ŁYSA PRAWDA NIE ZAWSZE JEST PRAWDĄ
PAMIĘCI LECHA KACZYŃSKIEGO
Waldemar Łysiak, wybitny polski pisarz, wieloletni felietonista „Gazety Polskiej”, obecnie piszący w „Uważam Rze” w ostatnim felietonie z cyklu „łysa prawda” – „Wawelski cmok”- tym razem rozmyśla nad spoczynkiem wiecznym na Wawelu pary prezydenckiej, poległej w zamachu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku.
Z tych gorzkich słów felietonu wynika prawda łysa, iż zapewne Waldemar Łysiak do akolitów Głowy Państwa nie należy.
Wcale nie musi.
Temat miejsca pochówku Pary Prezydenckiej przez ponad dwa lata został omówiony z nadwyżką, będąc wielokrotnie przedmiotem kpin nie tylko medialnych „salonowych”.
Wielkość, czy nawet nijakość prezydentury Lecha Kaczyńskiego oceni historia, zapewne nie posiadają takich kompetencji znani duchowni, przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski, czy też wybitni polscy pisarze.
Kompetencji takich nie posiada żadna strona polityczna, prawa, czy lewa, nienawistna, czy przyjazna Głowie Państwa. Z zażenowaniem przeczytałem usiłowania odtworzenia przez salon „ekwilibrystyki dykcyjnej” Lecha Kaczyńskiego, zwaną „złą manierą artykulacji” – ciągłe seplenienie przez kurczowo ściskane wargi.
Eksponowana jest w felietonie „sprawa Barubara”, gdy Lech Kaczyński miał mylić w wymowie nazwisko Artura Boruca bramkarza reprezentacji Polski w piłce nożnej. W felietonie sporo czytamy o szmatławcu niemieckim „Tageszeitung”, w którym opluto bliźniaków, a ci się publicznie wściekli.
Felietonista uważa, iż cięższe argumenty „opluwania” skierowane były do innych polityków, były przez nich ignorowane, więc rozpętywanie afer politycznych z takiego powodu, iż nazwano ich „kartoflami”, to dowód żenującego prowincjonalizmu.
Duża część prawicy uwierzyła w obrażalskość Kaczyńskich, nader pasującą do zaściankowej sarmackiej tradycji obrażania się przez rodzimych magnatów i purpuratów, którą wykpił Marian Hemar:
„Znasz chyba osobiście
Jakiego dygnitarza?
Tedy wiesz oczywiście
Jak łatwo się obraża.
Jak lubi się obrażać
Jak mu się wzdyma łono
Kiedy może uważać
Że Polskę – w nim – obrażono.
Tymczasem media okłamały – zataiły powód oburzenia Kaczyńskich – skoro Tageszeitung” stwierdził iż Jarosław Kaczyński „żyje z własną matka i to bez żadnej metryki”.
Waldemar Łysiak konkluduje:
„Znaj proporcję mocium panie. Dla tych sfer był Kaczyński prezydentem przyzwoitym, gdyż „białogwardyjskim” – czyli antyczerwonym ( z antyróżowością było już u niego różnie), słusznym kierunkowo, lecz trochę żenującym przez swe gafy, lapsusy, czy komiczność wystąpień telewizyjnych z recytatorsko – deklamatorskim mruczandem z łapkami Gucia-Pucia trzymanymi przed sobą w manierze szkolnej prymuski.
W moim spojrzeniu kotka Gucia – Pucia zapewne była łaskawsza dla swojego pana niż „łysa prawda”.
Już po raz następny w „Uważam Rze” Waldemar Łysiak nieprzychylnie, mówiąc delikatnie, odnosi się do „Gazety Polskiej”, tym razem jako zatwardziały adwersarz.
Dla mojej satysfakcji są to ataki wymierzone bez przygotowania i skutków, skoro właśnie kluby „Gazety Polskiej” zmierzają wprost ku Niepodległej, pozostawiając w dalekim zasięgu „Uważam Rze”.
„Wypięcie się Kaczyńskiego na Rzeź Wołyńską” mówiąc również delikatnie należy uznać za pomyłkę w tekście Waldemara Łysiaka. Lech Kaczyński był w lipcu 2009 roku patronem Ogólnoświatowego Zjazdu Kresowian na Jasnej Górze uznając w swoim liście skierowanym do nas uczestników, że Rzeź Wołyńska była ludobójstwem – genocide –/termin ten wprowadził polski prawnik Rafał Lemkin (1900–1959)/ … jak słusznie Lech Kaczyński ten termin określił po prawniczemu.
"Wawelski cmok" zapewne nie stanowi następnego kroku niepodległościowego.
Cmok, to jednak nie krok.
Aleksander Szumański