącym ongiś do Cesarstwa Habsburgów prócz prawa austriackiego (kodeks cywilny austriacki ABGB) na części ziem (Spisz i Orawa) obowiązywało prawo węgierskie. Na ziemiach wchodzących w skład tzw. Królestwa Polskiego – rosyjskie, a tam, gdzie ongiś była Litwa, stosunki cywilne normował Kodeks Napoleona.
Niemieckie ziemie, wiadomo, kodeks cywilny niemiecki (BGB).
Wystarczy? Komplikacje na co dzień były takie, że np. jadący automobilem z Krakowa do Warszawy samochodem w 1919 roku po drodze zmieniał ruch z lewo- na prawostronny.
Tak, bo ziemie Austro – Węgier obowiązywały te same zasady, co dzisiejszą Anglię. Jak ktoś nie wierzy, to niech sprawdzi, po której stronie była umieszczona kierownica w samochodach czechosłowackich m-ki Skoda.
Jeszcze w 1938 roku!
Trzeba jednak pamiętać, że jedną z najważniejszych cech, jakie ówcześni wiązali z prawem, była jego stabilność.
Trwałość.
Aż do końca II RP poza prawem karnym, handlowym oraz wekslowym i czekowym brak było wspólnych regulacji prawnych dla ziem wszystkich trzech zaborów.
Prace komisji kodyfikacyjnych jednak trwały, choć prawo dla obszarów RP zmieniono (ujednolicono) dopiero po wojnie, pod koniec 1946 roku, uchylając m.in. na obszarze obowiązywania prawa austriackiego reskrypt cesarski z… 1799 roku!
2.
Dwudziestolecie międzywojenne to okres, w którym idea państwa prawa, państwa prawnego, przebijała się coraz mocniej do świadomości coraz szerszej grupy ludzi.
Bo, jak twierdził Wacław Komarnicki (późniejszy profesor Uniwersytetu Stefana Batorego, minister sprawiedliwości rządu RP na wychodźstwie): „…panowanie prawa – to naczelny postulat, conditio sine qua non, być albo nie być państwa polskiego”.
W tym samym1928 roku pisał Antoni Pieretiatkowicz: „…domagano się panowania prawa oraz odpowiedzialności przedstawicieli władzy państwowej, gdyby to prawo naruszyli. Był to postulat państwa praworządnego, opartego na podziale władz.”
3.
Kilka lat później Czesław Znamierowski: „Jeżeli prawa zasadnicze dokładnie ograniczają działanie wszystkich władz państwowych lub normują, co najmniej, ogólnie, że prawa zwykłe ustanowią granice ścisłe odpowiedzialności władz, wówczas mówimy, że państwo jest praworządne. W takim państwie wszelkie działanie władz musi mieć swe uzasadnienie w jakiejś normie prawnej.”
Henryk (Rozmaryn) Rosmarin tuż przed wybuchem II wojny światowej pisał: „Postulat nowoczesnego państwa praworządnego sięga dalej niż wymóg dla aktów ograniczenia wolności i własności, i niż zasada, że administracja nie może przekraczać szranek zakreślonych jej przez ustawę. Wszelka działalność administracji wymaga nie tylko oparcia na podstawie prawnej, ale oparcia specjalnie kwalifikowanego: na ustawie.”
Brzmi znajomo, prawda? Zupełnie jakby z lat 1990-tych, czy 200tych nawet.
4.
No dobrze, powie ktoś – państwo praworządne to przecież nie jest państwo prawne. Skoro używane są dwa różne pojęcia, to i ich denotacja (zakres) musi się różnić.
Nie do końca. Tak właśnie najczęściej przed wojną tłumaczono na polski niemiecki termin „Rechtsstaat””.
Dla porządku trzeba jednak zauważyć, że termin ten był czasem tłumaczony właśnie jako „państwo prawne” lub „praworządne”.
