Palikot to nie żaden Szela, rebeliant i buntownik. To prawdziwie głębokie rezerwy rządu i PO, to polisa układu na jego trwanie, to część obozu władzy.
Kiedyś nazwałem Palikota polskim Żyrinowskim. I to nie dlatego, że zachowuje się chamsko, wulgarnie i brutalnie. Podobieństwo między obu dżentelmenami (choć nie upierałbym się przy tym sformułowaniu) jest o wiele głębsze i bardziej polityczne. Otóż powszechnie wiadomo, że szef Partii Liberalno – Demokratycznej (swoją drogą – cóż to za perwersja językowa) został wymyślony i stworzony przez Kreml, po to jedynie, żeby skanalizować część gniewu społecznego i nie pozwolić na wzrost notowań Partii Komunistycznej. Choć i ta ostatnia partia nazywana jest czasami ugrupowaniem w sumie establishmentowym, to jednak stanowi – formalnie przynajmniej – opozycję wobec rządzących w Rosji. I dzięki Żyrinowskiemu około 10% elektoratu jest zagospodarowana nie przez Ziuganowa, ale przez PL-D. Dzięki temu Kreml może spokojnie kontrolować procesy społeczne w Rosji i nie bać się wzrostu niezadowolenia wobec siebie w najważniejszych momentach Żyrinowski głosuje tak, jak chce tego władza, bo tak naprawdę jest jej częścią – może stworzoną przez służby specjalne, może jedynie przez polittechnologów, ale zawsze wierną Kremlowi.
Z Palikotem jest podobnie – zawsze służy władzy. W zamieszaniu z emeryturami posłużył jako straszak Tuska na PSL, już za chwilę wstrzyma się od głosu w kwestii referendum w tej samej sprawie. I zawsze będzie tak właśnie postępował, zawsze w najważniejszych głosowaniach będzie ułatwiał życie rządowi. Bo jest częścią tego układu, częścią establishmentu, częścią obozu władzy. I to częścią bardzo dobrze stworzoną. Jedynie na pozór jest chuliganem i trybunem ludowym – w istocie jest salonem, mainstreamem, częścią układu. Układowi rozumianemu jak najbardziej serio i jak najbardziej twardo. Nie wiem, kto stworzył Palikota i kto go teraz prowadzi, ale jak się dobrze mu przyjrzeć, to zza tej maski, którą nosi, wyziera twarz władzy – czasami Tuska, czasami Komorowskiego, czasami Dukaczewskiego.
Nie mam żadnej wątpliwości, że Ruch Palikota to w istocie gwarancja dla układu i władzy na to, że nawet jakby coś się im nie udało i naród pozbył się ich, to rządzić nie będzie Ziuganow (w polskim przypadku to Jarosław Kaczyński), ale ich twór i produkt. Palikot to nie żaden Szela, rebeliant i buntownik. To prawdziwie głębokie rezerwy rządu i PO, to polisa układu na jego trwanie, to część obozu władzy. Każde ważne głosowanie to potwierdza. Ale żeby to dostrzec, trzeba przestać słuchać Palikotowej propagandy i zacząć obserwować jego realne działania. Zawsze służą utrwaleniu status quo. Zawsze służą władzy. Nie jego władzy.