Państwo peowskie, państwo pisowskie…
05/10/2015
1306 Wyświetlenia
8 Komentarze
9 minut czytania
Poniżej przedstawiam polityczną propozycję dla Polski. Ma to upodobnić ustrojowo Polskę do Szwajcarii, która jest spójnym militarnie państwem, ale podzielonym na autonomiczne kantony o duże samodzielności prawnej i politycznej.
Celem tej koncepcji jest zrealizowanie w Polsce libertariańskiej wizji głoszonej pod hasłem: „Tysiąc Liechtensteinów”. W zasadzie Liechtenstein można uznać za dodatkowy kanton Szwajcarii – jest formalnie niepodległy, ale jest pod militarną ochroną Szwajcarii.
Są też podobieństwa do Stanów Zjednoczonych – tam każdy stan jest w istocie osobnym, quasi-suwerennym państwem z osobnym prawem i administracją – ale pod wspólnym dowództwem militarnym. To, co prezentuję, to jakby połączenie ustroju Szwajcarii i USA z ustrojem ordynacji rodowych dawnej Rzeczpospolitej.
- Prezydent.
Będzie jeden prezydent całej Polski. Wybierany dokładnie tak samo jak dziś – w wyborach powszechnych co 5 lat. Tylko dostanie trochę więcej kompetencji. Stanie się premierem, który rządzi przy użyciu trzech ministerstw: obrony, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. Będzie głównodowodzącym armii, dowódcą służb specjalnych oraz szefem dyplomacji. Będzie takim wodzem naczelnym jak Piłsudski. Sam sobie dobierze trzech ministrów oraz powoła radę stanu, która będzie mu doradzać i razem będą tworzyć ogólnopaństwowe ustawy dotyczące finansowania tych trzech resortów. Wszystkie inne kompetencje, które ma dziś państwo, zostaną przeniesione na poziom polskich kantonów, które nazwijmy ordynacjami politycznymi na wzór dawnych
ordynacji rodowych.
- Ordynacje polityczne.
Pozostawiamy dzisiejszy podział administracyjny Polski na powiaty – likwidujemy szczeble wyższe, czyli województwa. Kodeks wyborczy zostawiamy taki jak dzisiaj, ale okręgiem wyborczym staje się powiat. Urządzamy wybory powszechne z listami partyjnymi tak jak dziś. Ale inaczej liczymy wyniki. Otóż oddajemy każdej partii ten powiat, w którym uzyska większość. Do parlamentu wchodzą tylko ci kandydaci z powiatu, którzy należą do partii, która w nim wygrała – reszta odpada. Trochę analogicznie do jednomandatowych okręgów wyborczych gdzie zwycięzca bierze wszystko. Ale nie mamy jednego parlamentu – mamy tyle parlamentów, ile jest partii, które wygrały w choć jednym powiecie. Każda z tych partii tworzy ordynację polityczną, rodzaj kantonu szwajcarskiego czy amerykańskiego stanu – okręg autonomiczny z własnym rządem i parlamentem. A więc ordynacja polityczna składa się z wielu powiatów, ale niekoniecznie spójnych terytorialnie, być może rozproszonych po całej Polsce. A może spójnych – to zależy od wyborców.
A więc będziemy mieli kilka niezależnych, autonomicznych, quasi-suwerennych państw partyjnych. Każda partia w swojej ordynacji, czyli w swoich powiatach, utworzy swój parlament i powoła swój rząd. Uchwali swoje ustawy zgodnie ze swoim programem i wybierze premiera i wszystkich ministrów, którzy są dziś – oczywiście oprócz tych prezydenckich. A więc będziemy mieli kilku premierów, kilka ministerstw rolnictwa, edukacji, kultury, transportu, przemysłu, pracy i polityki socjalnej etc. a nawet mieszkalnictwa, obuwnictwa, polityki żywieniowej czy do spraw gender – w każdej ordynacji mogą być inne ministerstwa. W jednej ordynacji politycznej w szkołach będzie religia, w drugiej nie będzie, w jednej wiek emerytalny będzie 65 lat, a w innej 67 lat, w jednej będzie kara śmierci, w pozostałych nie, w jednej budżet na kulturę będzie 1%, a w każdej następnej o 3% więcej, w jednej banki zostaną znacjonalizowane, a w innej sprywatyzowane, jedna przyjmie imigrantów, a druga nie. Każda partia zrealizuje swój program w całości – bez konieczności zawierania koalicji i tworzenia kompromisów. Ale nie będzie mieć żadnego wpływu na politykę zagraniczną i kwestie militarne.
Będziemy mieć tyle państw ile mamy partii, które są w stanie zdobyć większość w jakimś powiecie. Będzie państwo pisowskie, peowskie, lewicowe, peeselowskie, korwinowskie i kukizowe. Jeśli zwolennik państwa peowskiego przegra wybory i jego powiat opanuje państwo pisowskie, to się albo przeprowadzi kilka kilometrów obok, albo poczeka 4 lata i w praktyce zobaczy jak działa które państwo – a potem przegłosuje przeniesienie się jego powiatu do lepszego państwa.
- Zalety rozwiązania.
Dziś Polacy, którzy akceptują, głosują i chcą rządów PiS-u, muszą znosić znienawidzone rządy PO. Jutro wygra PiS i zwolennicy PO też będą musieli znosić znienawidzone rządy. Zawsze ktoś będzie nieszczęśliwy. Zawsze jeden sąsiad narzuci drugiemu to, czego tamten nie chce. Przecież to jest bez sensu!
Ojczyznę musimy bronić wspólnie – tu nie ma kompromisów. Wszyscy razem, solidarnie powinniśmy się bronić przed agresją z zewnątrz. Ale po co nam jakikolwiek kompromis w kwestii ubezpieczeń społecznych, programów szkolnych czy systemu opieki zdrowotnej?!!! Nie ma żadnych powodów by znosić w powiecie, w którym mieszkamy, politykę zdrowotną czy edukacyjną partii, która nie ma w nim większości! Nie ma żadnych powodów by eksperymenty polityczne, ustrojowe czy gospodarcze ćwiczyć w całej Polsce, jeśli można je przećwiczyć w niektórych częściach. I to wiele na raz! Praktyczna konkurencja pokaże jaka partia ma najlepszy program. Będziemy mogli głosować nie tylko co 4 lata rękami, ale na okrągło nogami, tak jak głosujemy dziś emigrując z Polski. Po co emigrować tysiące kilometrów do Londynu, jeśli można by wyemigrować do sąsiedniego powiatu gdzie się mówi tym samym językiem?!
Zaletą mojej propozycji jest to, że nie proponuję jakichś rozwiązań totalnych, autorytarnych, centralnych, całościowych. Nie proponuję jakiegoś najlepszego wieku emerytalnego, idealnego systemu edukacji, najbardziej wydajnego systemu opieki zdrowotnej. Tych ideałów nie ma! Proponuję konkurencję i różnorodność. Proponuję praktykę zamiast teorii. Proponuję wielokrotnie szybszą weryfikacji propozycji partii i ich programów.
Zanim w praktyce, na własnej skórze, poznamy czy lepszy jest PiS czy PO, a może KORWiN lub Kukiz, które rządy są sprawniejsze, które są mniej skorumpowane, które nam służą a które nas niszczą, to umrzemy, bo to potrwa kilka pokoleń. W mojej wizji sprawdzimy wszystko w parę lat.
Konkurencja działa w każdej dziedzinie. Ale nie po kolei, tylko na raz. Kompletnie bez sensu byłoby takie rozwiązanie, że najpierw w Polsce ustanawiamy monopol dla jakiegoś producenta samochodów, sprawdzamy przez 4 lata jak się jeździ jego autami, a po 4 latach głosujemy czy tę markę zostawiamy, czy może zmieniamy monopol na inny. To byłoby głupie, nieprawdaż? To dlaczego stosujemy to w systemie edukacyjnym, w służbie zdrowia, emeryturach czy usługach pocztowych!?
Grzegorz GPS Świderski
PS. Drogi czytelniku! Jeśli akceptujesz moje pomysły polityczne, to możesz oddać na mnie głos w najbliższych wyborach:
http://gps65.neon24.pl/post/126049,kandyduje-na-posla. Ja się nie upieram przy tej konkretnej wizji, którą zaproponowałem powyżej. To jest tylko ogólna koncepcja. Chodzi o to, że będę dążyć do decentralizacji, federalizacji, prowincjonalizacji, tworzenia okręgów autonomicznych, do cedowania kompetencji państwa z centrum na prowincję. Będę dążyć do szwajcaryzacji, amerykanizacji, lichtensztaizacji Polski. Wierzę, że to wzmocni Polskę i militarnie i gospodarczo. Różnorodność jest dobra, a monopol zły!