Cytowany już W. Komarnicki dużą wagę przykładał zarówno do trybunału konstytucyjnego, który winien zapobiegać wydawaniu ustaw sprzecznych z Konstytucją, jak i sądom administracyjnym.
5.
Okres powojenny, szczególnie po 1956 roku, to zalew publicystyki prawniczej, w której jak ognia unikano terminu państwo prawne, ale kładziono duży nacisk na podkreślanie „praworządności” często z dodatkiem ludowa bądź socjalistyczna, która to stoi w opozycji do praworządności „burżuazyjnej”.
6.
Powróćmy jednak w nasze czasy.
Art. 2 Konstytucji z 1997 roku, który określa dzisiejsza Polskę jako państwo prawne, stanowi dla Trybunału Konstytucyjnego częste narzędzie, służące kwestionowaniu istniejących rozwiązań prawnych.
Zanim jednak spróbujemy określić denotację tego pojęcia znowu nieco historii.
7.
Po raz pierwszy pojęcie Rechtsstaat pojawiło się w języku niemieckim ponad 200 lat temu. Ba, nie brakuje głosów, że jest ono pojęciem czysto niemieckim, stanowiącym dorobek kultury tego państwa i narodu.
U zarania było ono określane poprzez negację – państwo prawne nie było państwem patriarchalnym, policyjnym, teokratycznym, absolutnym, dyktatorskim, totalitarnym etc.
W XIX wieku uznawano najczęściej, że za pomocą instrumentów prawnych (ustaw i wydanych na ich podstawie rozporządzeń) powinno ono określać granice swojego imperium (działania i władzy) oraz zapewnić obszar wolności obywateli. Aktywność takiego państwa nie powinna wymuszać akceptacji postaw moralnych inaczej, niż tylko za pomocą ustaw.
Głównym, a nawet jedynym, wyznacznikiem jest bowiem sposób realizacji celów państwa. One same natomiast dla uznania za państwo prawne są obojętne.
Przede wszystkim uznawano, że tylko unormowania prawne, a nie wola rządzących, rozstrzyga o zakresie obowiązków obywateli.
8.
A co dzisiaj rozumiemy pod pojęciem państwo prawne?
Historycznie najstarsza jest definicja poprzez negacje.
Państwo prawne stanowi przeciwieństwo takiego, którego rząd dysponuje szeroką, nie określoną i pozbawioną kontroli władzą.
Jest zaprzeczeniem samowoli rządzących, arbitralności i dowolności władzy.
W państwie prawnym musi być spełniony postulat rządów prawa, jak angielski termin Rule the Law zwykło się oddawać w polskim tłumaczeniu.
9.
Jakie cechy winno spełniać państwo prawne?
Przede wszystkim obowiązujące w nim prawo musi być jasno i precyzyjnie sformułowane, precyzyjne, jawne dla obywateli (a więc publikowane w odpowiedniej i dostępnej dla wszystkich formie). Istotne jest, żeby posiadało charakter generalny i abstrakcyjny.
Istotny jest również trójpodział władz, i niezawisłość sądów, podległych jedynie ustawom.
Same akty prawne powinny stanowić uporządkowaną hierarchię z konstytucją na czele oraz podlegać kontroli ich zgodności z aktami wyższej rangi (np. poprzez trybunał konstytucyjny). Każda władza publiczna może działać jedynie na podstawie istniejących przepisów prawa.
Samo prawo, najogólniej mówiąc, powinno być „dobre”.
Jeśli prawo nie spełnia tego postulatu, to nawet spełnienie pozostałych wymogów, nie czyni z danego państwa państwa prawnego.
Trzecia Rzesza nie może być uznana za państwo prawne.
10.
Co kryje się za pojęciem „dobre prawo”?
To przede wszystkim gwarancja wolności – osobistej, politycznej, gospodarczej.
To również prawo posiadania własnego majątku i jego ochrona przed arbitralnością osób trzecich.
Reguły państwa prawnego w ten sposób muszą normować stosunki państwo – obywatel, aby to pierwsze mogło ingerować jedynie na podstawie przepisu prawa.
Jest to postulat fundamentalny.
„Dobre prawo” ponadto musi zapewniać realizowanie praw człowieka.
11.
Powróćmy na chwilę do naszej Konstytucji. Otóż wedle art. 2 Polska jest demokratycznym państwem prawnym.
Autorzy naszej Konstytucji opowiedzieli się wyraźnie za będącą po drugiej wojnie światowej mniejszością, która to uznaje, że forma państwa (a więc np. demokracja) jest wyrazem określonych przekonań politycznych – idea państwa prawnego natomiast jest apolityczna. Obrazowo – państwo prawne nie wyklucza demokracji, ale nie jest ona elementem kluczowym do uznania państwa za prawne.
Większość (wg posiadanej przeze mnie wiedzy, rzecz jasna), uważa z kolei pojęcie państwo prawne i demokracja za nierozłączne.
Taki ogląd problemu szczególnie mocno zarysował się po doświadczeniach II wojny światowej (Jedynie demokracja może zapewnić realizację postulatów państwa prawnego – G. Radbruch – 1961).
Również i w warunkach polskich spotkać można było w tym czasie podobne twierdzenia. Pisał Andrzej Burda (m.in. autor podręczników z zakresu prawa konstytucyjnego w PRL): „zasada ludowładztwa i zasada praworządności są ze sobą ściśle powiązane” (1963).
Czy zatem demokratyczne państwo prawne nie jest przypadkiem określeniem typu masło maślane?
Hmm… Zależy to od teorii.
12.
Kolejny kwiatek teoretyczno-prawny.
Otóż zgodnie z cytowanym już art. 2 Polska … urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej!
Tzw. postulaty socjalne w istniejących modelach tzw. państwa prawnego nazywane są różnie. Mówi się np. o „socjalnym państwie prawnym”, „państwie dobrobytu” czy wreszcie o „państwie prawnym sprawiedliwości społecznej”.
Tymczasem wg Diagnozy społecznej od kilku lat powiększa się obszar biedy w Polsce. Już połowa z nas jest pod kreską.
To chyba jakieś dążenie do sytuacji z czasów PRL, kiedy wszyscy byliśmy mniej więcej tak samo biedni.
Czy tak wygląda realizowanie idei „państwa dobrobytu” przez obecną ekipę?
Przez pauperyzację społeczeństwa?
13.
Zaklinanie rzeczywistości albo myślenie życzeniowe to prawdopodobna przyczyna redakcji art. 2 Konstytucji.
Co rusz na portalu (i, niestety, nie tylko tu!) pojawia się tekst świadczący, że Polska nierządem stoi, jak mawiano w XVII i XVIII wieku.
Wyroki sądów w sprawach obywatel – państwo z zasady przyznają rację temu drugiemu i to często w oderwaniu od okoliczności.
Istnieje cały obszar, w którym ustawowo zezwolono organowi państwowemu na łamanie procedury.
To tzw. system ubezpieczeń społecznych, czyli największa machina biurokratyczna świata – Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Złamanie procedury nie jest powodem, dla którego decyzja mogłaby być uchylona. Nawet wtedy, gdy organ wydaje ją z pominięciem postępowania wyjaśniającego!
Obszar biedy jest coraz większy, a zamiast rządów prawa zbyt często mamy do czynienia z rządami lokalnej mafii.
Korupcja, nepotyzm oraz sprawiedliwość najczęściej już tylko obrzędowa…
Zamiast realizacji postulatów socjalnych mamy jedynie realizowanie postulatów lobby bankowo-windykacyjnego.
I trwające od lat przykręcanie śruby własnym obywatelom.
Jak mówił Józef Szwejk – w gruncie rzeczy tak idiotycznej monarchii jak nasza nie powinno być na świecie.
11.10 2013