Rozniecanie kolejnego ogniska napięć, tym razem na półwyspie koreańskim, budzi poważne zaniepokojenie. Ewentualny konflikt mógłby spowodować ogromne negatywne następstwa i to nie tylko w samym regionie.
Zwykła w takiej sytuacji retoryka USA o zagrożeniu ze strony „nieprzewidywalnego reżimu” Północnej Korei, jest takim samym kłamstwem, jak wszystkie poprzednie dotyczące dziesiątek zniszczonych przez Waszyngton państw. Reżim północnokoreański jest zapewne zbrodniczy w stosunku do swych obywateli, ale nie stanowi problemu w skali międzynarodowej. Phenian nigdy nie zaatakował nikogo i nie jest nawet eksporterem tak popularnego dziś terroryzmu, czego nie można powiedzieć o Stanach Zjednoczonych i ich wasalach.
W związku z powyższym, z ciekawością śledziłem ostatnio debatę na ten temat, wiedzioną przez obserwatorów od lat zamieszkałych w regionie, znających lokalne języki, obyczaje i poglądy ludzi, oraz postawę władz. Przeważała opinia, że „północnokoreański reżim” jest całkowicie poczytalny i przewidywalny, w pełni zdający sobie sprawę z ewentualnych następstw konfliktu. Natomiast społeczeństwo koreańskie nie zapomniało i nie wybaczyło zarówno zbrodni japońskich z okresu II Wojny Światowej, jak amerykańskich z okresu konfliktu na półwyspie, gdzie dywanowe naloty US Air Force zabiły ponad milion ludzi. Paradoksalnie, agresywnej postawie Stanów, którą można obserwować od zakończenia konfliktu zbrojnego do dnia dzisiejszego, reżim w Phenianie zawdzięcza swe przetrwanie, będąc postrzeganym przez społeczeństwo jako gwarant niezależności od zbrodniczego agresora.
Nie inaczej mają się sprawy z Chinami, najbliższym sojusznikiem i protektorem Korei Ponocnej. Tam też, zarówno społeczeństwo, jak i władze nie zapomniały o wiekach prześladowań, eksploatacji, kolonialnych poniżeń i ludobójstwa, zarówno z okresu II Wojny Światowej, jaki wcześniejszych, jak np. wojen opiumowych. Nie zapomniano, ani nie wybaczono, Japonii, Zachodowi, a w szczególności Anglosasom, popełnionych zbrodni. Stąd też iluzoryczną wydaje się nadzieja Zachodu na zastraszenie i w konsekwencji podporządkowanie sobie tych państw w ramach NWO. Dlatego też jeszcze bardziej prawdopodobna wydaje się groźba konfliktu nuklearnego, który spowodowałby nieobliczalne konsekwencje dla całego globu.
W tym kontekście można oczywiście debatować, czy pamięć historyczna jest dobra czy nie, ale na pewno jest objawem zdrowia psychicznego i normalności owych społeczeństw. Dla kontrastu, obywatele III RP są całkowicie jej pozbawieni, czego rezultatem jest dzisiejsza agonia postnarodowej III RP i jej społeczeństwa, oraz triumf jej wszystkich licznych wrogów.
Przeciętny obywatel III RP:
-nie zidentyfikuje żydostwa jako swego głównego wroga, bo byłby to wyraz „antysemityzmu”, a więc dowód na ciemnotę i zaściankowe zacofanie. A Polak prędzej sobie pozwoli rękę obciąć, niż przyznać że pochodzi z prowincjonalnej nędznej kolonii Unii Europejskiej. Przy czym dwa tysiące lat z nawiązką świadczące o słuszności powyższej tezy i to w stosunku do wszystkich bez wyjątku gojów, nie ma nic do rzeczy we wspomnianej sprawie;
-nie uzna Niemców za swych odwiecznych wrogów i sprawców niewypowiedzianych wręcz zbrodni w stosunku do Polski i Polaków, bo są oni „głównym adwokatem III RP w UE”, tak uwielbianym przez polskojęzycznych „europejczyków”, „ekskluzywnym klubie bogatych”.
– nigdy nie skonstatuje rezultatu planowej de-industrializacji Polski w ramach wojny hybrydowej Zachodu, której efekty w każdej niemal sferze były dlań katastrofalne, bo musiałby wtedy zaakceptować druzgocącą konieczność poruszania się Polonezem zamiast Mercedesem i mycia się mydełkiem Pollena a nie Palmolive;
– nigdy nie zauważy dwuznacznej gry hierarchii kościelnej, czyli watykańskiego „deep church”, wynikiem której jest pełna dezorientacja tego segmentu społeczeństwa, który nie uległ jeszcze całkowitej demoralizacji. Wszelka krytyka i konstatacja tego mogłaby rzucić cień na „największego Polaka wszech czasów”, którego światło globalnej chwały rozgrzewa w jakimś stopniu zamarznięte w kompleksach serca jego rodaków.
No ale być może dzięki temu III RP nie stanie się zarzewiem globalnego nuklearnego konfliktu, jak to grozi Korei i Chinom? Niestety, to tez może się nie ziścić, jeśli reżim warszawski, na polecenie swych pryncypałów z amerykańskiego „deep state”, nadal będzie zaogniał stosunki z Rosją.
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata