Bez kategorii
Like

Ouwehoeren a wiek emerytalny

22/05/2012
508 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Film zrealizowany w 2011 roku w Holandii . Tytuł oryginalny – „Ouwehoeren” – „Stare dziwki”

0


 

 

Ouwehoeren

fot. http://www.bol.com/nl

 

W Holandii (2011) zrealizowano film o podstarzałych prostytutkach, które są bliźniaczkami i udzielały się (dosłownie) do niemal siedemdziesiątki.Pełnometrażowy dokument jest po niderlandzku, tytuł oryginału – „Ouwehoeren” („Stare dziwki”), tytuł angielski – „Meet the Fokkens”; więcej – www.meetthefokkens.com.

Amsterdamska dzielnica latarni (albo latarń) o czerwonym zabarwieniu, to jedna z najlepiej rozpoznawalnych na świecie dzielnic seksbiznesu. Oczywiście chodzi o świat mężczyzn, bowiem – pomijając pracowników (a właściwie pracownice), to większość niewiast jedynie słyszała o tym grzesznym przybytku i co najwyżej może żałować, że nie są panami. Nazwa miasta wyraźnie sugeruje, że jest to gród dla dam bez nadmiernych przegród.

Skoro media podają, że „Większość turystów nie wyobraża już sobie miasta bez półnagich prostytutek stojących w witrynach i zapraszających za zasłonki małych kabin, rozświetlonych przyćmionym czerwonym światłem”, to znaczy, że ci przybysze nie tylko oglądają owe ciekawostki przez szyby – wielu również nie wyobraża sobie Paryża bez wieży Eiffla i na podziwianiu z dołu nie poprzestaje, bo lepsze widoki są po skorzystaniu z jazdy (oczywiście windą).

Film jest dokumentalny i biograficzny – bliźniacze siostry Martine i Louise Fokkens grają w nim swoje role. W Chinach są jeszcze nobliwe damy, pamiętające czasy czerwonej rewolucji kulturalnej, występujące w jednolitych uniformach, zaś w Holandii mamy dwie jednakowo ubrane panie przechadzające się po Dzielnicy Czerwonych Latarni, którą znają od czasów rewolucji obyczajowej (także – na swój sposób – kulturalnej) lat sześćdziesiątych. Ciepło wspominają koleje swojego życia i barwną (rozmaity koloryt ciuchów i karnacji skóry) klientelę.

Odsłaniają sekrety uprawianego* zawodu, ale dawniej wolały (i nie tylko one) śmielej siebie odsłaniać – wiek ma swoje prawa i mankamenty, zaś pieniądze zawsze są mile widziane i to niezależnie od zakresu odkrywanych tajemnic, nawet w zamożnych Niderlandach.

Przegląd różnorodnych sytuacji – „od spotkań z dawnymi znajomymi i rodziną, aż po ukazanie Martine w kilku odważnych** scenach erotycznych podczas pracy*** daje portret psychologiczny obu sióstr, uwodzących czystą życiową energią i humorem”. Z nostalgią można skonstatować, że w końcu nadejdzie wieczór, kiedy nastąpi ostatni zajazd powozem na ostatni bal.

Poemat „Pan Tadeusz” jest nostalgicznym przedstawieniem ostatniego zajazdu na Litwie oraz szeregu innych ostatnich kwestii, natomiast owe siostry również zmagają się z nutą sentymentalizmu i nostalgii – „Martine, namawiana przez przyjaciół i tęskniąca za spokojną starością, planuje zakończyć pracę w zawodzie”, zatem pomału nadchodzi kres wesołych i bezpruderyjnych zajazdów, zjazdów, wjazdów, wyjazdów, podjazdów, najazdów, dojazdów i odjazdów, także wejść, przejść, dojść, wnijść, niepożądanych zajść oraz wzlotów, dolotów, wlotów, ulotów, zlotów, oblotów, oplotów, splotów, przeplotów, przelotów, nalotów, odlotów, a najmniej zalotów.

Okazuje się, że „Z historią sióstr odchodzi również w niepamięć historia miasta” (a ich przygoda składa się z więcej niż dwunastu ksiąg) i jest to wielka a niepowetowana strata, choć skądinąd wiadomo, że życie nie znosi próżni, zatem kolejny narybek (a właściwie „nowe narybki”) ostro i bez żenady szlifuje i bruki (obecnie raczej asfalty), i salony.

Dwie sympatyczne starsze Holenderki, można powiedzieć, że spadły polskiemu rządowi niczym z nieba (choć zajmowały się – i to do niedawna – całkiem piekielnymi praktykami i to właśnie w dobie rozważania i zatwierdzania podwyższenia wieku emerytalnego). Obie już leciwe i całkiem lekko prowadzące się (przez ponad pół wieku) panie mają – jak podały media – niemal 70 lat, ale dokładnie to mają o dwa lata więcej, niż najnowsze (i pewnie nieostatnie) propozycje naszego rządu, czyli po 69 lat, co jest liczbą geometrycznie estetyczną, a ponadto doskonale wpisującą się w omawianą branżę. Obie panie są wielce doświadczone, bowiem – jak to mówimy w Polsce – z niejednego pieca jadły.

Ponieważ pomysłowo i tolerancyjni Holendrzy finansują sekscesy co biedniejszym swoim obywatelom w ramach państwowej opieki zdrowotnej, to niewykluczone, że te siostrzane babcie udzielały się do końca swej zawodowej kariery w ramach obywatelskiego a dotowanego posłannictwa (za młodsze należy dopłacać z własnej kieszeni). Najważniejsze w życiu człowieka, to znaleźć właściwą niszę dla swej działalności ku swemu i bliźnich szczęściu i zadowoleniu.

Abstrahując od rodzaju wykonywanej pracy, to obie Holenderki – radosne, energiczne, sympatyczne – są przypadkowymi sprzymierzeńczyniami polskiego rządu, bowiem któż (jak nie one) miałby być (jeszcze) żywym świadectwem, że pracować (tyrać, zasuwać, funkcjonować, wykonywać, działać, parać się, zajmować się) można z werwą, zadowoleniem i entuzjazmem, jeśli nie do 69 (jak opisywane damy), to przynajmniej do 67 lat.

I nawet jeśli to naszych panów nie bardzo przekona, to powinno być jednak pewną pociechą i zachętą dla naszych pań (w zajęciach wszelakich, wszak tworzymy nowoczesne i wyzwolone – nie tylko po 1945 i po 1989 – społeczeństwo), które mogą swój fach (zawód, funkcję, profesję) zmieniać w ciągu (coraz dłuższego, co obliczyli statystycy, zaś rząd to podchwycił) życia parokrotnie, podobnie jak mężów. Zamiast emerytalnych wyjazdów do ciepłych krajów, to przynajmniej jakieś zmiany w dziedzinie emerytalnego wieku są sugerowane.

Holenderki powinny być zaproszone do Polski, aby podzielić się z naszym społeczeństwem (a przynajmniej z jego ładniejszą połową) swymi spostrzeżeniami, osiągnięciami i rozważaniami na temat etyki i moralności, zaś na bilbordach powinny reklamować nowe podejście do sugerowanego wieku emerytalnego. Może podzielą się swoimi pikantnymi pomysłami z naszymi sześćdziesięcioletnimi nie tylko modelkami, tancerkami i stewardesami (bo one sobie jakoś poradzą), ale także z kucharkami, szwaczkami, nauczycielkami i urzędniczkami.

Skoro banki zapraszają do nas Chucka Norrisa i Antonia Banderasa, to dlaczego nie mógłby polski rząd nierządnych sióstr Fokkens u nas wylansować? Zresztą – kto jak kto, ale zacne holenderskie obywatelki, z racji zamieszkiwania nieopodal terenów położonych poniżej poziomu morza, najlepiej wspomagałyby rząd w wychodzeniu z jakichkolwiek depresyj, zaś z emerytalnej w szczególności.

 

* – można uznać, że ogrodnik i sportowiec mogą coś uprawiać, takoż i te panie; uprawianie zawodu w tym przypadku jest wyjątkowo właściwym określeniem; trudno sobie wyobrazić, aby pielęgniarka lub spawacz uprawiali swoje profesje (tu „uprawiać” nie oddawałoby mechanizmu tych zajęć)

** – trzeba jednak obejrzeć film, jeśli interesują nas te odważne sceny, bowiem nie wiadomo, czy są z udziałem weteranów (a rówieśników sympatycznych pań), czy znaleźli się młodzi amatorzy „wiekowego wina”

*** – jeśli propagujemy określenie „praca” w omawianym znaczeniu, to zmierzamy ku legalizacji omawianego fachu, a ponadto w jakiś sposób chcemy przytłumić społeczny negatywny odbiór zarówno w odczuciu panów (jako potencjalnych klientów) oraz pań (jako potencjalnych specjalistek najstarszego – a ciągle odnawianego – fachu); „sponsorowanie” to inne określenie, które ma podobny cel (aby uniknąć dawnego – a okazuje się, że już zbyt przaśnego – określenia, nawiązującego w wielu zachodnich językach do krzywizny i to nie tylko moralnej)

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758