Charakterystyczną cechą baranów jest to, że pędzą za przewodnikiem
Charakterystyczną cechą baranów jest to, że pędzą za przewodnikiem. Przewodnika tego nie wybierają sobie same między sobą, jak na przykład wilki albo lwy. Przewodnik w stadzie baranów nie musi być wcale najsilniejszy, najsprytniejszy i nie musi o przewodnictwo walczyć. Przewodnik baranów zostaje wyznaczony. Pewnego dnia do zwyczajnego całkiem barana, ani mniej ani bardziej różniącego się od innych, podchodzi pasterz i wiesza mu na szyi dzwonek na czerwonej wstążce. Baran porusza łbem, dzwonek dzwoni. Jak zadzwoni, wszystkie baranie łby podnoszą się jak na komendę. Kiedy dźwięk dzwonka się oddala barany podążają za nim, wierzą bowiem, że to co głośne i brzęczące musi być dobre. Poza tym dźwięk je uspokaja. Na łące gdzie się pasą są także inne stada, inni przewodnicy i inne dzwonki. Dźwięk wszystkich dzwonków naraz poszerza baranom światopogląd i czyni ich duchowość bogatszą. Z czasem rodzi się baranie znawstwo. Poszczególne osobniki zaczynają wymieniać uwagi na temat dźwięku dzwonka z prawej strony i drobnych wibracji, które różnią go od tego dzwoniącego za lewym uchem. I to jest właśnie debata publiczna. Czasem zdarzy się, że jakiś baran z dzwonkiem zwariuje i zacznie latać po hali jak opętany i beczeć, beczeć, beczeć. I to jest właśnie pan Kukiz.
Ja te barany mogłem obserwować w sierpniu, kiedy byłem w Bieszczadach, wtedy też kupiłem sobie rzeszowskie „Nowiny” i przeczytałem tam wywiad z Panem Kukizem. Był to wywiad o patriotyzmie, o JOWA-ach i o tym, że trzeba już skończyć z PO. Ja się do tego tekstu jak i do postawy Pana Kukiza odniosłem bardzo krytycznie. Zrobiłem to zaś dlatego, że sposób promocji swojej nowej płyty, na który się Pan Kukiz zdecydował, wydał mi się wyjątkowo wprost obrzydliwy. Pamiętacie tę reklamę na dworcu Śródmieście w Warszawie? Wielki bilbord z napisem „ZAKAZANE”. Dotyczył ów napis płyty Pana Kukiza właśnie. Dla każdego myślącego człowieka jasne jest, że coś co oznaczone jest nalepką z napisem „Zakazane” nie może być jednocześnie reklamowane na ruchliwym dworcu w centrum miasta. To są sprawy, które się wykluczają. Zakazane nie może być reklamowane, bo jest wtedy oszukane. To proste. Nie dla wszystkich jednak. Kiedy bowiem opublikowałem swój tekst o Panu Kukizie ludzie zaczęli mi zwracać uwagę, że znowu czepiam się „naszych”. A przecież oni chcą dobrze. Chcą podniesienia świadomości patriotycznej, chcą by krzywa patriotyzmu w narodzie rosła, chcą spotęgować nasze wzruszenia odczuwane zawsze kiedy myślimy o Polsce i jej historii. Tylko tego chcą, niczego więcej. Pan Artur Nicpoń napisał mi wtedy wręcz na swoim blogu, że Kukiz jest częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc wieczne czyni dobro. No, nie wiem. Mam wrażenie, że jednak nie. Kukiz nie jest częścią żadnej siły, on tylko lata po łące z dzwonkiem i robi beeeeeee…..
Wczoraj okazało się, że jednak miałem rację. Ja się nie upieram bardzo przy tym i nie chcę sobie tu odbierać tej satysfakcji jak kwitu na węgiel w kasie, w dzień wypłaty. Ja się nawet trochę mitygowałem wczoraj kiedy eska zaproponowała mi, bym przypomniał historię Pana Kukiza. Pomyślałem jednak, że warto. Tym bardziej, że dwóch komentatorów napisało pod wczorajszym tekstem uczciwie, że mylili się co do Pana Kukiza.
Pan Kukiz odmówił udziału w Marszu Niepodległości ze względu na obecność Jana Kobylańskiego. To jest coś niesamowitego. Jan Kobylański przeszkadza Panu Kukizowi. Ja nawet nie wiedziałem, że on tam będzie. Ludzie, którzy idą w tym marszu, nawet jeśli to wiedzą, nie mają nic przeciwko temu, by maszerować w jednym demonstracji w Janem Kobylańskim. A Kukiz ma. Czemu? To proste. Przyszli do niego i powiedzieli, że odczepią mu dzwonek. I już.
Od kilku dni trwa w mediach elektronicznych dyskusja na temat wolności słowa. Dyskusja wywołana postawą Gmyza i decyzją Hajdarowicza. To jest również coś niesamowitego. Barany znów ustalają, który dzwonek brzmi piękniej. Nadziwić się temu nie można. Mamy oto bowiem sytuację kuriozalną, mamy wolne słowo, które dystrybuowane może być przez wyznaczonych dziennikarzy i przez nikogo więcej. Kiedy ktoś zaś próbuje w przestrzeni publicznej umieszczać swoje wypowiedzi i czyni to wbrew dzwonkom i koncesjom, uważany jest za osobę niepoważną w najlepszym razie. Za jakiegoś mąciciela, za defetystę. Ja tu piszę oczywiście o sobie i o moich kolegach, którzy publikują teksty utrzymane w podobnej do mojej konwencji. Tylko bowiem dobrze znany dźwięk dzwonka uspokaja baranią duszę. Nic więcej. Pasterze dobrze o tym wiedzą.
Mamy więc to co mamy: pana od liberalizmu, pana od endecji, pana od Kościoła i innych panów, którzy wygłaszają przygotowane wcześniej kwestie, całkowicie nie a propos tego co się na naszej łące dzieje. A dzieje się wiele. Tyle, że baranom jest to obojętne. Musi dzwonić, bez tego ich życie traci sens.
Ja się nie chcę więcej znęcać nad Panem Kukizem i jego obrońcami, nie chcę też mówić nic więcej na temat Cezarego Gmyza i Hajdarowicza. Eska bowiem wczoraj zasugerowała, że może się zdarzyć coś, co przerośnie nawet moją wyobraźnię. Może się mianowicie zdarzyć, że Gmyza przyjmą z powrotem do Rzepy i wszystkie dzwonki znowu zaczną brzęczeć w jednej tonacji. Nazwijmy ją tu sobie tonacją niepokorną. Zupełnie tak samo nazywa się nowa książka o Wildsteinie – „Niepokorny”.
Zostawmy stado i zwróćmy oczy swe ku Janowi Kobylańskiemu. To jest człowiek tajemniczy i z pewnych punktów widzenia może być określany słowem „dziwny”. Emigrant, który wygrał przetarg na druk znaczków poczty Paragwaju. Za czasów Alfredo Stroessnera, co nie jest jak przypuszczam bez znaczenia. Alfredo Stroessner był człowiekiem trzymającym swój mały kraj na poziomie cywilizacyjnym nieznanym wielu krajom w tamtej części globu. Póki żył i panował w Paragwaju wszystko działało, woda leciała z kranów, promy na Paranie i Rio Paraguay kursowały jak trzeba, pociągi się nie spóźniały. Nie cieszył się Alfredo Stroessner sympatią opinii publicznej świata, bo chodziły pogłoski, że ukrywał zbrodniarzy niemieckich. Jeśli to czynił, nie mógł się ten proceder odbywać bez wiedzy CIA, albowiem tej organizacji był pan Stroessner potrzebny bardzo. Kiedy zaś przestał być potrzebny, okazało się, że ma konkurenta do fotela prezydenckiego, a ten konkurent ma więcej broni. Musiał więc prezydent Alfredo uciekać do Brazylii. Tam się rozchorował, położyli go na stół operacyjny i na tym stole umarł. Jan Kobylański zaś wyjechał z Paragwaju do Urguwaju i tam zajął się jakąś inną działalnością.
Nie myślcie sobie, że ja wiem, dlaczego Żydzi nie lubią Kobylańskiego. Pojęcia nie mam. Tak się tylko, na własny użytek zastanawiam. Może ma to jakiś związek z CIA?
Przypominam także, że sprzedajemy ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Książka jest jeszcze dostępna w hurtowniach na Kolejowej w Warszawie, w księgarni Wojskowej w Łodzi oraz w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie i jeszcze w księgarni http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ . Już za chwilę jej nie będzie. Na razie nie planujemy wznowienia.
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy